Wyniki śledztwa, jakie odbyło się w 2011 i 2012 roku pokazują, że dobrostan zwierząt nie występuje na żadnej z ferm - zwierzęta są chore, poranione, zestresowane. Powszechni są choroby takie jak stereotypia, apatia, choroby uszu, oczu oraz kończyn. Dodatkowo, śledztwo dowodzi, że jałowe środowisko, jakim jest metalowa klatka, w żaden sposób nie może zastąpić naturalnych warunków oraz podstawowych potrzeb zwierzętom futerkowym. Istnieje sprzeczność pomiędzy interesami hodowców, których popiera Ministerstwo Rolnictwa a dobrem zwierząt, które teoretycznie chroni ustawa o ochronie zwierząt, gwarantując im „możliwości egzystencji, zgodnie z potrzebami danego gatunku, rasy, płci i wieku"
Problem pojawia się, gdy spojrzymy na sposób przeprowadzania kontroli na fermach przez Inspekcję Weterynaryjnych. W społecznym odczuciu Lekarza Weterynarii to ktoś, kto dba o zdrowie zwierząt. Ktoś, kto z założenia im pomaga. Jest to odpowiednik naszego „ludzkiego” lekarza. Jednak lekarz weterynarii dokonując kontroli na fermach, nie zajmuje się stanem psychofizycznym zwierząt, ani nie podchodzi krytycznie do przepisów Ministerstwa Rolnictwa, które ewidentnie szkodzą zwierzętom. To w takim razie jaka jest jego funkcja? Nie trzeba być lekarzem weterynarii, aby móc policzyć zwierzęta, co jak wynika z raportu NIK-u opublikowanym w 2011 roku, okazuje się być dla niektórych i tak dużym problemem (Inspektor Weterynarii z Wielkopolski podał w raporcie zaniżoną liczbę norek, przy kontroli NIK-u tłumacząc się, że nie chciał stresować zwierząt, przy czym jego interwencja była spowodowana zgłoszeniami mieszkańców, którzy podejrzewali, że na fermie została przekroczona liczba zwierząt). Ten sam raport udowodnił, że w 35 proc. badanych ferm futrzarskich łamie się przepisy weterynaryjne oraz, że aż 2/3 ferm nie było rzetelnie kontrolowane przez Inspekcję Weterynaryjną. Co więcej oszukiwano w liczbie skontrolowanych ferm (lekarz weterynarii w Poznaniu w raportach wykazał, że w latach 2009-2010 skontrolował odpowiednio siedem i sześć ferm zwierząt futerkowych, podczas gdy faktycznie skontrolowano odpowiednio dwa i jedno gospodarstwo), stwierdzono również brak dokumentacji leczenia zwierząt czy umów na odbiór padłych zwierząt.
Warto też wspomnieć o wsi Stawiec, w której właściciel fermy trzymał lisy w piekarnikach! Podczas interwencji aktywistów wrocławskiej Eko – straży i Koalicji na Rzecz Zakazu Hodowli Zwierząt Futerkowych w Polsce zastępczyni Inspektora Weterynarii odmówiła wejścia na fermę pomimo przedstawionych jej dowodów świadczących o bardzo złych warunkach na fermie. Ostatecznie ferma została zamknięta.
Na 96 ferm będących pod nadzorem Inspekcji Weterynaryjnych z województwa wielkopolskiego zaledwie 4 zostały skontrolowane w roku 2010 pod kątem dobrostanu zwierząt. Trzeba podkreślić, że te kontrole niczego nie zmieniają. W naszym odczuciu nastąpiło wypaczenie zawodu lekarza weterynarii, który służy interesom hodowców.
Żądamy zakazu hodowli zwierząt na futra!
Przyłącz się do społecznego protestu przeciwko okrutnemu traktowaniu zwierząt na fermach futrzarskich: 29 listopada 2012 roku, godzina 14:00, ul Grunwaldzka 250 w Poznaniu.