Jesteś tu:
Start » Piotr
Kropotkin » .... |
||
Piotr
Kropotkin
Nota
redakcyjna
Rozdział 1. NASZE BOGACTWA Ludzkość odbiegła daleko od owej epoki zamierzchłej, w której człowiek; przy pomocy niezdarnych narzędzi, czerpał środki do życia z przypadkowych zdobyczy myślistwa i potomkom swym pozostawiał, jako jedyne dziedzictwo - schronisko w grocie skalnej, liche narzędzia z krzemienia i... Przyrodę, niezmierzoną, nieznaną, okrutną Przyrodę, z którą trzeba było prowadzić twardą walkę o nędzny byt. W ciągu tego okresu pełnego niepokojów, trwającego tysiące i setki tysięcy lat, rodzaj ludzki zdołał jednak nagromadzić niesłychane skarby. Wykarczował olbrzymie przestrzenie, osuszył bagna, poprzecinał puszcze leśne, przeprowadził drogi, budował, robił wynalazki i spostrzeżenia, uczył się, stworzył narzędzia skomplikowane, wydarł Przyrodzie jej tajemnice, ujarzmił parę wodną; tak dalece, że dziś człowiek cywilizowany, przychodząc na świat, ma na swe usługi ogromny zasób bogactw, nagromadzonych przez pokolenia poprzednie. Pozwala mu to stwarzać pracą własną, nowe bogactwa, o jakich nie marzyła nawet wyobraźnia Wschodu w bajkach z "Tysiąca jednej nocy". Powierzchnia ziemi, częściowo wykarczowana, oczekuje tylko pracy inteligentnej i doborowego ziarna, by pokryć się plonem bujnym, przewyższającym potrzeby całej ludzkości. Technika i środki uprawy są zbadane. Na dziewiczych łanach stepów amerykańskich, stu ludzi przy pomocy potężnych maszyn, produkuje w ciągu paru miesięcy tyle zboża, ile potrzeba dla dziesięciu tysięcy na przeciąg roku. Gdzie chodzi o podwojenie, potrojenie lub o stokrotne pomnożenie zbiorów, tam człowiek sam stwarza glebę, pielęgnuje odpowiednio każdą roślinę i otrzymuje bajeczne plony. I podczas, gdy pierwotny myśliwy potrzebował dla wyżywienia swej rodziny, co najmniej stu kilometrów kwadratowych ziemi, dziś człowiek cywilizowany, nieskończenie mniejszym trudem i z większą pewnością, zapewnia utrzymanie dla swej rodziny z uprawy roślin na powierzchni dziesięć tysięcy razy mniejszej. Klimat nie stanowi już dzisiaj przeszkody. Brak słońca człowiek zastępuje ciepłem sztucznym, zanim wynajdzie także odpowiednie sztuczne światło, dla przyspieszania rozwoju roślin. Przy pomocy szkła i rur z ciepłą wodą zbiera plon dziesięciokrotny, w porównaniu do tego, jaki otrzymywał dawniej na lej samej przestrzeni. Cuda, dokonane w przemyśle, są jeszcze bardziej uderzające. Przy pomocy tych mądrych istot - maszyn spółczesnych - owocu pracy, trzech lub czterech pokoleń, przeważnie nieznanych, wynalazców - stu robotników wytwarza tkaniny, potrzebne na odzież dla dziesięciu tysięcy ludzi w ciągu dwóch lat. W dobrze urządzonej kopalni węgla stu górników wydobywa opał dostateczny dla dziesięciu tysięcy rodzin w surowym klimacie. I jakkolwiek, zarówno w przemyśle, rolnictwie, jak w ogóle, w całokształcie organizacji spółczesnej, z pracy naszych przodków korzysta w całej pełni niewielka garstka ludzi, tym niemniej jednak twierdzić możemy, że już dziś ludzkość, posługując się, nawet tymi tylko maszynami, które posiada, mogłaby zapewnić wszystkim życie dostatnie, a nawet zbytkowne. Tak, w istocie jesteśmy bogaci, nieskończenie bardziej, niż przypuszczamy: bogaci, dzięki temu, co już posiadamy, a bardziej jeszcze ze względu na to, co stworzyć możemy przy pomocy istniejących środków produkcji, nieskończenie zaś bogaci przez możność tego, co da się otrzymać z ziemi, z fabryk, z wiedzy i umiejętności technicznych, gdy cała produkcja zostanie skierowana dla zapewnienia dobrobytu powszechnego. *** Czemuż, skoro społeczeństwa cywilizowane są tak bogate, spotyka się tyle nędzy naokoło? Po co ta ciężka, ogłupiająca praca mas ludzkich? Skąd ta niepewność jutra, trapiąca robotnika, najlepiej nawet uposażonego? A wszystko to pośród niezliczonych bogactw, odziedziczonych po przeszłości i w obliczu potężnych sił wytwórczych, które mogą dać dobrobyt wszystkim w zamian za kilkugodzinną pracę dzienną. Odpowiedź na to pytanie dali socjaliści. Odpowiedź tę powtarzają codziennie, popierając ją argumentami, zaczerpniętymi ze wszystkich dziedzin wiedzy. Dzieje się tak dlatego, bo wszystko, co jest niezbędne dla produkcji: ziemia, bogactwa mineralne, narzędzia i maszyny, środki komunikacji, żywność, mieszkania, wykształcenie, wiedza, wszystko zostało zagarnięte przez jednostki w ciągu tych długich dziejów łupiestwa, wędrówek ludów, wojen, ciemnoty i ucisku, które przeżyła ludzkość, zanim nauczyła się ujarzmiać siły przyrody. Dzieje się tak dlatego, że korzystając z domniemanych praw, nabytych w przeszłości, jednostki te przywłaszczają sobie dwie trzecie produktu pracy ludzkiej, które trwonią w sposób nierozumny, gorszący; dlatego, że, pozbawiwszy masy środków istnienia, dopuszczają człowieka do pracy tylko pod warunkiem, że lwią część plonu swej pracy im oddawać będzie; przy tym nie dają mu wytwarzać tego, co jest mu niezbędne lub byłoby pożyteczne dla innych, lecz to, co zapewnia właścicielowi największe zyski! W odpowiedzi powyższej streszcza się cały socjalizm. Istotnie, spójrzmy na którykolwiek kraj cywilizowany. Lasy, które go ongiś pokrywały zostały przetrzebione, bagna- osuszone, klimat - uzdrowiony: dogodne to miejsce dla siedzib ludzkich. Gleba, rodząca dawniej tylko dzikie zielska, dziś wydaje bogate plony. Urwiska skalne, zwisające nad dolinami południa, pocięto w tarasy, na których wspina się krzew winny, o złocistych gronach. Rośliny dzikie, dające niegdyś owoc cierpki, lub korzeń niejadalny, zostały przekształcone przez umiejętną uprawę w jarzyny soczyste, w drzewa, dające, owoc doskonały. Tysiące
dróg bitych i żelaznych krzyżują się na powierzchni ziemi, lokomotywa
gwiżdże w dzikich wąwozach Alp, Kaukazu i Himalajów. Rzeki uczyniono
spławnymi; brzegi zgruntowane i uregulowane starannie, ułatwiają dostęp
statkom; sztuczne porty z wielkim trudem wznoszone i zabezpieczone od
burz, dają schronienie okrętom. W skalach, przewiercono głębokie tunele,
cale labirynty korytarzy podziemnych ciągną się na Całe pokolenia ludzi, zrodzonych i zmarłych w nędzy, uciskanych i poniewieranych przez swych panów, upadających pod brzemieniem pracy, przekazały naszym czasom to olbrzymie dziedzictwo. Przez tysiące lat miliony ludzi pracowały nad trzebieniem puszczy leśnych, osuszaniem bagnisk, torowaniem dróg otamowywaniem rzek. Każda piędź ziemi, którą uprawiamy w Europie, przepojona jest potem paru ras ludzkich, każda droga ma swoją historię świadczeń pańszczyźnianych, pracy ponad siły i cierpień. Każdy kilometr kolei żelaznej, każdy metr tunelu pochłonęły należną im daninę krwi ludzkiej. W kopalniach zachowały się na ścianach do dziś jeszcze wyraźne ślady zaciosów, które ręka pioniera żłobiła w opoce. A w korytarzach podziemnych, ile jest słupów, .wspierających sklepienia, tyle można by postawić nagrobków dla górników, zabitych w sile wieku przez gazy trujące, usuwanie się ziemi, lub zalew wody; a wiemy dobrze, ile każda taka mogiła kosztuje nędzy, niedoli i łez rodzinę, która żyła z lichego zarobku pogrzebanego pod gruzami, człowieka. Miasta dzisiejsze, powiązane ze sobą siecią kolei żelaznych i dróg wodnych, są to organizmy, liczące setki lat istnienia. Spróbujcie kopać grunt, na którym stoją, a znajdziecie uwarstwione jedne na drugich fundamenty ulic, domów, teatrów, gmachów publicznych. Zapoznajcie się bliżej z ich dziejami, a dowiecie się jak, dzięki współdziałaniu mieszkańców, zwolna dźwigały się, rozwijały i rosły, zanim dosięgły stanu obecnego. I dziś jeszcze wartość każdego domu, każdej fabryki, każdego sklepu: pochodzi z nagromadzonej pracy milionów pracowników, spoczywających snem wiecznym, utrzymuje się zaś jedynie dzięki wysiłkom zastępów ludzi, zamieszkujących dany punkt globu. Każdy atom tego, co nazywamy bogactwem narodu, nabiera wartości jedynie przez fakt, że stanowi cząstkę składową tej olbrzymiej całości. Bo i czymże byłyby np. doki londyńskie lub wielkie magazyny Paryża, gdyby nie znajdowały się w wielkich ogniskach handlu wszechświatowego? Czym byłyby kopalnie, fabryki, warsztaty okrętowe i drogi żelazne bez tej masy towarów, przewożonych codziennie lądem i morzem? Miliony istot ludzkich pracowały, by stworzyć całą tę cywilizację, z której dziś tak jesteśmy dumni. Inne miliony, rozsiane po wszystkich zakątkach kuli ziemskiej, pracują nad jej utrzymaniem. Bez nich w ciągu lat pięćdziesięciu z cywilizacji naszej pozostałyby gruzy. Wszystko, nawet myśl, nawet wynalazek, jest faktem zbiorowym, zrodzonym z przeszłości i teraźniejszości. Tysiące wynalazców, znanych lub nieznanych, z których nie jeden umarł w nędzy, przygotowywali grunt dla wynalezienia każdej z tych maszyn, będących świadectwem geniuszu ludzkiego. Tysiące pisarzy, poetów, uczonych pracowało nad budową gmachu wiedzy, nad prostowaniem błędów, tworzeniem tej atmosfery myśli naukowej, bez której żaden z cudów naszego wieku nie mógłby się ujawnić. Ale czyż i te zastępy poetów, filozofów, uczonych, wynalazców nie korzystały z prac wieków ubiegłych? Czy przez całe swe życie nie byli żywieni i wspierani, zarówno fizycznie, jak i moralnie - przez rzesze rękodzielników i robotników wszelkich zawodów? Czy nie czerpali natchnienia i zapału ze swego środowiska? Zapewne geniusz takiego Seguina (1), Mayera (2) lub Grove'go (3} przyczynił się bardziej do pchnięcia przemysłu na nowe tory, niż wszyscy kapitaliści świata, razem wzięci. Ale również i ci geniusze są dziećmi - nie tylko nauki, ale i przemysłu. Albowiem potrzeba było, aby przez długie lata tysiące maszyn parowych przekształcały w oczach wszystkich ciepło w pracę mechaniczną, tę zaś w dźwięk, światło i elektryczność, zanim te umysły wybrane nie ogłosiły światu teorii o jedności sił fizycznych. I jeżeli następnie ludzie XIX stulecia zrozumieli tę ideę i potrafili je zastosować praktycznie, to tylko dzięki temu, że doświadczenie codzienne ich do tego przygotowało. Już myślicieli osiemnastego wieku przewidzieli i zapowiadali tę teorię, ale pozostała niezrozumiana, ponieważ wiek ów nie wzrastał przy huku maszyn parowych. Pomyślmy, jak długo trwałaby jeszcze nieznajomość prawa o zachowaniu energii, które zrewolucjonizowało cały przemysł spółczesny, gdyby Watt nie był znalazł w miasteczku angielskim, Soho, pracowników, zdolnych do wykonania w metalu jego pomysłów teoretycznych. Oni to udoskonalili wszystkie części nowej maszyny i dopięli tego, że para, uwięziona w doskonale zbudowanym mechanizmie - okazała się uleglejszą od konia, dogodniejszą w użyciu od siły spadku wody, słowem, stała się duszą przemysłu spółczesnego. Każda maszyna posiada podobną historię: szereg nocy bezsennych, walk z nędzą, rozczarowań i uniesień, ulepszeń częściowych, dokonywanych przez kilka pokoleń bezimiennych pracowników, którzy dodawali do pierwotnego wynalazku jakieś nieznaczne szczególiki, bez czego jednak najbardziej płodna idea pozostałaby jałową. Można nawet powiedzieć, że każdy nowy wynalazek jest pewnego rodzaju syntezą, wynikiem tysiąca innych wynalazków, dokonanych poprzednio na niezmierzonym polu mechaniki i przemysłu. Wiedza i przemysł, teoria i praktyka, wynalazki i ich zastosowania, wiodące do nowych wynalazków, praca umysłowa i praca fizyczna, myśli i dzieła rąk - wszystko to wiąże się ściśle ze sobą, Każde odkrycie, każdy postęp, każde pomnożenie skarbów ludzkości wiedzie swój początek ze zjednoczonych wysiłków pracy ręcznej i umysłowej przeszłości i teraźniejszości. A więc jakiem prawem może ktoś przywłaszczyć dla siebie bodaj najmniejszą cząstkę tej nieobjętej całości i rzec: "To należy do mnie, nie do was". *** Atoli w ciągu długiego szeregu stuleci, które przeżyła ludzkość, wszystko lot co służy człowiekowi do wytwarzania i powiększania sił wytwórczych zostało przywłaszczone przez jednostki. Kiedyś opowiemy, być może, w jaki sposób się to stało. Obecnie chodzi nam tylko o stwierdzenie samego faktu i o zanalizowanie jego skutków. Dzisiaj ziemia, zawdzięczająca swą wartość właśnie potrzebom wciąż wzrastającej ludności, jest w posiadaniu nieznacznej mniejszości, która może nie dopuszczać i rzeczywiście nie dopuszcza reszty ludności do ziemi, lub też nie daje ją uprawiać zgodnie z potrzebami spółczesnymi. Kopalnie, które są owocem pracy paru pokoleń i których wartość pochodzi także od potrzeb przemysłu i gęstości zaludnienia, również są własnością prywatną. A skutkiem tego ogranicza się ilość wydobywanego węgla, lub całkiem zawiesza działalność kopalń, o ile jej właściciel znalazł dla swych kapitałów lokatę korzystniejszą. Narzędzia pracy znajdują się również w rękach niewielu posiadaczy. Nawet maszyna, nosząca najoczywistsze ślady ulepszeń, dokonywanych na jej pierwowzorze przez trzy pokolenia pracowników, nawet taka maszyna należy do jakiegoś przedsiębiorcy. I gdyby wnukowie wynalazcy, który przed stu łaty zbudował pierwszą maszynę koronkarską, zjawili się dziś w którejkolwiek z fabryk Bazylei lub Nottingham i upomnieli się o swe prawa, przyjęłoby ich okrzykiem: "Idźcie precz! ta maszyna nie należy do was!" Rozstrzelano by ich, gdyby chcieli wejść w jej posiadanie. Koleje żelazne, które byłyby tylko żelastwem bezużytecznym bez gęstego zaludnienia Europy i bez przemysłu i handlu, należą do garstki akcjonariuszy, nie wiedzących może nawet, gdzie znajdują się te linie, dające im zyski większe od dochodów, jakie mieli królowie średniowieczni. A gdyby dzieci tych, którzy ginęli tysiącami wznosząc nasypy i budując tunele, przyszły tłumnie, zgłodniałe i w łachmanach, upomnieć się o chleb u akcjonariuszy - to powitałyby je bagnety i armaty, stojące na straży praw zdobytych. Dzięki takiej potwornej organizacji społecznej, syn robotnika, gdy wchodzi w życie, nie znajdzie ani kawałka ziemi, którą mógłby uprawiać, ani jednej maszyny, którą by mógł puścić w ruch, ani jednej kopalni, w której by mógł pracować, jeśli nie zgodzi się oddawać lwiej części plonu swej pracy jakiemuś panu. Musi sprzedawać swe siły pracy za utrzymanie liche i niepewne. Ojciec jego i dziad pracowali nad użyźnieniem tego pola, nad budową fabryki, nad udoskonaleniem maszyny. Sterali w pracy wszystkie swe siły, a cóż nadto człowiek dać jest w stanie? Lecz on, ich potomek, przyszedł na świat uboższy, niż człowiek dzikiego plemienia. Jeżeli pozwolą mu uprawiać ziemię, to jedynie pod warunkiem, że czwartą część plonu swej pracy odda właścicielowi ziemi, a drugie tyle państwu i pośrednikom. Przy czym danina ta, którą pobiera od niego państwo, kapitalista, obszarnik i pośrednik, stale wzrasta i rzadko kiedy pozwala mu wprowadzić do własnego gospodarstwa jakiekolwiek ulepszenie. Jeżeli oddaje się pracy przemysłowej, to pozwolą mu pracować - i to zresztą nie zawsze - pod warunkiem, że otrzymywać będzie zaledwie trzecią część lub połowę plonu swej pracy, reszta zaś dostanie się temu, kto uznany jest przez prawo jako właściciel narzędzi pracy. Oburzamy się na barona feudalnego, który zabierał rolnikowi czwartą część jego zbiorów. Nazywamy czasy te epoką barbarzyństwa. Jeżeli jednak formy zmieniły się, to treść stosunków ludzkich pozostała ta sama. Pod nazwą wolnej umowy robotnik przyjmuje jeszcze i dziś zobowiązania feudalne. Wobec tego, że wszystko jest czyjąś własnością, musi on ulec, lub zginąć z głodu! Wynikiem takiego porządku rzeczy jest fakt, że cała nasza produkcja skierowana jest jakby na opak. Przedsiębiorca głuchy jest na potrzeby społeczeństwa: jego jedynym celem jest zwiększenie własnych zysków. Stąd bezustanne wstrząśnienia przemysłowe, przesilenia, które przechodzą w stan chroniczny, a z których każde wyrzuca na bruk setki tysięcy robotników. Ponieważ robotnicy za swą nędzną płacę nie są w stanie nabywać bogactw, które wytworzyli, przemysł szukać musi rynków zbytu daleko poza granicami kraju, wśród warstw posiadających innych narodów. Na Wschodzie, w Afryce, mniejsza o to gdzie, w Egipcie, w Tonkinie, Kongo, - europejczyk zmuszony jest w obecnych warunkach szukać odbiorców od siebie uzależnionych. Wszędzie jednak napotyka współzawodników, ponieważ wszystkie narody rozwijają się w tym kierunku. Stąd wojny, wojny bez końca, o pierwszeństwo na rynkach wszechświatowych, wojny o posiadłości na Wschodzie, wojny o panowanie na morzu, wojny celne, wojny przeciw tym, co się buntują! Huk armat nie ustaje, pokolenia cale są masakrowane, państwa europejskie poświęcają na zbrojenia trzecią część swych budżetów, a wiemy dobrze, czym są podatki dla warstw ubogich. Wykształcenie pozostaje przywilejem nieznacznej mniejszości. Bo czyż można mówić o wykształceniu, jeżeli dziecko robotnika zmuszone bywa w trzynastym roku życia pracować w kopalni, lub pomagać ojcu w pracy na roli. Czyż można mówić o nauce robotnikowi, który wraca wieczorem do domu zmordowany całodzienną ciężką, a prawie zawsze ogłupiającą, pracą. Społeczeństwa rozpadają się na dwa wrogie obozy, a w tych warunkach wolność staje się czczym słowem. Radykalny liberał domaga się rozszerzenia swobód politycznych, lecz, przekonawszy się rychło, iż podmuchy wolności budzą klasę robotniczą do życia czynnego - zmienia przekonania, zwraca się do praw wyjątkowych i do rządu pięści. Dla obrony przywilejów potrzeba utrzymywać olbrzymi aparat sądów, więzień, żandarmów, dozorców i katów. Aparat ten sam staje się źródłem całego systemu szpiegostwa, oszustw, zepsucia i przekupstw. Ponadto system ten tamuje rozwój uczuć społecznych. Każdy rozumie, że bez prawości, poczucia godności osobistej, bez sympatii i pomocy wzajemnej rodzaj ludzki musi zginąć tak, jak zginęły niektóre gatunki zwierząt, żyjące z rabunku. Cechy te wszakże nie są korzystne dla klas panujących, to też wysilają się one, by stworzyć całą, z gruntu fałszywą naukę, której celem jest dowieść, że rzecz ma się przeciwnie. Mówi się pięknie o potrzebie dzielenia się wszystkim, co posiadamy, z tymi, którzy nie mają nic. Ale niechby ktoś zechciał wykonywać tę zasadę w praktyce, natychmiast usłyszy ostrzeżenie, że wszystkie te wielkie uczucia dobre są w książkach, w poezji, ale nie w życiu. Przyznajemy, że kłamstwo jest brzydkie i poniżające, atoli całe życie człowieka cywilizowanego staje się wielkim kłamstwem. Sami przyzwyczajamy się i przyuczamy dzieci nasze do moralności dwulicowej, do obłudy! A gdy mózg nasz nie chce się z tym pogodzić, usypiamy go sofizmatami. Obłuda i sofistyka stały się drugą naturą człowieka cywilizowanego. Ale społeczeństwo nie może tak żyć, musi powrócić do prawdy lub zginąć. *** Fakt prywatnego zawłaszczenia bogactw wywiera zatem wpływ na całokształt stosunków społecznych. Pod grozą zagłady społeczeństwa ludzie powrócić muszą do kardynalnych zasad: środki produkcji, będące dziełem zbiorowym ludzkości stać się winny znowu własnością wspólną. Przywłaszczanie ich przez jednostki nie jest rzeczą, ani sprawiedliwą, ani pożyteczną. Wszystko należy do wszystkich, ponieważ wszyscy wszystkiego potrzebują, ponieważ wszyscy pracują w miarę swych sił i ponieważ, przy obecnym systemie produkcji, absolutnie niepodobna określić, jaka część się komu należy. Wszystko
należy do wszystkich! Oto niezliczone środki produkcji, które stworzył
wiek XIX. Oto miliony niewolników z żelaza - maszyn, które heblują,
tną, przędą, tkają, przekształcają materię pierwotną i stwarzają wszelkie
cuda naszych czasów. Nikt nie ma prawa przywłaszczyć sobie bodaj jednej
z nich i powiedzieć: "Ta maszyna należy do mnie. Za jej używanie
będziecie mi płacić daninę od każdej sztuki waszego wyrobu". Podobne
bezprawie popełniał pan średniowieczny, gdy mówił do rolników: "to
pole, ta łąka należą do mnie. Składać będziecie daninę od każdej zebranej
miary zboża, od każdego nagromadzonego stogu siana". Dość już tych haseł dwuznacznych, jak "prawo do pracy" lub "każdemu całkowity produkt jego pracy". Wyznawane przez nas hasło głosi "prawo do dobrobytu - dobrobyt dla wszystkich"
Nasze bogactwa | Dobrobyt dla wszystkich | Komunizm anarchistyczny | Wywłaszczenie | Żywność | Mieszkanie | Odzież | Cel i wydajność produkcji | Pragnienie zbytku | Praca radosna | Wolne porozumienie | Zarzuty | Praca najemna w społeczeństwie kolektywistycznym | Spożycie i produkcja | Podział pracy | Decentralizacja przemysłu | Rolnictwo |
||
| ||
[strona
główna]
[biografia] [pisma]
[opracowania] [ikonografia]
[bibliografia] [odnośniki]
[redakcja] |