Jesteś tu:    Start   »   Piotr Kropotkin  »   ....

Piotr Kropotkin
Zdobycie chleba

Rozdział 17. ROLNICTWO

Ekonomi politycznej często stawiano zarzut, że wszystkie swe wnioski wyprowadza z niewątpliwie fałszywego założenia, iż jedynym czynnikiem, pobudzającym człowieka do wytężenia swych sił produkcyjnych, jest ciasno rozumiany, interes osobisty.

Zarzut ten jest zupełnie słuszny. Epoki wielkich odkryć i prawdziwego postępu w dziedzinie przemysłu, przypadają właśnie na czasy, kiedy ludzie najwięcej marzyli o szczęściu powśzechnem, a najmniej myśleli o zbogaceniu osobistem. Wielcy badacze i wynalazcy pragnęli przedewszystkiem wyzwolić ludzkość i gdyby Watt, Stephenson, Jacquard (wynalazcy maszyny parowej, parowozu i warsztatu tkackiego) i inni mogli przewidzieć jaką straszną nędzę wśród klas pracujących spowodują owoce ich bezsennych nocy, spaliliby niewątpliwie swe plany i poniszczyli modele.

Również fałszywe jest i drugie założenie ekonomi politycznej, mianowicie zasada, że aczkolwiek często zdarzają się w niektórych gałęziach przemysłu wypadki nadprodukcji, to jednak na ogół społeczeństwo nigdy nie będzie posiadało dostatecznej ilości dóbr dla zaspokojenia potrzeb wszystkich i że dzięki temu człowiek zawsze będzie zmuszony do sprzedawania swej siły roboczej za płacę najemną. Milczące przyjęcie tego przypuszczenia za pewnik odnajdujemy u podstaw wszystkich teorii, wszystkich rzekomych "praw", którymi nas raczą ekonomiści.

Tymczasem jest rzeczą pewną, że gdyby jakieś społeczeństwo cywilizowane zastanowiło się nad potrzebami wszystkich swych członków oraz rozważyło, jakie posiada środki dla ich zaspakajania, to przekonałoby się, że zarówno w zakresie rolnictwa jak i przemysłu, istnieje możliwość zaspokojenia wszystkich potrzeb, pod warunkiem, że środki użyte będą w sposób umiejętny na pokrycie potrzeb rzeczywistych.

Nikt nie może zaprzeczyć, że w zastosowaniu do przemysłu, jest to pewnik niezbity. Wystarczy zapoznać się z metodami, jakie stosują wielkie przedsiębiorstwa przemysłowe dla wydobywania węgla i rud, fabrykacji stali i wyrobów stalowych, sporządzania tkanin itp. aby przekonać się, że co do produktów kopalnianych i wyrobów fabrycznych żadnej wątpliwości pod tym względem być nic może. Już obecnie moglibyśmy zwiększyć produkcję czterokrotnie, zaoszczędzając przy tym znaczną ilość pracy.

Co do nas, to idziemy dalej. Twierdzimy, mianowicie, że w takim samym położeniu znajduje się rolnictwo, że rolnik, podobnie jak przemysłowiec, ma już dziś w swym ręku możliwość zwiększenia produkcji rolnej czterokrotnie, jeżeli nie dziesięciokrotnie i że uczynić to może w każdej chwili, gdy odczuje taką potrzebę. Można powiększyć czterokrotnie produkcję zboża i owoców w ciągu roku lub dwóch przy społecznej organizacji pracy.

Gdy mowa o rolnictwie, ma się zwykle na myśli włościanina, pochylonego nad pługiem, rzucającego w rolę na chybił-trafił ziarno lichego gatunku i oczekującego z trwogą, co przyniesie "dobry" lub "zły" rok. W wyobraźni naszej widzimy rodzinę włościańską, zapracowaną od świtu do nocy za nędzny barłóg i suchy chleb. Słowem przedstawiamy sobie włościanina jeszcze zawsze jako "dzikie zwierzę" ("la bete fauve"), o którym pisał La Bruyere w 18. wieku.

Gdy się chce ulżyć doli tego człowieka, to co najwyżej ma się na myśli obniżenie podatków i renty dzierżawnej. Nikt nie ma odwagi, wyobrazić sobie choćby w myśli, włościanina, któryby wyprostował wreszcie swe zgarbione barki używał wczasów i, pracując po kilka godzin dziennie, produkował tyle, żeby wystarczyło dla stu ludzi prócz jego rodziny. Socjaliści nie odważają się przekroczyć w swych najśmielszych marzeniach wzorów gospodarki wielkich ferm amerykańskich, która w gruncie rzeczy nie wyszła z niemowlęctwa sztuki rolniczej.

Rolnik współczesny ma już szersze i dalej sięgające koncepcje. Niespełna hektar ziemi starczy mu do produkowania dostatecznej żywności roślinnej dla jednej rodziny. Potrafi hodować dwadzieścia pięć sztuk bydła na takiej przestrzeni, jaka dawniej była niezbędna dla wykarmienia jednej sztuki. Rolnik dzisiejszy usiłuje sam tworzyć glebę i wyzwala się z pod wpływu pór roku i klimatu przez ogrzewanie powietrza i ziemi dookoła młodej rośliny. Słowem, dąży do produkowania bez nadmiernego wysiłku na przestrzeni jednego hektara tego, co dawniej zbierano co najmniej z pięćdziesięciu hektarów i to z daleko większym nakładem pracy. Twierdzi przy tym, że produkcja płodów rolnych w ilości dostatecznej dla zaspokojenia potrzeb ogółu, wymagałaby od każdego nie więcej pracy, niż ta, która zdolna jest sprawić przyjemność i zadowolenie.

Taka jest tendencja rolnictwa współczesnego.

Podczas gdy uczeni - z Liebigiem, twórcą chemicznej teorii rolnictwa, na czele - popełniali częstokroć grube błędy w swych zapędach teoretycznych rolnicy nieoświeceni, otworzyli nowe horyzonty dla dobrobytu ludzkości. Warzywnicy z pod Paryża, Troyes, Rouanu, ogrodnicy angielscy, farmerzy flamandzcy, rolnicy z wysp Jersey, Guernescy i Scilly odsłonili przed nami widnokręgi rozległe, nieobjęte dla naszego wzroku.

Dawniej rodzina włościańska, aby wyżyć z plonów rolnych, a wiadomo, jak żyją włościanie, potrzebowała 7-8 hektarów. Obecnie wobec niesłychanej wydajności ziemi przy kulturze intensywnej - trudno nawet oznaczyć minimum obszaru, niezbędnego dla wyżywienia jednej rodziny i zapewnienia jej dobrobytu. Minimum to kurczy się z dniem każdym. I gdyby nas zapytano, ilu ludzi może dostatnio wyżyć z plonów jednego kilometra kwadratowego, nie umielibyśmy dać na to odpowiedzi. Szybkie postępy rolnictwa w czasach ostatnich bez ustanku liczbę tę zwiększają.

Już w latach dziewięćdziesiątych XIX stulecia można było twierdzić, że stumilionowa ludność mogłaby doskonale wyżyć z płodów ziemi francuskiej, nic nie importując. Więcej, wobec ostatnich postępów rolnictwa, zarówno we Francji jak w Anglii, i wobec odsłaniających się dzięki temu nowym horyzontom, możemy powiedzieć, że dla wyżywienia stu milionów ludności terytorium francuskie jest za obszerne. Gdyby wszędzie ziemię uprawiano w sposób, stosowany już w wielu miejscowościach nawet przy najmniej urodzajnej glebie, to 100 milionów ludzi na 50 milionach hektarów terytorium Francji, stanowiłoby nieznaczną tylko część ludności, którą obszar ten mógłby wyżywić. Gęstość zaludnienia rośnie w miarę tego, jak człowiek stawia ziemi większe żądania.

W każdym razie uważać możemy za rzecz dowiedzioną - jak to zobaczymy dalej, - że gdyby Paryż i dwa sąsiednie departamenty (Seine i Seine-et-Oise) zorganizowały się jutro w komunę anarchistyczną, w której wszyscy oddawaliby się pracy ręcznej i gdyby świat cały nie dostarczał im ani jednego korca zboża, ani jednej sztuki bydła, ani jednego kosza owoców -to i tak z uprawy ziemi tych dwóch departamentów komuna miałaby dosyć zboża, mięsa, warzyw, a nawet wytwornych owoców dla całej ludności miast i wsi.

Twierdzimy ponadto, że ogólny wydatek pracy byłby daleko mniejszy niż ten, jakiego dziś wymaga wyżywienie tejże ludności zbożem z Auwernji lub Rosji, warzywami przywożonymi zewsząd po trochu i owocami z Południa.

Nie chcemy przez to powiedzieć, iż wszelka wymiana powinna być zniesiona i że każda miejscowość powinna produkować u siebie wszystko, nawet to, co z powodu warunków klimatycznych wymagałoby sztucznej hodowli. Pragnęliśmy tylko zwrócić uwagę na fakt, że teoria wymiany, w postaci w jakiej bywa dziś głoszona, jest mocno przesadzona. Znaczna część uskutecznianych "wymian" jest bezużyteczna, a nawet szkodliwa. Sądzimy poza tym, że nikt nie brał dotąd w rachubę sumy pracy, jaką zużywają południowcy na uprawę winnic, lub chłopi rosyjscy i węgierscy na uprawę zbóż, nawet na urodzajnej glebie. Przy ich obecnej gospodarce ekstensywnej tracą bez porównania więcej wysiłków, niż wymaga wyprodukowanie tego samego plonu przy natężonym systemie gospodarki, nawet przy gorszych warunkach klimatu i gleby.
Niepodobieństwem przytoczyć wszystkich faktów, na jakich się opieramy. - Jesteśmy zmuszeni skierować czytelnika po bliższe szczegóły do innej naszej pracy, wydanej po angielsku: P. Kropotkin "Fie1ds, Factories and Workshops or industry combined with agriculture and brain work with manuał work" (Pola, fabryki i warsztaty, czyli przemysł, skombinowany z rolnictwem, a praca umysłowa z pracą ręczną).

Zauważmy, że, kiedy wygłosiłem powyższe poglądy w Anglii (w roku 1888-90 w "Nineteenth Century"), to nie tylko nie spotkały zaprzeczeń, lecz przeciwnie zostały potwierdzone przez redaktora Czasopisma Ogrodniczego ogrodnika-praktyka, który nawet posunął się jeszcze dalej ode mnie. Przekonany jestem, że również i ogrodnicy francuscy podzielają to zapatrywanie.

Mieszkańcom wielkich miast, którzy nie mają pojęcia o tym, czym może być rolnictwo, radzimy wybrać się pieszo w okolice podmiejskie, by zapoznać się z pracą ogrodników tamtejszych. Nowe widnokręgi otworzą się przed nimi. Zdadzą sobie sprawę z tego, czym mogłoby być rolnictwo europejskie i zrozumieją, jaką siłą rozporządzać będzie rewolucja społeczna, gdy posiądzie tajemnicę otrzymywania z ziemi wszystkiego, co od niej zażąda...

Kilka faktów wystarczy, aby wykazać, że twierdzenia nasze nie są bynajmniej przesadzone. Uważamy za pożądane poprzedzić je ogólną uwagą.

Wiadomo, w jak smutnym położeniu znajduje się rolnictwo europejskie. O ile rolnika nie grabi właściciel ziemi, to gnębi go państwo. Jeśli zaś państwo czyni to w rozmiarach nieznacznych, to opanowuje go lichwiarz, który za pomocą weksli sprowadza włościanina do roli dzierżawcy gruntu, należącego w rzeczywistości do bankierów.

Obszarnik, państwo i bankier niszczą rolnika przez rentę, podatki i procenty. Grabież ta w różnych krajach nie jest jednakowa, lecz nigdy nie wynosi mniej od ćwierci produkcji brutto włościanina, a często dosięga nawet połowy. We Francji rolnictwo wypłaca państwu 44% produkcji brutto.

To nie wszystko. Udział obszarnika i państwa wciąż wzrasta. Gdy włościaninowi, za cenę niepojętych wysiłków, wynalazczości i przedsiębiorczości, uda się otrzymać większe zbiory - to haracz, nakładany przez państwo, obszarników i banki odpowiednio wzrasta. O ile rolnik zdwoi liczbę hektolitrów z hektara, natychmiast zostanie dwukrotnie podniesiony czynsz dzierżawny, a z nim podatki, które państwo pośpieszy dalej podnieść w razie wzrostu cen. I tak dalej. Wszędzie rolnik pracuje 12-16 godzin dziennie i wszędzie te trzy sępy zabierają mu wszystko, co mógłby odłożyć i użyć dla udoskonalenia swej gospodarki. Tu jest przyczyna zastoju rolnictwa.

Jedynie w wypadkach zupełnie wyjątkowych, gdy trzy sępy pokłócą się pomiędzy sobą, lub przy nadzwyczajnych wysiłkach i inicjatywie drobnego rolnika udaje mu się niekiedy uczynić krok naprzód. A jeszcze nie wzięliśmy pod uwagę daniny, którą spłacać musi przemysłowcowi: każdą maszynę, rydel, czy beczkę sztucznego nawozu przepłaca trzy lub czterokrotnie. Nie zapominajmy też o pośrednikach, którzy zabierają lwią cześć ceny sprzedażnej płodów rolnych.

Oto dlaczego w ciągu wieku XIX, wieku wynalazków i postępu, rolnictwo rozwijało się tylko w niewielu miejscowościach, przypadkowo, niesystematycznie.

Na szczęście gdzieniegdzie znajdowały się zawsze oazy, zapomniane na razie przez sępów-wyzyskiwaczy. Tu właśnie dowiadujemy się, co dać może ludzkości gospodarka intensywna. Przytoczmy parę przykładów.

W preriach amerykańskich (które wykazują zresztą skromną wydajność 7-12 hektolitrów z hektara, a przy tym periodyczne posuchy często szkodzą zbiorom), pięciuset ludzi, pracując przez osiem miesięcy w roku, wytwarza żywność dla pięćdziesięciu tysięcy ludzi. Rezultaty te osiąga się dzięki wielkiej ekonomizacji pracy. Na tych rozległych, nieobjętych dla oka, równinach, praca przy orce, żniwach i młotce zorganizowana jest niemal po wojskowemu: niema niepotrzebnego chodzenia, próżnego tracenia czasu. Wszystko odbywa się z dokładnością parady wojskowej.

Jest to wielka gospodarka ekstensywna, która bierze rolę w stanie takim, jakim ją daje przyroda, nie dążąc do jej udoskonalenia. Gdy ziemia da wszystko, co może, porzucają ją, szukając gdzieindziej dziewiczych gruntów, które z kolei wyjałowią.

Ale istnieje także gospodarka napięta, w, której coraz większy udział biorą maszyny: dąży ona przede wszystkim do dobrego uprawiania ograniczonej przestrzeni, użyźniania jej, skoncentrowania na niej pracy i otrzymania możliwie najobfitszego zbioru. Ten rodzaj gospodarki upowszechnia się z każdym rokiem. Gdy w wielkich majątkach południowej Francji i na urodzajnych ziemiach Wschodnich Stanów Ameryki przeciętny plon wynosi 10-12 hektolitrów z hektara, to na północy Francji drobni fermerzy otrzymują regularnie 46 - 50 hektolitrów, a czasem 56. Dla wyżywienia człowieka w ciągu roku wystarcza, więc 1/12 hektara.

Im bardziej natężona jest kultura ziemi, tym mniej pracy wymaga każdy hektolitr pszenicy. Maszyna zastępuje człowieka w pracach przygotowawczych, które uskutecznia się raz na zawsze, - jak melioracje, drenowanie gleby, usunięcie kamieni - a które podwajają zbiory w przyszłości. Czasami wystarcza głęboka orka, by otrzymać z ziemi średnio urodzajnej, bez nawożenia, - doskonałe zbiory. Metoda ta była stosowana przez dwadzieścia lat w Rothamstead pod Londynem.

Ale nie chcemy zapuszczać się w romanse rolnicze. Zatrzymajmy się na urodzajach 40 hektolitrów z hektara, nie wymagających wyjątkowej gleby, lecz jedynie umiejętnej uprawy. Zobaczmy konsekwencje takiej wydajności gruntu.
Mieszkańcy (w liczbie 3.600.000) dwóch departamentów Seine i Seine-et-Oise spożywają rocznie niespełna 8 milionów hektolitrów zboża. Dla otrzymania tej ilości, przy przyjętej przez nas normie wydajności ziemi, należałoby uprawiać 200 tysięcy hektarów z 610.000, którymi rozporządzają.

Oczywiście, że nie będą posługiwać się szpadlem. Wymagałoby to zbyt wiele czasu. (240 dni pięciogodzinnych na hektar). Podniosą kulturę ziemi raz na zawsze: wydrenują to, co potrzeba, zrównają grunt, usuną kamienie, choćby ta praca przygotowawcza miała pochłonąć pięć milionów dni pięciogodzinnych, tj. przeciętnie 26 - 27 dni na hektar.

Następnie orzą ziemię za pomocą pługa parowego, co wyniesie 4 dni pracy na hektar. Poświęcą jeszcze po cztery dni na powtórne przeoranie. Nasion nie wezmą na oślep, ale uprzednio podzielą je wg. gatunków za pomocą odpowiedniej maszyny. Nic będą ich też rzucać na wiatr, lecz, posieją rzędami. I na to wszystko zużyją nie więcej niż 25 dni pięciogodzinnych na hektar, jeśli praca odbywać się będzie w warunkach pomyślnych.

A jeżeli w ciągu trzech lub czterech lat poświęcą około 10 milionów dni na ulepszenie kultury ziemi, to zapewni im to zbiory 40 - 50 hektolitrów z hektara przy pracy do połowy zredukowanej.

Zatem 15 milionów dni pracy dostarczy chleba 3.600.000 ludności. Przy tym wszystkie rodzaje pracy będą mogły być z łatwością wykonywane przez ludzi, nie mających stalowych mięśni i którzy uprzednio nie pracowali nigdy na roli. Inicjatywa i podział ogólny prac będzie w ręku tych, którzy wiedzą, czego wymaga ziemia. Co się tyczy samej pracy, to paryżanin lub paryżanka nie są tak słabi lub niezręczni, aby w ciągu kilkunastu godzin nie nauczyć się kierować maszyną lub współdziałać przy robotach rolnych.

Przy obecnym chaosie społecznym Paryż i jego okolice liczą zazwyczaj około 100.000 ludzi pozbawionych pracy w swych zawodach (nie uwzględniając próżniaków z wyższych sfer społecznych). Siły, które przy obecnej organizacji społecznej giną bezużytecznie, wystarczyłyby zatem, aby przy umiejętnej uprawie wytworzyć żywność dla owych 3 - 4 milionów mieszkańców wymienionych dwóch departamentów.

Powtarzamy raz jeszcze, że to nie jest utopia. Nie wspomnieliśmy jeszcze o istotnie intensywnej kulturze, dającej rezultaty daleko bardziej zdumiewające. Nie mówiliśmy dotąd o doświadczeniach Haletta, który po trzechletnich próbach z jednego ziarna otrzymywał wiązki kłosów z paroma tysiącami ziaren. (31)

Pozwoliłoby to otrzymać zboże dla rodziny z pięciu osób na przestrzeni stu metrów kwadratowych. Nie opieramy jednak naszych obliczeń na wynikach Haletta, ale na tym, co już istnieje u wielu rolników we Francji, w Anglii, w Belgii, we Francji itd. i co można by urzeczywistnić w każdym czasie przy tym doświadczeniu i wiedzy, jaka została nabyta nie tylko na działkach doświadczalnych, ale w praktyce rolnej na wielką skalę.

Bez rewolucji jednak reforma ta nie da się dokonać w bliskiej przyszłości, gdyż nie jest w interesie właścicieli ziemi i kapitału; włościanin zaś, dla którego byłaby korzystna, nie posiada ani wiedzy, ani pieniędzy, ani czasu na wkłady, jakich kultura intensywna początkowo wymaga.

Społeczeństwo współczesne do tego jeszcze nie dorosło. Ale, gdy paryżanie ogłoszą komunę anarchistyczną, to zmusi ich do tego siła konieczności. Gdy grozić będzie brak chleba, nie będą wszak tak niemądrzy, by w dalszym ciągu wyrabiać zbytkowne cacka (które również dobrze fabrykuje Wiedeń, Warszawa, Berlin).

Zresztą praca rolna przy pomocy maszyn stanie się niebawem najbardziej pociągającym i przyjemnym ze wszystkich zajęć.

"Dość już jubilerstwa! Dość strojenia lalek!" - powiedzą robotnicy paryscy. "Pójdziemy nabrać hartu w pracy na roli - znajdziemy w niej nowe siły, żywe wrażenia przyrody "radość życia", zagubioną w ponurych warsztatach przedmieść.

W wiekach średnich pastwiska alpejskie, bardziej, niż rusznice, pomogły Szwajcarom uwolnić się od królów i panów. Rolnictwo współczesne pozwoli miastom powstańczym obronić swą wolność przed zjednoczoną burżuazją.

Załatwiwszy sprawę zboża - przejdźmy do hodowli bydła.

Anglicy spożywają na ogół dużo mięsa. Na każdego dorosłego przypada rocznie około 100 kilo, co w założeniu, że to wołowina, wynosi około 1/3 wołu. Jeden wół na pięć osób (razem z dziećmi) stanowi, więc normę zupełnie wystarczającą. Dla trzech z połową milionów mieszkańców potrzeba, zatem 700.000 sztuk rocznie.

Przy obecnym systemie pastwisk, dla wyżywienia tej ilości bydła potrzeba przynajmniej dwóch milionów hektarów, ale już przy skromnym nawodnieniu łąk, jakie się stosuje w szerokich rozmiarach w południowo-zachodniej Francji - 500.000 ha starczy. Przy natężonej kulturze, przy użyciu buraków pastewnych, czwarta część tej przestrzeni, tj. 125, tysięcy hektarów, okaże się dostateczną. Jeżeli zaś używać kukurydzy i paszę poddawać prasowaniu, tak jak czynią to Arabowie, to wystarczyłoby 85.000 hektarów.

W okolicach Mediolanu, gdzie obszar 9000 ha łąk jest nawodniony przez wodę ściekową, jeden hektar daje pożywienie dla 4 - 6 sztuk. Na niektórych zaś wyjątkowo pomyślnie położonych działkach z hektara otrzymuje się 49 ton suchego siana, czyli paszę dla 9 krów dojnych. Trzy hektary na jedną sztukę, i 9 sztuk bydła na hektar - oto punkty skrajne dzisiejszego rolnictwa.

Na wyspie Guernesey, na ogólną liczbę 4.000 ha ziemi ornej, około połowy zajmują pola zbożowe i ogrody. Druga połowa przeznaczona jest na pastwiska, na hektar, których przypada trzy sztuki bydła, nie licząc baranów, świń i koni. Zbyteczne dodawać, że urodzajność gruntu jest potęgowana przez stosowanie wodorostów i nawozów sztucznych.

Powróćmy do naszych 3 i 1/2 miliona mieszkańców Paryża i okolicy. Przestrzeń potrzebna dla hodowli bydła z 2.000.000 ha. zredukowała się, jak widzieliśmy, do 85.000. Nie będziemy się jednak opierać na danych najniższych. Weźmy te, jakie daje zwykła gospodarka intensywna. Dodajmy szczodrze ziemi dla nierogacizny, która częściowo zastępować będzie rogaciznę. Przeznaczmy zatem na hodowlę bydła 160.000 nawet 200.000 ha., jeśli chcecie, z liczby 400.000, które pozostały po zaopatrzeniu ludności w chleb.

Poświęciwszy więc w ciągu roku dwadzieścia milionów dni pracy, z których połowa idzie na melioracje - zabezpieczamy się w zboże i mięso, nie licząc drobiu, nierogacizny, królików itp. i nie biorąc pod uwagę okoliczności, że ludność, mając piękne jarzyny w obfitości, będzie używać znacznie mniej mięsa, niż Anglicy, którzy potrawami mięsnymi zapełniają braki pożywienia roślinnego.

Dwadzieścia milionów dni pięciogodzinnych - ileż to przypada na mieszkańca? Bardzo niewiele istotnie. Ludność 3 1/2 milionowa posiada 1.200.000 ludzi dorosłych płci obojga zdolnych do pracy. Dodajmy jeszcze trzy miliony dni na mleko, a drugie tyle na wszelki przypadek, a otrzymamy zaledwie 25 dni pięciogodzinnych na mieszkańca. Parę tygodni przyjemnie spędzonych na wsi zapewnią zatem trzy główne produkty żywnościowe: zboże, mięso i mleko, które dzisiaj obok mieszkania - stanowią ciągłą nieustanną troskę 9/10 ludzi.

Raz jeszcze przypominamy, że nie wkroczyliśmy w sferę fantazji. Mówimy wyłącznie o rzeczach już istniejących, wypróbowanych, na szeroką skalę.

Rolnictwo mogłoby chociażby jutro zreformować się w tym sensie, gdyby nie przeszkody natury prawno-własnościowej i ogólna niewiedza.

Rewolucja zostanie dokonana w dniu, w którym paryżanie zrozumieją, iż kwestia chleba, jest sprawą publiczną, o wiele ważniejszą od wszystkich debat w parlamentach i radach miejskich. Paryż obejmie grunty dwóch departamentów i zacznie je uprawiać. Paryżanin, który dotychczas poświęcał jedną trzecią swego życia dla zdobycia lichej i niedostatecznej strawy, będzie ją teraz sam wytwarzał tuż pod murami miasta, kosztem kilkunastu dni zdrowej, pociągającej pracy.

Przejdźmy do warzyw i owoców. Opuśćmy Paryż i zapoznajmy się z jednym z tych zakładów ogrodniczych, które w odległości kilkunastu kilometrów od różnych akademii, robią cuda, ignorowane przez uczonych ekonomistów. Zatrzymajmy się np. u pana Ponca, autora znanego dzieła o ogrodnictwie (Ponce "La culture Maraichere", Paryż 1869), który nic ukrywa dochodów, jakie mu przynosi ziemia, ale szczegółowo je opisuje.

Ponce, a szczególnie jego robotnicy pracują jak murzyni. W ośmiu uprawiają nieco ponad hektar (11/10 ha.). Pracują niezawodnie po 12 i 15 godzin dziennie, tj. trzy razy więcej niż by należało. Znalazłaby się tu zatem dostateczna praca dla 24 ludzi. Pan Ponce powie Wam niezawodnie, że ponieważ podatki i czynsz dzierżawny wynoszą horrendalną sumę 2500 franków a drugie tyle kosztuje go nawóz, nabywany w koszarach, zmuszony jest wyzyskiwać. "Sam będąc wyzyskiwany - muszę być wyzyskiwaczem" byłaby jego odpowiedź. Koszty jego instalacji wyniosły 30.000 fr., z czego połowa dostała się niewątpliwie kapitalistom przemysłowym i finansowym. W sumie wkład początkowy nie przewyższa 3000 dni pracy, a prawdopodobnie wynosi daleko mniej.

A teraz spójrzmy na roczne plony: 10.000 kg. marchwi, tyleż cebuli, rzodkwi i innych drobnych ogrodowizn, 3.000 sztuk kalafiorów, 5.000 koszów pomidorów, 5.000 tuzinów owoców wyborowych, 154.000 głów sałaty, słowem, 125.000 kilo warzyw i owoców. Zatem 11 ton z hektara.

Człowiek w ciągu roku nie spożywa warzyw i owoców ponad 300 kilo, zatem hektar takiego ogrodu zaopatruje obficie 350 osób dorosłych. A więc 24 ludzi, pracując w ciągu roku po 5 godzin dziennie, wytwarza ogrodowizn dla 350 dorosłych, czyli dla 500 mieszkańców.

Innymi słowy, przy uprawie takiej, jak u Ponca - a rezultaty jego zostały już prześcignięte - 350 ludzi winno poświęcać rocznie około 100 (103) godzin pracy każdy, aby wyprodukować warzywa i owoce dla 500 osób.

Zauważmy, iż uprawa podobna bynajmniej nie stanowi wyjątku. Stosowana już jest pod murami Paryża na przestrzeni 900 hektarów przez 5000 ogrodników. Tylko, że robotnicy ci doprowadzeni są do stanu bydła roboczego, dzięki rencie dzierżawnej, która wynosi przeciętnie 2000 fr. z hektara.

Czy fakty powyższe, które każdy może sprawdzić, nie dowodzą, że 7000 hektarów, (z 210.000, które nam pozostały) wystarczyłoby dla zapewnienia ludności naszych dwóch departamentów wszelkich warzyw i dostatecznej ilości owoców?

Co się tyczy ilości pracy, niezbędnej dla otrzymania tych zbiorów, to takowa wynosi, jeżeli, przyjąć za miarę pracę ogrodników - 50 milionów dni pięciogodzinnych tj. około 50 dni pracy na każdego dorosłego. Czas ten jednak da się znacznie skrócić, jak zobaczymy niebawem, jeżeli stosować metody używane na wyspach Jersey i Guernesey. Zwracamy przy tym uwagę, że nadmierne przepracowania ogrodnika współczesnego spowodowane jest głównie tym, że po większej części produkuje nowalie, których ceny dają mu możność spłacania niesłychanie wysokiego czynszu dzierżawnego - a hodowla nowalii wymaga bardzo wiele pracy. Przy tym ogrodnik-przedsiębiorca, nie mając dostatecznych środków na instalację, wobec wysokich cen szkła, drzewa, żelaza, węgla, zmuszony jest wytwarzać sztuczne ciepło za pomocą nawozu, pomimo, że jest bardziej racjonalnie czerpać je z węgla w cieplarniach.

Dla otrzymania tych bajkowych zbiorów ogrodnicy są zatem zmuszeni zamieniać się w maszyny i odmawiać sobie wszelkich radości życia. W każdym razie dzielni ci pracownicy oddali ludzkości nieocenioną usługę, ucząc, że glebę można wytwarzać samemu. Używają do tego nawozu, który już dostarczył potrzebnego ciepła młodym roślinkom w inspektach. Dość ziemi ogrodowej, którą w ten sposób otrzymują, jest tak znaczna, że część jej co roku sprzedają, gdyż w przeciwnym razie poziom ogrodów podnosiłby się corocznie o 2 do 3 cent. Produkowanie gleby jest wśród ogrodników tak rozpowszechnione, że do kontraktów z właścicielami gruntu wprowadzają zastrzeżenie prawa wywiezienia ziemi przy opuszczaniu dzierżawionej działki (o fakcie tym wspomina Barral w artykule o warzywnikach (maraichers) w słowniku rolniczym - Dictionnaire d'Agriculture). Gleba, wywożona na wozach razem z meblami i ramami inspektowymi - oto odpowiedź rolników-praktyków - na wywody Ricarda o rencie, jako środku wyrównania różnic wartości naturalnej gruntu. Ogrodnicy francuscy trzymają się maksymy: "ziemia warta tyle - ile wart człowiek".

Pomimo to ogrodnicy z pod Paryża i Rouanu dla otrzymania takich samych rezultatów, mozolą się trzy razy więcej niż ich bracia z Guernesey, którzy, stosując w rolnictwie metody przemysłowe, wytwarzają sztucznie nie tylko glebę, ale także i klimat.

Cała kultura ogrodnicza sprowadza się w istocie do dwóch zasad:
1) Siać pod szkłem, pędzić młode roślinki w żyznej ziemi na ograniczonej przestrzeni, gdzie można je dogodnie pielęgnować. Przesadzać wówczas, gdy korzonki rozrosną się. Postępować, słowem, tak, jak z młodymi zwierzątkami: otaczać opieką za młodu.

2) Dla otrzymania wczesnych zbiorów, ogrzewać grunt i powietrze przez pokrywanie roślin szkłem w formie ram, lub kołpaka, oraz przez wytwarzanie ciepła w gruncie za pomocą fermentacji nawozu.

Przesadzanie i temperatura wyższa od temperatury powietrza - oto istota kultury ogrodniczej przy sztucznym wytwarzaniu gleby. Pierwszy z tych warunków, jak widzieliśmy, jest już stosowany i wymaga tylko drobnych udoskonaleń. Dla wypełnienia drugiego trzeba ogrzewać ziemię i powietrze, zastępując nawóz przez ciepłą wodę, krążącą w rurach w inspektach, lub cieplarniach.

Ongiś cieplarnie były zbytkiem bogaczy dla hodowli roślin zwrotnikowych i ozdobnych. Dzisiaj rozpowszechniają się ogólnie. Na wyspach Jersey i Guernesey całe hektary znajdują się pod szkłem, obok drobnych cieplarń, które spotyka się przy każdej fermie w każdym ogrodzie. Również i w okolicach Londynu poczynają pokrywać szkłem całe pola, a tysiące małych cieplarń powstaje corocznie na przedmieściach. Spotkać je można w różnych odmianach, poczynając od solidnych gmachów o murach z granitu, kończąc na biednych drewnianych szopach ze szklanym dachem. Koszt tych ostatnich, pomimo całego wyzysku kapitalistycznego nie przewyższa 4 - 5 franków na metr kw. Opala się je lub nie opala wcale (wystarcza przestrzeń zamknięta, jeśli nie chodzi o nowalie) i hoduje się już nie winogrona lub kwiaty tropikalne, ale kartofle, marchew, groszek itp.

W ten sposób wyzwalamy się od wpływu klimatu. Unika się przy tym ciężkiej pracy układania nawozu warstwami i niepotrzeba nabywać takiej masy nawozu, którego ccńa wzrasta oczywiście, wraz z zapotrzebowaniem. Wynika stąd oszczędność pracy ludzkiej: dla uprawy hektara pod szkłem i otrzymywania zbiorów, niemniejszych, jak u Ponca, potrzeba 7 - 8 ludzi. Na wyspie Jersey 7 ludzi, pracując niespełna 60 godzin tygodniowo, otrzymują na minimalnych przestrzeniach plony, które dawniej wymagały całych hektarów.

Moglibyśmy przytoczyć wiele zdumiewających szczegółów. Ograniczymy się do jednego przykładu. W Jersey 34 wyrobników pod kierunkiem ogrodnika uprawia cztery hektary pod szkłem (gdyby pracowali po 5 godzin, potrzebaby było 70 ludzi). Otrzymują następujące zbiory:
25.000 kilo winogron w początkach maja
80.000 pomidorów 30.000 kartofli
6.000 groszku
2.000 fasoli.

Ogółem 143.000 kilo owoców i warzyw, oprócz drugiego dość pokaźnego zbioru, ogromnej cieplarni roślin ozdobnych, oraz różnych roślin z grządek pomiędzy cieplarniami.

Sto czterdzieści trzy tony owoców i warzyw wystarcza na obfite zaopatrzenie przez cały rok 1500 ludzi. Otrzymanie ich wymaga 21.000 pół-dni pracy, tj. 210 godzin rocznie na osobę, jeśli liczyć 500 dorosłych. Dochodzi praca przy wydobyciu 1000 ton węgla rocznie dla opalania cieplarń na przestrzeni 4 hektarów, co czyni na osobę dodatkowo 6 - 7 godzin rocznej pracy, gdyż średnia wydajność górnika angielskiego wynosi 3 tony na dzień dziesięciogodzinny.

Gdyby więc ludność dorosła poświęcała hodowli jarzyn i owoców pod szkłem corocznie z 50 pół-dni pracy, to wszyscy mieliby wczesne jarzyny i owoce, drugi zaś zbiór dawałby masę zwykłych jarzyn, które w zakładach Ponca wymagają pięćdziesięciu dni pracy.

Wszystko to nie są artykuły pierwszej potrzeby. Ale, jak już zauważyliśmy, cieplarnie wykazują tendencję do zamieniania się w zwykłe ogrody warzywne pod szkłem. Cieplarnie najprostszej budowy, lekko ogrzewane w ciągu trzech miesięcy, dają bajeczne zbiory jarzyn, np. 450 hektolitrów kartofli z hektara w końcu kwietnia. Po czym po użyźnieniu ziemi, otrzymuje się nowe zbiory od maja do końca października, dzięki temperaturze tropikalnej, jaka panuje pod szkłem.

Obecnie 450 hektolitrów kartofli otrzymuje się z przestrzeni, co najmniej 20 hektarów, które trzeba zorać, a potem okopywać. Wiemy, ile to wymaga pracy. W cieplarni początkowo metr kw. pochłania pół dnia pracy, ale ta praca przygotowawcza zaoszczędza połowę, a nawet trzy czwarte pracy późniejszej.

Oto fakty, oto rezultaty otrzymane, sprawdzone, ogólnie znane, z któremi każdy może się zaznajomić, zwiedzając zakłady ogrodnicze. Fakty te wystarczają, by dać pojęcie o tym, co może dać ziemia, gdy obchodzić się z nią umiejętnie.

Mówiliśmy dotąd wyłącznie o metodach już znanych, stosowanych w praktyce. Natężona uprawa, nawadnianie pól wodą ściekową, metody kultury ogrodniczej, hodowla cieplarniana, - wszystko to w rzeczywistości już istnieje, Leonce de Lavergne miał słuszność, gdy przepowiadał jeszcze przed kilkudziesięciu laty, że rolnictwo dąży bezustannie ku zmniejszaniu przestrzeni uprawianej, ku zużywaniu na danej przestrzeni coraz więcej pracy, ku stwarzaniu sztucznie gleby, wszystko to dla dania roślinom pomyślnych warunków rozwoju.

Początkowo bodźcem w tym kierunku było spieniężanie wczesnych ogrodowizn. Stopniowo jednak metody uprawy intensywnej rozpowszechniły się do tego stopnia, że obecnie znajdują zastosowanie nawet względem zwykłych jarzyn, gdyż pozwalają otrzymywać większe plony mniejszym nakładem pracy i ryzyka.

Przekonaliśmy się w rzeczy samej, że otrzymanie kartofli w kwietniu w prostych inspektach, jakie spotyka się na wyspie Jersey wymaga znacznie mniej pracy, niż uprawa na otwarłem polu na przestrzeni pięciokrotnej, którą trzeba skopać, podlewać itd. Powtarza się tu to samo, co z narzędziami i z maszynami. Doskonalsze narzędzia dają możliwość zaoszczędzenia pracy, ale początkowo nabycie ich wymaga większego wkładu.

Wyczerpujących danych, co do uprawy ogrodowizn pod szkłem, brak jeszcze. Jest to, bądź co bądź, metoda nowa, stosowana jeszcze w nieznacznych rozmiarach. Wszakże, co do jednego artykułu zbytkownego - winogron posiadamy dostateczne dane, ponieważ uprawa winogron pod szkłem jest już wypróbowana od paru dziesiątków lat. Liczby te są wymowne.

W północnej Anglii, na pograniczu Szkocji, gdzie węgiel z powodu pobliskich kopalń jest tani, dawno już hodują winogrona w cieplarniach. Dojrzewają one w styczniu. Jeszcze za czasów Napoleona III kupcy nabywali te winogrona po 25 franków za funt, by je dostarczać na dwór francuski po cenie podwójnej. Z czasem, pod wpływem konkurencji, cena spadła do 3 franków. Winogrona te całymi tonami zalewają Paryż i Londyn. Dzięki taniemu węglowi i umiejętnej hodowli winogrona dojrzewają w zimie na północy i - w przeciwieństwie do innych owoców - wysyłane bywają na południe. W maju cena winogron angielskich wynosi już tylko 2 franków i to utrzymuje się na tym poziomie, jak kiedyś cena 50 franków, tylko dzięki słabej konkurencji. W październiku winogrona londyńskie, hodowane zawsze pod szkłem przy nieznacznym ogrzewaniu sztucznym, nie są droższe od winogron z winnic szwajcarskich i nadreńskich. Cena ta jest jeszcze wyższa o jakieś dwie trzecie, niż by należało, a to skutkiem wysokiej renty dzierżawnej, oraz kosztów instalacji i ogrzewania, obłożonych ogromnym haraczem na rzecz przemysłowców i pośredników. Zatem doskonałe winogrona jesienią pod szerokością Londynu, nawet przy jego niebie zamglonym, otrzymuje się niemal za darmo. Tak np. mieliśmy co roku na jednym z przedmieść Londynu w marnej budzie ze szkła i cementu rozmiarów 2x3 metrów, opartej o nasz domek, około 50 funtów wyśmienitych winogron z paroletniego krzewu (jest to odmiana gatunku hamburskiego doskonale przystosowana do chłodów - rezultat pracy dwóch czy trzech pokoleń ogrodników). Budynek był tak lichy, że deszcz kapał przez dach, a nocą panowała temperatura zewnętrzna. Oczywiście, że nie ogrzewało się go, gdyż byłoby to samo, co ogrzewać ulicę. Pielęgnowanie krzewu polegało na przycięciu go raz do roku, co zajmuje pół godziny czasu, oraz na przywiezieniu taczki nawozu, dla obłożenia korzeni, które znajdowały się na zewnątrz budynku w gruncie gliniastym.

Jeżeli wziąć pod uwagę pracę, którą pochłaniają winnice na brzegach Renu lub jeziora Genewskiego, gdzie na stokach górskich trzeba budować tarasy, nosić nawóz a często i ziemię do wysokości 200 lub 300 stóp - to dojdziemy do wniosku, że w sumie więcej pracy wymaga uprawa winogron w Szwajcarii i w Nadrenii, niż hodowla pod szkłem w okolicach Londynu. Na pierwszy rzut oka wydawać się to może paradoksalne. Przywykliśmy myśleć, że na południu Europy krzewy winne rosną same z siebie i wcale nie wymagają pracy. Ogrodnicy specjaliści potwierdzają nasze mniemanie. "Uprawa winogron w Anglii jest najbardziej korzystna" - powiada ogrodnik-praktyk, redaktor angielskiego czasopisma ogrodniczego. To samo daje się wywnioskować z porównania cen.

Tłumacząc te fakty na język komunistyczny, możemy powiedzieć, że 20 godzin pracy na rok, poświęconych hodowli kilkunastu krzewów winnych pod szkłem w jakimkolwiek klimacie Europy zapewniłoby nam dostateczną ilość winogron dla użytku własnego i naszych przyjaciół. Stosuje się to nie tylko do krzewów winnych, ale do wszelkich innych owoców zaaklimatyzowanych.

Jeżeli by zatem jakaś gmina zastosowała powyższą zasadę na wielką skalę, to mogłaby mieć wszelkie owoce i warzywa miejscowe i egzotyczne kosztem kilkudziesięciu godzin pracy rocznie każdego członka.

Są to fakty, które można sprawdzić zaraz. Niech tylko jakaś grupa robotników przerwie na parę miesięcy swą pracę nad wytwarzaniem przedmiotów zbytku i weźmie się do przekształcenia równiny Gennevilliers (100 ha.) pod Paryżem w ogrody warzywne, z których każdy posiadałby ogrzewane cieplarnie dla ochrony młodych roślin. Niech prócz tego pokryje rzędami ekonomicznie zbudowanych cieplarń owocowych jeszcze pięćdziesiąt hektarów, pozostawiając szczegóły urządzenia doświadczonym ogrodnikom i warzywnikom.

Opierając się na przeciętnych danych z Jersey, tj. przyjmując, że uprawa pod szkłem wymaga - 8 robotników na hektar, tj. około 24.000 godzin pracy rocznej, możemy powiedzieć, że na te 150 ha. trzeba by użyć około 3.600.000 godzin pracy, którą mogłoby wykonać stu ogrodników fachowych, przy pomocy niespecjalistów, umiejących się jednak obchodzić z motyką, grabiami, sikawką i obsługą palenisk.

Plony tej pracy wystarczyłyby, jak widzieliśmy, dla zaopatrzenia we wszelkie zwykłe i zbytkowne owoce i jarzyny co najmniej 75.000 - 100.000 ludzi. Przyjmijmy, że pośród nich znalazłoby się 36.000 chętnych do pracy w ogrodach. Na każdego przypadłoby sto godzin pracy w ciągu całego roku. Praca ta stałaby się odpoczynkiem, spędzanym wśród przyjaciół i dzieci w pysznych ogrodach, piękniejszych prawdopodobnie od legendarnych ogrodów Semiramidy.

Oto bilans niezbędnej pracy dla uzyskania w obfitości owoców, bez których dzisiaj musimy się tak często obywać, oraz jarzyn, które tak wiele matek musi skrupulatnie wydzielać członkom swej rodziny, wobec haraczu kapitalistycznego, którym są obłożone.

Reasumując dane, dotyczące rolnictwa, które wykazują, że mieszkańcy rozpatrywanych dwóch departamentów mogliby doskonale egzystować ze swego terytorium, poświęcając nieznaczną ilość czasu na wytważanie żywności, otrzymamy zestawienie następujące:

Departamenty Setne i Seine-et-Oise:
Liczba mieszkańców w 1886 r. - 3,600,000
Przestrzeń w hektarach - 610,000
Przeciętna liczba mieszkańców na hektar - 5,9
Pola zbożowe - 200,000 ha.
Łąki naturalne i sztuczne - 200,000 ha.
Warzywa i owoce - od 7,000 - 10,000
Reszta (domy, drogi, parki, lasy) - 200.000 ha.

Ilość pracy niezbędnej dla uprawy i melioracji tej przestrzeni w 5-cio godz. dniach pracy:
Zboża -15,000,000
Łąki, mleko, hodowla bydła -10,000,000
Warzywa i owoce "zbytkowne" - 33,000,000
Prace nieprzewidziane -12,000,000
Ogółem 70,000,000

Przyjmując, że pracy na roli oddaje się tylko połowa dorosłej ludności - to owe 70 milionów pół-dni rozdzielone na 1,200,000 ludzi - da na osobę 58 pół-dni pracy.

***

Oh jeśli ludzkość byłaby świadoma tego, co może i jeśli ta świadomość dałaby jej siłę chcenia.

Jeśliby wiedziała, że lęk myślenia jest ową rafą podwodną, o którą rozbijały się dotychczas wszystkie rewolucje.

Nie trudno objąć nowe horyzonty, otwierające się przed rewolucją społeczną.

Ile razy mówimy o rewolucji z poważnym robotnikiem, który widział w swym życiu głodne dzieci - to, zmarszczywszy brwi, z uporem powtarza: "A chleb. - Czy starczy chleba, gdy każdy jeść będzie do syta? A gdy wieś ciemna, ulegając reakcjonistom, ogłodzi miasta, jak to uczyniła w 1793 - co wówczas?"

Niechaj wieś popróbuje. Wielkie miasta obejdą się bez wsi.

Co będą robić setki tysięcy robotników, którzy dziś duszą się po fabrykach i warsztatach, z chwilą wyzwolenia. Czyż i po rewolucji będą przesiadywać w zamknięciu? Czyż nadal wyrabiać będą cacka zbytkowne, nawet wówczas, gdy chleb zacznie znikać, gdy mięso będzie coraz rzadsze, a jarzyny będą na wyczerpaniu?

Oczywiście, nie! Wyjdą z miasta pójdą w pole! Przy pomocy maszyn nawet najsłabsi wezmą udział w pracy ogólnej. Wniosą do gospodarki rolnej przeszłości niewolniczej rewolucję, dokonaną już w ideach i instytucjach.

Setki hektarów zostaną pokryte dachem szklanym i tu młode roślinki będą pielęgnowane przez delikatne ręce paryżan i paryżanek. Gdzie indziej setki hektarów zostaną zorane pługiem parowym i użyźnione przy pomocy nawozów sztucznych i skał sproszkowanych.

W rękach tej radosnej gromady rolników-amatorów pokryją się pola bogatymi plonami. Kierować pracami będą oczywiście zawodowi rolnicy, ale przede wszystkim uczyni to wielki praktyczny rozum ludu, zbudzony z długiego snu, oświetlony promiennym światłem powszechnego szczęścia.

Już w dwa lub trzy miesiące wczesne zbiory przyniosą ulgę potrzebom najpilniejszym i zapewnią żywność ludowi, który po tylu wiekach oczekiwania będzie mógł nareszcie w zupełności zaspokoić swój głód;

A równocześnie geniusz narodowy, geniusz ludu zbuntowanego, świadom swych potrzeb - pracować będzie nad wypróbowywaniem nowych metod uprawy, które dziś zaledwie przewidujemy. Przeprowadzone zostaną próby ze światłem, tym czynnikiem jeszcze zapoznanym, dzięki któremu jęczmień dojrzewa w ciągu 45 dni w klimacie Jakuckim. Skoncentrowane światło słońca, lub światło sztuczne rywalizować będzie z ciepłem dla pędzenia młodych roślin. Jakiś Mouchot przyszłości wynajdzie maszyną, która będzie wykonywać pracę przy pomocy promieni słonecznych, zamiast, aby we wnętrzu ziemi szukać ciepła słonecznego w postaci węgla. Wypróbują nasycać grunt kulturami drobnoustrojów - myśl tak racjonalna, acz nowa, której urzeczywistnienie dostarczy roślinom komórek żyjących, potrzebnych zarówno dla odżywiania korzeni, jak i dla rozkładu cząsteczek gleby na składniki, mogące być przez rośliny zasymilowane.

Wypróbują... ale nie idźmy zbyt daleko, gdyż wkroczylibyśmy w dziedzinę fantazji.

Pozostańmy na gruncie faktów ustalonych. Metody uprawy rolnej, stosowane już dziś w szerokich rozmiarach i które wyszły zwycięsko z walki konkurencyjnej, będą mogły zapewnić ludzkości dostatek, a nawet zbytek, w zamian za trochę pracy radosnej. Niedaleka przyszłość pokaże, jakie zastosowania praktyczne dadzą najnowsze odkrycia naukowe.

Co do nas to ograniczamy się do wytknięcia nowej drogi - drogi badania potrzeb i środków do ich zaspakajania.

Rewolucji zbraknąć może jedynie śmiałości inicjatywy.

Ogłupiani w szkołach, w wieku dojrzałym do samej śmierci - niewolnicy przeszłości, zaledwie odważamy się myśleć. Gdy zjawia się jakaś nowa idea, zanim wyrobimy sobie o niej własne zdanie, zwracamy się do ksiąg z przed stu lat, aby dowiedzieć się co o tym myśleli czcigodni mędrcy.

Jeżeli rewolucja zdobędzie się na śmiałość myśli i inicjatywy, to nie ma mowy, by zbrakło jej żywności.

Ze wszystkich wielkich dni rewolucji 1789 - 93 najpiękniejszym, najwznioślejszym, który na zawsze utkwił w umysłach, był ten, gdy przybyli zewsząd uczestnicy święta Federacji, pracowali przy robotach ziemnych na polu Marsowym, przygotowując go do święta.

W dniu tym Francja stanowiła jedność. Ożywiona nowym duchem, jakby przewidywała przyszłość, jaka otwiera się przed nią we wspólnej pracy nad uprawą ziemi.

I właśnie ta wspólna praca na roli zjednoczy wyzwalające się społeczeństwo, przekreślając nienawiści i jarzma, które je przedtem dzieliły.

Nowe społeczeństwo, świadome potęgi solidarności, tej dźwigni, wzmagającej stokrotnie energie i siły twórcze człowieka - kroczyć będzie z młodzieńczą energią ku zdobywaniu przyszłości.

Przestanie wytwarzać dla nieznajomego rynku, a będzie zaspakajać potrzeby i upodobania własnego środowiska: zabezpieczy wszystkim swym członkom podstawy dla życia pełnego i dobrobytu, dając im równocześnie zadowolenie moralne z pracy dobrowolnie wybranej i spełnianej bez przymusu, oraz radość z życia, które nie przynosi szkody innym. Pełni odwagi, przepojeni poczuciem solidarności, wszyscy razem skierują swe wysiłki ku zdobywaniu rozkoszy, jakie daje wiedza i twórczość artystyczna.

Społeczeństwo, ożywione takimi uczuciami, nie potrzebuje obawiać się ani rozterek wewnętrznych, ani wrogów zewnętrznych. Siłom przeszłości przeciwstawi swe przywiązanie do nowego porządku rzeczy, śmiałą inicjatywę każdego i wszystkich, siłę herkulesową, jaką zrodzi przebudzony geniusz narodu.

Wobec tej siły niepokonanej "zjednoczeni monarchowie" będą bezsilni. Będą musieli uchylić się przed nią i wprząc się do ogólnego rydwanu Ludzkości, zmierzającego ku nowym światom, odsłoniętym przez rewolucję społeczną.

KONIEC.

 

Nasze bogactwa | Dobrobyt dla wszystkich | Komunizm anarchistyczny | Wywłaszczenie | Żywność | Mieszkanie | Odzież | Cel i wydajność produkcji | Pragnienie zbytku | Praca radosna | Wolne porozumienie | Zarzuty | Praca najemna w społeczeństwie kolektywistycznym | Spożycie i produkcja | Podział pracy | Decentralizacja przemysłu | Rolnictwo



[strona główna] [biografia] [pisma] [opracowania] [ikonografia] [bibliografia] [odnośniki] [redakcja]

Wykonanie Trojka Design  ©   2001-2010 rozbrat.org