Wiosną 2010 roku, roku wyborów prezydenckich i samorządowych, na podświetlanych reklamach wielkoformatowych można było przeczytać hasło: „Bez nas politycy są bez szans”. Sugerowało ono w jednoznaczny sposób, jakie jest faktyczne pochodzenie władzy w naszym systemie politycznym: bez finansów, bez marketingu, bez reklamy i budowy wizerunku, nikt ubiegający się o miano przedstawiciela narodu, nie odniesie sukcesu. Problem tkwi jednak w tym, czy uzależniony od tych czynników reprezentant, faktycznie jest delegatem całego społeczeństwa, czy też tylko niektórych jego grup, które mogą i potrafią zapewnić mu elekcję. Z tych mankamentów demokracji przedstawicielskiej zdawali sobie sprawę zarówno starożytni, jak i współcześni Grecy: pierwsi stosując w wyborze na niektóre stanowiska losowanie, drudzy wychodząc po prostu na ulicę.