Dwa pokoje z jednym oknem. Zagęszczeni w Hongkongu

Dwa pokoje z jednym oknem. Zagęszczeni w Hongkongu

  • Ludmiła Anannikova, Natalia Mazur via Indymedia
  • sobota, 18 maj 2013
“W Europie płaci się za wywóz śmieci, a w Hongkongu płaci się za okno. Ja w dwupokojowym mieszkaniu mam jedno. Kosztuje mnie ono 50 euro miesięcznie” — z Cheung Kit-Wah, walczącą w Hongkongu o prawa lokatorów, rozmawiają Ludmiła Anannikova i Natalia Mazur. Cheung Kit-Wah sprawia wrażenie nieśmiałej. Kłania się na powitanie, na pożegnanie, kiedy musi wyjść z sali. Przyjechała do Polski w sierpniu ubiegłego roku, by odwiedzić znajomych z poznańskiego squatu Rozbrat i pokazać filmy nakręcone wspólnie z mieszkańcami bloków z Hongkongu. 29-letnia kulturoznawczyni od ośmiu lat blokuje tam eksmisje, uniemożliwiając policji wejście do mieszkań. Uczy też mieszkańców wyburzanych dzielnic, jak się stowarzyszać i walczyć o swoje prawa.

L.A., N.M.: Miałaś kiedyś problemy z mieszkaniem?
Ch. K.-W.: W Hongkongu ma je prawie każdy. Pięć lat temu wyprowadziłam się od rodziców. Od tego czasu pięć razy zmieniałam mieszkanie. Obecne ma 15 m kw. To dwa pokoje, jakieś dwa na trzy metry, z kuchnią wielkości stołu i jeszcze mniejszą łazienką. Płacimy ze współlokatorką po 180 euro miesięcznie.

W Hongkongu buduje się takie małe mieszkania?
Spójrzcie (bierze kartkę, rysuje), na początku to było normalne mieszkanie, miało dwa pokoje, tu było wejście, tu okna. Ale właściciel chciał więcej zarobić i podzielił je na pięć mniejszych lokali (dzieli rysunek kilkoma kreskami). Ale ktoś, kto zamieszka tutaj (wskazujemy środek rysunku), nie będzie miał okna. Nie zawsze ma się okno. My mamy jedno. Płacimy za nie dodatkowo 50 euro miesięcznie.

Czemu płacisz za okno? To luksus?
W Europie płaci się za wywóz śmieci. U nas - za okno. To nikogo nie dziwi. Moje okno ma półtora metra szerokości, część zasłania klimatyzator. Widzę przez nie wieżowiec, kawałek nieba, w nocy odblask neonów.

Z wielu okien wystają maszty z suszącym się praniem. Dlaczego?
Bo w mieszkaniu prania suszyć się nie da. Za ciasno. Korytarze są tak wąskie, że trudno się w nich minąć dwóm osobom. Kilka lat temu w jednym z podzielnych z mieszkań, takich jak moje, wybuchł pożar. Lokatorzy nie zdążyli się wydostać, dziewięć osób spłonęło, w tym kobieta mieszkająca na 10 m kw. z mężem i psem. Media odkryły, że była menedżerką sieci kilku restauracji. Zarabiała więc nieźle, ale normalnych, niedzielonych mieszkań w centrum brakuje. Hongkong jest przecież jednym z najbardziej zagęszczonych miast na świecie. Do końca lat 90. emigranci z kontynentalnych Chin budowali szałasy na dachach wieżowców. Na dziko. Kiedy miasto przejęły Chiny, władze przeprowadzały masowe oczyszczanie dachów. Zaczęło się montowanie kamer, wynajmowanie stróżów. Członkowie grupy, w której działam, wspierali wówczas te wyrzucane osoby. Organizowali projekcje filmowe i wspólne posiłki na dachach 15-piętrowych wieżowców.

ZAMIAST DZIECI WOLĄ PSY

Dlaczego tak często się przeprowadzasz?
Prawo w Hongkongu nie pozwala właścicielom podnosić czynszu przez rok. Potem - wolna wola. Dlatego co roku szukam nowego mieszkania. Ceny za wynajem są coraz wyższe. Zaczynałam od piątego piętra, dziś mieszkam na ostatnim, dziewiątym, bez windy. W budynkach z lat 70., 80. nie instalowano wind.

Dużo masz rzeczy, z którymi się przeprowadzasz?
Materac, komputer, maszynkę do gotowania ryżu i pałeczki. Nadmiar ubrań przed przeprowadzką oddaję do second-handu, książki przekazuję do biblioteki. Większość rzeczy zostawiłam u rodziców, oni mają swoje mieszkanie w Hongkongu.

Nie wolałabyś zostać z nimi i nie tułać się po klitkach?
O zatrudnienie najłatwiej w centrum, a rodzice mieszkają daleko od śródmieścia. Nie zarobiłabym na dojazdy do pracy, bo jeden przejazd metrem kosztuje prawie 3 euro. Zarabiam tyle, ile wtedy, gdy zaczynałam pracę, nie więcej niż 900 euro miesięcznie. W Hongkongu pracodawcom nie zależy na utrzymaniu stałego zespołu. Zawsze znajdzie się ktoś, kto wykona twoją robotę za mniejsze pieniądze. Poza tym umowy o pracę są coraz krótsze. Do niedawna pracowałam w agencji pośrednictwa pracy. To była dobra posada. Ale skończyła mi się roczna umowa, więc wyruszyłam w podróż, odwiedzam znajomych w Europie. Byłam już w Berlinie, teraz jestem w Poznaniu, potem jadę na Słowację. Potem wrócę do Hongkongu, znajdę, mam nadzieję, nową pracę. Nic nie jest pewne.

Mieszkanie na rok, praca na rok... A założenie rodziny?
Coraz więcej osób woli psy (uśmiechamy się, ale Cheung Kit-Wah cały czas mówi poważnym tonem). Nie, serio! Ale są też ludzie, którzy przyjeżdżają z dziećmi z kontynentalnych Chin, bo tu mają więcej wolności, możliwości.

PIEKŁO YEENG YUEN IAN

W blokowiskach z lat 70. i 80. nie ma wind, mieszkania są dzielone na klitki do wynajęcia. Nikt nie narzeka, że niektóre nie mają okien, jeśli są blisko pracy, bo dojazdy są drogie. Amatorów mają nawet klatki do spania wielkości schowków na mopy. 10 m kw. to standard dla kilkuosobowej rodziny

Przyjechałaś do Poznania na squat Rozbrat m.in. po to, by pokazać swój film.
Jego bohaterką jest Yeeng Yuen Ian, samotna matka trójki dzieci. Żyją w mieszkaniu wąskim jak korytarz, wydzielonym z dużego, w bloku z lat 60. przy Shun-Ning Road. To ulica na Hong Kong Island, jednej z trzech wysp miasta, tej najbogatszej, w której najłatwiej o pracę. Któregoś dnia wraca do domu i... brodzi w wodzie. Ktoś wyrwał kawałek rury. Sąsiedzi pomagają się uporać z problemem, ale Yeeng Yuen Ian spotykają kolejne szykany: odcinanie elektryczności, wyłamywanie zamków, wyzwiska, palenie "piekielnych pieniędzy".

Piekielnych pieniędzy?
To kawałki białego papieru. Chińczycy palą je, by wesprzeć nieżyjących członków rodziny. Palimy sztuczne jedzenie, papierowe buty. Ale nie pod czyimś mieszkaniem! To tak, jakby w Polsce ktoś położył komuś pod drzwiami znicz lub wstęgę pogrzebową.

Kto dokucza Yeeng Yuen Ian?
Właścicielka mieszkania. Nęka ją, by się wyprowadziła. Ogłoszony został plan rewitalizacji dzielnicy. W praktyce oznacza to wyburzenie całego kwartału domów i ponowną zabudowę terenu. Właścicielka mieszkania dostanie odszkodowanie, a im mniej lokatorów, tym mniej ludzi do podziału rekompensaty. Yeeng Yuen Ian jest łatwą ofiarą ze względu na swoje pochodzenie.

?
Pochodzi z kontynentalnych Chin, ale dzieci przyjechała urodzić w Hongkongu, bo w Chinach mogłaby mieć tylko jedno. Teraz nie może wrócić, bo urodzone w Hongkongu dzieci nie mają w Chinach prawa ani do szkoły, ani do leczenia szpitalnego. Ona z kolei na hongkońskie obywatelstwo musi czekać siedem lat. Póki go nie dostanie, nie może pracować, żyje z zasiłku, który dostaje na dzieci. Umowę na wynajem mieszkania zamiast Yeeng Yuen Ian podpisuje jej czteroletnia córka. Z filmu wynika, że po wyrzuceniu przez właścicielkę Yeeng Yuen Ian zamieszkała z dziećmi w samym centrum miasta, w namiocie. Stawia go naprzeciwko urzędu, który zajmuje się projektami rewitalizacji. Protestuje. Dołączają do niej sąsiedzi, wspólnie jadają na ulicy posiłki. W Hongkongu, gdy chcemy zaprotestować, urządzamy piknik. W ten sposób pokazujemy, że ulica jest nasza.

Co się stało z Yeeng Yuen Ian?
Po dwóch tygodniach przeniosła się do małego domku na dachu. Po trzech miesiącach i stamtąd musiała się wyprowadzać. Bo ogłoszono rewitalizację także tej dzielnicy. Film był w części nakręcony przez nią samą. Wraz z grupą aktywistów, w sumie jest nas ok. 40 osób, pomagamy mieszkańcom rewitalizowanych dzielnic walczyć o swoje prawa. Gdy tylko dowiadujemy się, że jakiś dystrykt będzie wyburzany pod nową zabudowę, jedziemy na miejsce. Mieszkańcy tworzą stowarzyszenie, pomagamy im opracować własny plan rewitalizacji, w którym określą, ile powierzchni powinny zajmować mieszkania dla ubogich, ile tradycyjne sklepiki. Uczymy ich robić filmy, by dokumentowali swoją codzienność, spotkania z władzami, protesty. Ludziom łatwiej uwierzyć w swoją siłę, gdy widzą to na filmie. Film, jak instruktaż, może być pokazywany w kolejnych dzielnicach. Wielu ludzi uważa, że biedni mieszkańcy są w centrum niepotrzebni, że nie kupiliby mieszkania w apartamentowcu stojącym obok domu biedaków.

Bo co? Bo będzie im się gorzej powodzić?
Dajcie spokój, co za gówniane myślenie! Przecież biedni należą do tego samego społeczeństwa. Wykonują najgorsze prace. Robią to, czego klasa średnia się nie podejmie. A miasto należy do wszystkich, i do bogatych, i do biednych.

MĘŻCZYZN OSZUKAĆ ŁATWIEJ

Ale rewitalizacja dotyka nie tylko najbiedniejszych. Poznałam takie małżeństwo po pięćdziesiątce prowadzące mały sklep na ulicy, przy której mieszkają. Troje dzieci studiuje za granicą. Ulica jest piękna, zbudowana zaraz po II wojnie przez grupę ludzi, którzy mieli trochę pieniędzy i chcieli mieszkać razem. Wybudowali domy, w których sprzedawali mieszkania. Większość mieszkańców zna się od dziecka. Wszystkie dachy domów są połączone w jeden duży plac z ogrodami, placami zabaw. Małżeństwo dowiaduje się o projekcie rewitalizacji. Mężczyzna nie chce walczyć, nie chce kłopotów. Najchętniej od razu by się wyprowadził, nie bierze pod uwagę, że poddając się tak szybko, odbiera rodzinie szansę na wyższe odszkodowanie. Nie mam pojęcia, dlaczego tak się dzieje, ale mężczyzn łatwiej oszukać. W rodzinie pojawia się napięcie, bo kobieta za nic nie chce się wyprowadzić. Jest gospodynią, ma w dzielnicy mnóstwo koleżanek, a na dachu piękny różany ogród. Angażuje się w prace stowarzyszenia mieszkańców, naciska, by po rewitalizacji w dzielnicy było jak najwięcej parków.

Jaki efekt?
Rodzina została w starym mieszkaniu rok dłużej, otrzymała też nieco wyższą rekompensatę. Na tyle wysoką, że mogli sobie kupić mieszkanie w innej części Hong Kong Island. Nowe mieszkanie jest mniejsze, nie dla pięciu, ale dla dwóch osób. Stracili sklep, nie stać ich na otwarcie nowego. Mieszkają za daleko od dawnych sąsiadów, by utrzymać z nimi dotychczasowy kontakt. Eksmisje to cios dla całej społeczności. Kilka lat temu wyburzono ulicę, przy której 70 rodzinnych zakładów na zabytkowych maszynach drukowało ślubne karty. Ciekawe miejsce. Można by z niego zrobić atrakcję turystyczną. Władze zrobiły użytek z tradycji (Cheung Kit-Wah uśmiecha się ironicznie) i w miejscu ulicy ślubnej wyrosło centrum handlowe. Jest tam duży sklep, w którym kupisz wszystko, co potrzebne do ślubu.

MIESZKANIE W SCHOWKU NA SZCZOTKI

Przygotowujesz kolejny film?
Będzie o pomocach domowych. Służące imigrantki - Indonezyjki albo Filipinki - można spotkać w wielu domach klasy średniej. Zajmują się dziećmi, starszymi osobami, sprzątają, gotują, piorą. Gospodarz podpisuje z pomocą dwuletnią umowę. Warunki pracy są ściśle określone przez władze Hongkongu. Służąca, ubiegając się o wizę, podpisuje, że będzie mieszkać z pracodawcą. Pracodawca musi jej zapewnić 2,7 m kw. Chorwacka pisarka Dubravka Ugresić w eseju o Filipinkach nazywa je "małymi sprzętami domowymi". Pisze, że pomoce domowe często mieszkają we wnęce na pralkę. To nielegalne, ale tak się dzieje. Zwykle pomoc domowa ma swoje miejsce gdzieś w korytarzu, czasem naprzeciwko toalety. W niektórych domach zajmuje schowek na odkurzacze i mopy. Nie ma łóżka, tylko karimatę. Pomoc domowa zarabia mało, przez pierwsze pół roku zbiera na opłatę, którą przed wyjazdem wniosła do agencji rekrutacyjnej. Przepisy mówią, że jeśli pracodawca nie przedłuży służącej kontraktu, musi ona opuścić Hongkong. Chcąc znów wyjechać, ponownie płaci agencji. My chcemy, by służące mogły zmieniać pracodawcę w dowolnym momencie i by miały czas na znalezienie nowego bez konieczności powrotu do domu.

Nie chcesz pokazywać twarzy. Czy za protestowanie coś ci grozi?
Policjanci czasem nas spisują, zabierają na komisariat, ale przyznaję, że Hongkong jest bardziej liberalny niż Chiny. Działacze społeczni mogą jednak mieć problemy z wjazdem do kontynentalnych Chin. Angażuję się, bo wiem, że ludzie, którzy są u władzy, nie są sprawiedliwi. I trzeba ich powstrzymać. Niesprawiedliwy jest system. W neoliberalizmie liczą się zyski, nie ludzie i ich prawo do dachu nad głową.

Źródło: http://pl.indymedia.org/pl/2013/05/56422.shtml

Ludzie czytają....

John Deere i rolnicze blokady

15-02-2024 / Kraj

Ostatnie protesty rolników budziły skojarzenia z czasami Andrzeja Leppera. To z pewnością największa mobilizacja rolników od czasów wejścia Polski do...

Oświadczenie w sprawie pobicia

07-02-2024 / Poznań

6 lutego około godziny 9.00 miał miejsce bezprecedensowy atak zatrudnionych przez Duda Development na jednego z uczestników naszego kolektywu, który...

PRZECIWKO WYCINCE LASÓW OCHRONNYCH POZNANIA

05-02-2024 / Poznań

Od kilku lat w polskich miastach , a szczególnie na ich obrzeżach pojawiają się protesty lokalnych społeczności i mieszkańców. Są...

Stop pato-deweloperce! Odwołać wiceprezydenta Gussa

20-03-2024 / Poznań

Poznańskie wydanie Gazety Wyborczej, piórem Piotra Żytnickiego, ujawniło coś, co wiemy od lat – poznański ratusz nie tylko ulega lobbingowi...