Prezydent Poznania już jedenaście razy zakazywał (grupie Komitet Wolny Kaukaz - koalicja różnych grup protestujących przeciwko wojnie na Kaukazie) demonstracji. Sąd uznał to za działanie nielegalne. Po wydaniu kolejnego dwunastego zakazu przemarszu (tym razem Marszowi Równości) z powodu "braku możliwości zapewnienia bezpieczeństwa", było jasne, że uczestnictwo w marszu będzie aktem obywatelskiego nieposłuszeństwa i że na demonstrację udadzą się przedstawiciele wielu środowisk: feministycznych, anarchistycznych, lewicowych, jak też artystycznych.
Anarchiści tego dnia zaczęli swój protest już około południa pod domem prezydenta Grobelnego. Ponad 20 osób z transparentem: "Tolerancji tak, polityce nie" gwizdało, rozdawało sąsiadom ulotki i wznosiło hasła ("Każda władza zabija wolność", "Wolność słowa i zgromadzeń").
Do samego Marszu Równości w zasadzie nie doszło. Po kilkanaście policyjnych aut stało na wszystkich drogach dochodzących do miejsca skąd miał ruszyć. Kilkuset manifestantów już na samym początku zostało otoczonych z dwóch stron szczelnym kordonem policji. Za nimi z obu stron zgromadzili się agresywni naziści, Młodzież Wszechpolska oraz kibice-skinhedzi. Po bezskutecznych próbach rozpoczęcia marszu, demonstranci zaczęli chodzić w kółko skandując "Demonstrujmy na okrągło". W odpowiedzi na jaja, którymi obrzucano demonstrantów, odpowiadano: "To są jaja z demokracji". Policja zamiast odsunąć agresywnych przedstawicieli prawicy, stała tarczami odwrócona w stronę demonstrantów i zaczęła spisywać niektóre osoby (najczęściej te stojące z transparentami). Wzywano hasła "Wolność, równość, pomoc wzajemna", "Mamy prawo demonstrować" i pod adresem skinhedów: "Faszystowskie świnie, wolność nie zginie".
Po godzinie policja zaczęła wyciągać z tłumu i aresztować pojedyncze osoby. W odpowiedzi około 40 demonstrantów usiadło na ziemi i trzymając się za ręce skandowało "To jest wasza demokracja!". Mimo że nikt nie był agresywny, na pokojowy sitting policja zareagowała przemocą - policjanci w kominiarkach zaczęli wyszarpywać ludzi za ręce i włosy, kilkanaście osób brutalnie ciągnięto po bruku do policyjnych suk. Policja wykręcała ręce i kopała siedzących ludzi. Krzyczano: "ZOMO", "Gestapo", "puśćcie ich". Po dwudziestu minutach policja wycofała się z powodu braku pustych miejsc w radiowozach. Pięć pełnych suk, z ponad 60 osobami w środku, odjechało na różne komisariaty. Ewa Wójciak, aktorka Teatru 8 Dnia, związana kiedyś z demokratyczną opozycją, dla prasy powiedziała: - Chce mi się płakać. Widziałam, jak policja ciągnie chłopaka głową po bruku, dziewczynę szarpali za włosy. Nikt z tych młodych ludzi nikogo nie obrażał, nikt nie był agresywny, manifestował w pokojowy sposób w obronie tolerancji. Tyle lat walczyliśmy o demokrację, myślałam, że już to mamy, ale widzę, że nigdy dość upominania się o podstawowe demokratyczne prawa.
Zaraz po aresztowaniach pod jednym z komisariatów zorganizowano kolejny protest. Podczas tej pikiety solidarnościowej zostały zatrzymane kolejne trzy osoby trzymające transparent "Dość represji za poglądy".
Wszyscy aresztowani zostali wypuszczeni jeszcze tego samego dnia. Wśród zatrzymanych znajdowali się aktywiści różnych ugrupowań, aktorzy, osoby postronne. Jeżeli dojdzie do procesów, będą to niewątpliwie procesy polityczne. - Będziemy na pewno skarżyć decyzję prezydenta Grobelnego i liczymy na pomoc prawną Fundacji Helsinskiej, która jest za nami - mówi jedna z zatrzymanych organizatorek Marta Jermaczek z Zielonych 2004. - Zostało naruszonych wiele procedur i przepisów. Policja nie skontaktowała się z organizatorami. Nie było wyraźnego nawoływania do rozejścia się. Poza tym jak mieliśmy się rozejść, skoro byliśmy zamknięty w szczelnym kordonem policji, a poza nim stali kibice-skinhedzi. Ludzie się ich bali.
Aresztowani zapowiadają, że zamierzając zrobić nie tylko medialne zamieszanie, ale jeszcze raz wyjść na ulice.
W odpowiedzi na te wydarzenia 26 listopada odbyły się manifestacje solidarnościowe w 10 miastach Polski, w tym ponownie w Poznaniu. Tym razem prezydent miasta wydal zezwolenie na wiec, na którym pojawiło się ok. 500 osób. Zgromadzenie odbyło się dokładnie w tym samym miejscy, gdzie wcześniej rozbito marsz. W innych miasta, m. in. w Elblągu, Gdańsku i Wrocławiu faszyzujący skinhedzi i przedstawiciele organizacji prawicowych próbowali zaatakować demonstrantów.
29 listopada Zieloni 2004 demonstrowali podczas sesji rady miasta Poznania, podczas której radna Katarzyna Kretkowska zaprezentowała nagrany na wideo materiał z pacyfikacji Marszu Równości.
Agnieszka Mróz
Artykuł opublikowany był w piśmie "Nowy Robotnik" nr 11/2005
Artykuł opublikowany był w piśmie "Nowy Robotnik" nr 11/2005