Piątek 1 października był pierwszym dniem obrad zebranego po wakacyjnej przerwie parlamentu Althingi. Na poniedziałek wieczór 4 października zaplanowano wystąpienie pani premier Jóhanny Sigurðardóttir, w którym, jak co roku przedstawia plany rządu na nadchodzący rok. Tego dnia na godzinę 19.30 zaplanowano kumulacje protestu. Na placu Austurvelli przed parlamentem zebrało się według danych policyjnych od 7 do 8 tysięcy osób, po to by zaprotestować przeciwko ignorancji rządu wobec problemów socjalnych. "Jestem tutaj, bo straciłem prace, a rząd nic nie zrobił przez ostatnie dwa lata" - mówi jeden z uczestników protestów. "Straciłam dom! Chce nowych ludzi w rządzie! Wszyscy do wymiany" - żali się Hafdis przed kamerami telewizyjnymi. Budynek parlamentu został obrzucony farbą, jajami i zgniłymi owocami. Do północy słychać było rytmy niezadowolenia wygrywane na szeregu beczek ustawionych tuz przy policyjnych barierkach oddzielających tłum protestujących od budynku parlamentu. Plac Austurvelli rozświetliło wielkie ognisko, przy którym można było zjeść warzywną zupę przygotowana przez Food Not Bombs.
Mimo tego, że minęło dwa lata od upadku poprzedniego gabinetu rządowego na czele ze znienawidzonym Geirem Haarde na Islandii ciągle odczuwalne jest bezrobocie, wysoki kurs zagranicznych walut, i ciągłe podwyżki cen w sklepach. Islandczycy chcieliby powrotu do stabilności gospodarki sprzed 2008 roku. "Ludzie postradali zmysły myślą, że jak zmienią osoby w rządzie to ich sytuacja się poprawi" mówi jedna z islandzkich anarchistek i ocenia dalej: "Ten protest nie pokazał ludzkiej złości, a jedynie bezradność Islandczyków, którzy czekają, aby to rząd rozwiązał ich problemy”
Wydaje to się prawdą. Islandczycy zapomnieli już, z jakim entuzjazmem przyjmowali obecny rząd premier Jóhanny Sigurðardóttir w 2008 roku zwarzywszy, iż w upadłym rządzie piastowała ona tekę Ministra Polityki Socjalnej. Czy protesty doprowadza do upadku rządu? Dowiemy się wkrótce.
{gallery}islandia{/gallery}