Nie jest tajemnicą, że upadają kolejne kameralne księgarnie, przegrywając nierówną walkę z kapitałem i korporacyjnymi sieciówkami. Wielkie sieci nie grają jednak uczciwie, stosując liczne zagrywki "promocyjne". Pozorny zysk dla czytelnika przekłada się na potężny koszt wydawców, którzy chcieliby oferować swe produkty "na wyciągnięcie ręki", godząc się nierzadko na skandaliczne warunki. A dlaczego pozorny zysk dla czytelnika? Bo eksponowana i promowana jest garstka książek, które i tak trafiają do przypadkowych ludzi, a wiele wartościowych pozycji przepada. W istocie kapitał się nimi nie interesuje, jeśli ktoś nie zaproponuje dumpingowych stawek, a hipotetycznych zysków wydawcy nie widzą miesiącami. Jednocześnie mniejsze księgarnie nie są w stanie startować w tym "wyścigu", nawet gdyby chciały. Nierzadko odpadają już na etapie dystrybucyjnym, choć to one właśnie bezpośrednio trafiają do czytelników, traktują ich indywidualnie i sprawiają, że tzw. klienci wracają.