Horror i anarchia! O filmach grozy Toda Browninga

Horror i anarchia! O filmach grozy Toda Browninga

  • Kris, Asteriks
  • czwartek, 13 listopad 2014
31 października 2014 w AKK Zemsta odbyła się kolejna projekcja filmowa. W ramach cyklu „Zemsta kina” chcielibyśmy Wam pokazywać filmy zarówno anarchistyczne, jak i pokazujące anarchię i anarchistów – z bardzo różnych perspektyw, od realizmu po fantastykę, od paszkwili po afirmacje. Same projekcje to jednak zaledwie wstęp do dyskusji i późniejszych działań – edukacyjnych, samopomocowych, lokatorskich, pracowniczych. Uważamy, że kino wcale nie musi odciągać od czynnego zaangażowania w walki społeczne, wręcz przeciwnie – może być narzędziem analizy rzeczywistości i tworzenia kultury oporu.

Tym razem wspólnie obejrzeliśmy dwa filmy – zaginiony przez blisko 40 lat „The Unknown” z 1927 (dystrybuowany w Polsce pod tytułem „Demon cyrku”) oraz pocięty okrutnie przez cenzurę „Freaks”(1932), wyświetlany przed laty i na Rozbracie pod tytułem „Dziwolągi”. Przed pokazem poznaliśmy celtyckie korzenie tradycji Halloween, budzącej dziś grozę i przerażenie w kręgach konserwatywno – prawicowych.

Dzisiejsze zwyczaje Halloween wywodzą się od prastarego pogańskiego święta Samhain. To  najważniejsze celtyckie święto przejścia oznaczało koniec żniw, koniec lata i początek zimy oraz koniec całego starego i początek nowego roku. W ten wyjątkowy czas zacierała się granica między zaświatami, a światem doczesnym. Korzystając z tego duchy osób, które jeszcze się nie narodziły oraz tych, które zmarły w trakcie minionego roku, zarówno dobre, jak i złe oraz potępione, zstępowały na ziemię w poszukiwaniu żywych, by w nich zamieszkać na okres następnego roku. W tą szczególną noc przejścia Celtowie ubierali się więc w stare podarte ubrania i udawali brudnych włóczęgów, aby wydawać się duchom jak najmniej atrakcyjnym i uniknąć opętania. Gasili też wszelkie domowe kaganki i światła, aby ich domostwa wydawały się zimne oraz niegościnne i duchy tam nie zaglądały, a równocześnie z dala od zabudowań rozpalali wielkie ogniska i wystawiali żywność aby w te miejsca przyciągnąć błąkające się dusze. Z tych pradawnych, rytualnych zachowań wywodzą się dzisiejsze halloween'owe zwyczaje: przebierania się w straszne stroje, "cukierek albo psikus" oraz powszechne w Irlandii pokazy sztucznych ogni i fajerwerków 31 października zamiast w Sylwestra. W czasach dominacji chrześcijaństwa ta noc przejścia, tak jak wiele innych pogańskich świąt, uległa zawłaszczeniu przez nowa religię panującą. Na 1 listopada kościół wyznaczył konkurencyjne uroczystości Wszystkich Świętych. Samhain stało się więc "All Hallows' Eve", czyli wigilią Wszystkich Świętych, a w skróconej pisowni po prostu Halloween. Pozostałości rytuałów starodawnego, celtyckiego święta, razem z falą irlandzkich imigrantów czasu Wielkiego Głodu, dotarły w latach 40 XIX wieku z Zielonej Wyspy do Ameryki Północnej. Tam, w mocno spłyconej formie, zyskały na masowej popularności w latach 20 i 30 XX. Do Europy zaś wróciły w połowie XX wieku jako element powojennej amerykańskiej popkultury, razem z jankeskimi żołnierzami i hollywoodzkimi filmami.

Wróćmy do „Demona cyrku” i „Dziwolągów”. Reżyser obu film, Tod Browning, urodził się w dobrze sytuowanej rodzinie, jednak szybko zrezygnował z luksusowego życia. W wieku kilkunastu lat zakochał się w artystce cyrkowej i uciekł z domu, by od tej pory utrzymywać się z pracy fizycznej i artystycznej. Zatrudnił się w cyrku, gdzie był pracownikiem technicznym i iluzjonistą. Zaprzyjaźnił się też wówczas z tzw. dziwolągami, osobami od urodzenia zdeformowanymi, z tego też względu wyszydzanymi i wykluczanymi społecznie. Tzw. freak shows to jeden z najbardziej wstydliwych elementów amerykańskiej kultury popularnej. Wspomniane „dziwolągi” były często sprzedawane przez biologicznych rodziców już w dzieciństwie, by spędzić dalszą część życia jako atrakcja cyrkowa i obiekt drwin. Freak shows to właśnie takie pokazy „odrażających dziwolągów”, mające szokować i obrzydzać, wzmacniając pogardę i nienawiść do innych. Browning widział w nich jednak ludzi, wrażliwe osoby o często rzadkich talentach, dla których praca w cyrku zazwyczaj pozostawała jedyną możliwością uzyskania jakiejkolwiek niezależności (choćby finansowej).

Dla części społeczeństwa jednak zdeformowane, często okaleczone osoby były po prostu odrażające. Siłą rzeczy więc filmy im poświęcone automatycznie definiowano jako horrory, obrazy mające wzbudzać strach  i przerażenie, ale też – zgodnie z później zdefiniowaną kategorią „abjekcji” Julii Kristevy – także pewną fascynację. Zupełnie jak tradycyjne, fantastyczne potwory z  klasycznych filmów grozy.

W pierwszym z zaprezentowanych obrazów, odnalezionej zaledwie 40 lat temu makabresce „Demon cyrku” (przez cały ten czas film leżał w zakurzonych francuskich archiwach, z podpisem  jak inne tego typu taśmy - „nieznany”), „dziwolągi” wydają się być po prostu jednym z bohaterów filmu, ani specjalnie niezwykłym,ani specjalnie ważnym. A jednak deformacja bądź okaleczenie i tu umożliwia zarobek, jest kartą przetargową, także w dość cynicznych rozgrywkach. Po latach w jeszcze bardziej makabryczny sposób pomysł ten rozwinięto na kartach komiksów z serii „Opowieści z krypty”, gdzie jednak ze szlachetnej jednak opowieści pozostało przede wszystkim krwawe szyderstwo. Browning nie idzie tą drogą. Jego „Demon cyrku” to moralitet, ale nie tylko. W filmie znajdziemy sporo zagadek. Ich źródłem jest z pewnością fakt, iż wciąż nie znamy blisko 1/3 filmu, wciąż zaginionej. Nadaje to dziełu Browninga specyficznego klimatu tajemniczej opowieści o postępującym szaleństwie, nie wpadającej ani w pułapkę melodramatycznej sztampy, ani w tanią makabrę spod znaku Grand Guignol (francuskiego teatru, w którym główną atrakcją były sceny tortur i śmierci). Po latach zaskakują najbardziej jednak motywy kiedyś być może odbierane jako dziwaczne, dziś odczytujemy je jednak jako krytyczno – emancypacyjne. Oto główna bohaterka odczuwa obsesyjny lęk przed dotykiem męskich dłoni, sama też dyktuje warunki na jakich rozwija się jej potencjalny związek. Niczym w klasycznej baśni dojrzewa do miłości i przezwycięża strach przed seksem (skojarzonym tu z przemocą), natomiast kochający ją siłacz stara się szanować jej odrębność. Inną zagadką jest postać „bezrękiego” Alonzo, usiłującego ugrać na swym kalectwie indywidualny, egoistyczny sukces, nie cofając się przed oszustwem, szantażem, kłamstwem czy okaleczeniem. Grający go Lon Chaney to legenda i fenomen niemego kina grozy, mający na koncie i inne „cyrkowe” filmy, o wywrotowo – antykapitalistycznej fabule. W filmie „The Unholy Three” z 1925 wciela się w postać brzuchomówcy okradającego w przebraniu staruszki bogatych klientów sklepu zoologicznego. Późniejszy o dwa lata „Demon cyrku” kontynuuje ten rodzaj czarnej komedii, ale uzupełnia ją o wątki psychologiczne (zagadkowe są np. relacje i losy Cojo, karła będący najlepszym przyjacielem Alonzo), opowiadając tym razem o destrukcyjnej sile chciwości i szowinizmu.

O ile „The Unknown” jest filmem pełnym atrakcji i zwrotów akcji (na miarę oczywiście możliwości kina niemego), o tyle powstałe 5 lat później „Dziwolągi” to dzieło o akcji rozwijanej powoli i precyzyjnie. I znowu mamy do czynienia z obrazem potwornie (nomen omen) okaleczonym. Z oryginalnej, blisko 90 – minutowej wersji wycięto niemal pół godziny materiały uznanego za amoralny lub szczególnie drastyczny, na prośbę wytwórni natomiast dokręcono szczęśliwe zakończenie, pomyślnie wyjaśniające niepokojące wątki. Browninga zaczęto po tym filmie stopniowo odsuwać od projektów filmowych, uznając go za ekscentryka i twórcę zbyt niezależnego, w dodatku krytycznego w stosunku do konserwatywnego społeczeństwa. Mimo to – a  może właśnie dlatego – jego dorobek wciąż intryguje, a „Freaks” - nawet w obecnej, kalekiej wersji – uchodzi za opus magnum tego reżysera.

Zgodnie z tytułem bohaterem zbiorowym filmu Browninga są wspomniane dziwolągi. Krytycy i widzowie nie mieli litości, uznając zatrudnienie do głównych ról autentycznych „wybryków natury”   i zdeformowanych kalek za akt bądź pornografii złego smaku, bądź wręcz za żerowanie na cudzym nieszczęściu. Były to zarzuty o tyle chybione, że w filmie zagrało wielu takich właśnie przyjaciół Toda Browninga, którym twórca złożył swym dziełem specyficzny hołd i którym pragnął przywrócić odbieraną wciąż podmiotowość. O „Freaks” zaczęto wypowiadać się – nawet po ingerencjach cenzury – jak o jego bohaterach: „to coś”, „chory”, „nigdy nie powinien był powstać”. Co takiego jest przerażającego w tej pozornie prostej historii o ludowej sprawiedliwości wymierzanej z całą bezwzględnością przez wykluczone społecznie, poniżane i wyśmiewane kaleki?

Rzeczą, której – poza szokującym okrucieństwem – nie byli w stanie zaakceptować ówcześni widzowie (film był zakazany przez 30 lat, a w niektórych Stanach Ameryki Północnej do dziś objęty jest zapisem cenzorskim) była seksualność „dziwolągów”. Ich życie uczuciowe jest tu nawet ważniejszym bohaterem niż krwawa zemsta, co nie przeszkodziło niektórym krytykom uznawać „Freaks” za kino eksploatacji i typowy obraz z nurtu „grindhouse” (niskobudżetowe, niezależne filmy puszczane o północy, często w zestawie z innymi równie wulgarnie szokującymi produkcjami). Zanim więc dotrzemy do makabrycznego (a i tak przecież mocno ocenzurowanego) finału, obserwujemy codzienne życie i dylematy „dziwolągów”, które pragną w gruncie rzeczy tego, co wszyscy inni ludzie – ciepła, akceptacji i miłości. Gdy zostaje im to odmówione, jednoczą się w solidarnościowym geście okrutnej zemsty za lata systemowego wykluczenia i licznych upokorzeń.

W „Dziwolągach” bowiem prawdziwymi potworami są tzw. normalni ludzie – zarówno ówczesne elity, jak i konserwatywni widzowie, nade wszystko jednak pozostali pracownicy cyrku. To oni są odpowiedzialni za konstrukcję i podtrzymanie wykluczającego, dyskryminującego systemu, to też najwięksi jego beneficjenci. Prawdziwie zdeformowani nie są broniące swej godności „wybryki natury”, a cynicznie żerujący na ich „inności” tzw. zwykli ludzie. Widzom filmu Browninga trudno było jednak utożsamiać się utożsamiać z bezwzględnymi w swym okrucieństwie dziwolągami, nie chcieli widzieć oprawców w wysokich i silnych akrobatach.   

Finał obrazu musiał więc zostać okrojony, zaledwie sugerując niż pokazując sadyzm swoistego „rytuały wkluczenia”. Nawet dodany happy end nie znosi niepokoju jaki pozostawią ostatnie minuty filmu, choć przemienia całość w rodzaj potwornej baśni. Z perspektywy czasu widać, że „Dziwolągi” swym konceptem – by ukazać mścicieli jako okrutnych oprawców – wyprzedziła takie obrazy jak „Nędzne psy” Sama Peckinpaha z 1971 czy „Ostatni dom po lewej” Wesa Cravena z z1972. Wciąż warto do tego niesławnego filmu wracać.

Na kolejnym pokazie w ramach cyklu ZEMSTA KINA, 14 listopada 2014 roku, zobaczymy inny klasyk kina lat 30. - „La Grande Illusion” Jeana Renoira z 1937, znany z polskich ekranów jako „Towarzysze broni”. Zapraszamy! 

Ludzie czytają....

Komunikat odnośnie Duda Development

02-06-2024 / Rozbrat zostaje!

Na początku lutego informowaliśmy o pobiciu członka Kolektywu Rozbrat przez ludzi działających na zlecenie Duda Development