Poznań to miasto anty-inteligenckie

Poznań to miasto anty-inteligenckie

  • luk
  • piątek, 08 kwiecień 2011
Poznań to miasto anty-inteligenckie- mówił prof. Piotr Piotrowski na poniedziałkowym spotkaniu na Rozbracie. Martwe Muzeum Narodowe w Poznaniu nie ma nic do zaoferowania nawet konserwatystom. Brak nawet jednej dobrej księgarni. Posucha intelektulna – wyliczał profesor. Zauważcie, mówił, jaką hierarchię wartości zawiera Stary Browar w samej swej nazwie jako Centrum Biznesu, Handlu i Sztuki. Co nam z elit intelektualnych, kulturalnych czy biznesowych, ktore doprowadziły do stworzenia i uwiarygodnienia tego systemu „zarządzania” miastem (jego kulturą)? Doprowadziły do kryzysu, a dziś uzurpują sobie prawo do nadzorowania oddolnie inicjowanych prób wyjścia z tego kryzysu. Oczywiście naszym kosztem. Czy to nie czas by poszukać innych koncepcji niż ta, którą znamy z historii – twórzmy nowe elity, mające lepiej zarządzać? Pytali zgromadzeni.
To efekt nieprzerobionej do końca przez Polskę lekcji 1968 roku. Zaprzepaszczonej m.in. przez flirt opozycji z kościołem – tłumaczył Piotrowski. Nie jest to żadnym pocieszeniem, ale dzisiejsze zachłyśnięcie się neoliberalizmem przy jednoczesnym wzmocnieniu sił prawicowych to dla profesora syndrom typowy dla krajów postkomunistycznych. Profesor uważa, że kryzys kultury  jest odbiciem kryzysu inteligencji w Polsce w ogóle.  Nawet określenie „intelektualista”, jak twierdzi, ulega przesunięciu znaczeniowemu i wśród warszawskiej elity mówi się raczej, na modłę rynkową, o profesjonalistach.

Profesor Piotr Piotrowski nie przypadkiem znalazł się na Rozbracie. W swej najnowszej książce „Agorafilia. Sztuka i demokracja w postkomunistycznej Europie”, wielokrotnie odnosi się z nieskrywaną sympatią do koncepcji demokracji agonalnej Chantal Mouffe, czyli bazującej na konflikcie, demokracji radykalnej, takiej która zmierza do demokratyzacji demokracji. Być może dlatego też forma panelu dyskusyjnego, gdzie każdy miał możliwość wyrażenia się wydawała się najodpowiedniejsza na spotkanie z profesorem. Przyznal zresztą, że dużą inspiracją do napisania rozdziału o anarchizmie było spotkanie na Rozbracie siedem lat temu.

Spotkanie na temat książki było jednak pretekstem do szerszych rozważań. Interesowało nas zainicjowanie dyskusji o tym, w jakim miejscu znajdujemy się z kulturą/sztuką i odpowiedzi, na pytania jak można wyjść z impasu prawicowego paradygmatu, który charakteryzuje sie z jednej strony liberalnym – populizmem, z drugiej konserwatywnym – zaściankiem. Jak można otworzyć kulturę, by wyjść z obłędu kapitalizmu? Jak można uciec od „kongresów kultury” i innych tym podobnych gloryfikacji władzy?

Władza organizuje kongresy, po to by stwarzać atmosferę działania. „Na jednym z kongresów organizowanych przez Lewiatana, usłyszałem wprost, że szczodrość nie jest formą dzielenia się nadwyżką, a jedynie inwestycją. Ci ludzie doskonale wiedzą, jak się ślizgać w tym świecie. Miałem okazję to zaobserwować przy okazji organizacji kilku ważnych wystaw. Kapitaliści nie są w ciemię bici, wielki biznes inwestuje w sztukę, bo na niej jako promocji zarabia. Stąd też zrobienie na przykład wystawy sztuki homoseksualnej nie było samo w sobie problemem, mały skandal jest potrzebny dla reklamy, więc potrzeba było nieco pieprzu, ale z kolei nie za dużo, tak właśnie w granicach smaku widza jako klienta”- opowiadał poprzez anegdoty o swoich doświadczeniach profesor. Profesor bronił wszakże artystów wchodzących w mezalians z władzą.  „To nie jest tak, że artyści chcą się jak najlepiej sprzedać. Artysta jest twórcą i chce przede wszystkim, by jego dzieło dotarło do jak największej liczby odbiorców”. Zastrzegał przy tym, że zwłaszcza w odniesieniu do sztuki krytycznej ryzykuje ona w takich sytuacjach rozbrojenie swego potencjału krytycznego.

Co w takim razie z przykładami gentryfikacji, w której biorą udział artyści? - pytała się jedna z osób z sali. Może należałoby inaczej finansować sztukę, zastanawiał się głośno z kolei ktoś z Rozbratu, podając analogię do finansowania sportu w Poznaniu, gdzie zainwestowano ogromny majątek w jeden obiekt sportowy, podczas gdy lepiej byłoby rozproszyć te nakłady.

Dla Piotra Piotrowskiego jednym z rozwiązań jest przejmowanie instytucji. Sam próbował to uczynić, będąc na stanowisku dyrektora Muzeum Narodowego w Warszawie w zeszłym roku. Próba modernizacji zmierzyła się wówczas z konserwatywnym podejściem do roli muzeum z jednej strony a z drugiej z neoliberalnym nastawionym na zysk. Zwyciężyła koncepcja wypadkowa muzeum jako turystycznej atrakcji bazującej na swej prowincjonalności a profesor Piotrowski podał się do dymisji.

Wdrożono koncepcje sprzed 40 lat, które się nie sprawdziły. Lansowanie tego typu bajek pozostawmy Krytyce Politycznej. Dzisiaj jesteśmy bogatsi o doświadczenie końca lat 90. Wiemy, że to już nie wystarcza, że trzeba szukać nowych koncepcji decentralizowania, czy jak to nazywają przerażeni urzędnicy „anarchizacji” procesu decyzyjnego. Władza zawsze zasysa elity i wpędza je w realizację swoich interesów - Komentował ktoś z zebranych.

- Nie ma możliwości, by z rozmowy o moście, ten most się sam wybudował. Obojętnie jak długo byśmy nie krytykowali władzy, musimy podjąć decyzję. Ktoś musi ją podjąć. Decyzję mniej lub bardziej udaną - Bronił się Piotr Piotrowski. Dla rozbratowców niekoniecznie musi być to natomiast władza, szczególnie ta elitarna.

Za kondycję polskiej kultury profesor obarczał m.in. miałkość uniwersytetów. Skrytykował wprowadzaną właśnie odpłatność za drugi kierunek jak i całą reformę bolońską. Jego zdaniem studia powinny być jak najbardziej otwarte i interdyscyplinarne a o ich kształcie powinien decydować przede wszystkim student. Nikt tak jak on, twierdzi, nie wie co jest dla niego najlepsze, ani profesorowie, ani tym bardziej ministerialny urzędnik. Przez dziewięć lat jako dyrektor Instytutu Historii Sztuki, Piotrowski witał studentów pierwszego roku, mówiąc im wprost, że powinni się buntować. Studenci buntować się jednak nie chcą...

Podczas dwugodzinnego spotkania poruszana była na licznych przykładach rola artysty zaangażowanego i sztuki krytycznej. Jedna z działaczek Rozbratu, posiłkując się diagnozą Artura Żmijewskiego, skrytykowała tzw. artystów zaangażowanych za to, że w najlepszym razie ich sztuka jest interwencyjna, brakuje natomiast jej ciągłości działań, a przez to skuteczności, z której też nie są w ocenie ich sztuki rozliczani. Profesor przyznał częściowo rację temu, stwierdzając że za taki stan odpowiedzialny jest powszechny model procesu tworzenia sztuki, w którym postawa artysty jest skrajnie indywidualistyczna. W tym kontekście, jako swego rodzaju alternatywę, rozbratowcy przypomnieli o swojej współpracy z kanadyjską artystką Michelle Teran. Zaprosiła ich do współpracy w tworzeniu jej wystawy na poznańskim Biennale Mediations. Z początku chciała, by ta praca opowiadała o Rozbracie.Jednak po namowach zgodziła się, by tematem była kampania przeciwko kontenerom socjalnym. W rezultacie stworzona została praca, której głównym walorem była opowieść o samym procesie twórczym, w tym gdzie  ich działania zderzyły się z niechęcią władzy.

Szukając pól konfliktu z władzą, wielokrotnie odnoszono się do sprawy Doroty Nieznalskiej jako emblematycznego przykładu cenzury. Wskazywano, że ten jak i podobne przypadki nie zostały należycie wykorzystane zarówno przez samą artystkę jak i ruchy społeczne. Jednym z wniosków kończących dyskusję było dostrzeżenie potrzeby synergicznej współpracy pomiędzy środowiskiem artystycznym a ruchami społecznymi, dla dobra tak jednych jak i drugich, bo póki co, jak to wyraził się ktoś z obecnych, są to ciągle jakby dwa odrębne światy.

Spotkanie z profesorem Piotrowskim było pierwszym z cyklu trzech spotkań pod hasłem przewodnim „Władza w sztuce. Sztuka we władzy”. Następne spotkanie z Jankiem Sową 17 kwietnia. Szczegóły wkrótce. Serdecznie zapraszamy.

Ludzie czytają....

Komunikat odnośnie Duda Development

02-06-2024 / Rozbrat zostaje!

Na początku lutego informowaliśmy o pobiciu członka Kolektywu Rozbrat przez ludzi działających na zlecenie Duda Development

Iran: strajki, demonstracje i wojna

24-07-2024 / Polityka

Rząd w Teheranie nie jest gotów iść na wojnę i bronić swoich braci muzułmanów, Palestyńczyków, bo obawia się reakcji własnego...