Lokator: Najniższy sługa! Chciałbym, proszę wielmożnego pana, obejrzeć sobie to mieszkanie, które w pańskiej kamienicy jest do wynajęcia.
Właściciel: A kupiłeś pan bilet wstępu u stróża?
Lokator: Rany boskie, zapomniałem o tym!
Właściciel: No, nie musisz pan złazić osobno na dół, wpłać pan od razu u mnie 3 euro. Ale prędko, bo nie mam czasu!
Lokator (płacąc): Przepraszam jak najmocniej, niech się wielmożny pan już nie gniewa.
Właściciel: Tak, a teraz pogadamy dalej. Jak liczną jest pańska rodzina?
Lokator: Ja i moja żona i...
Właściciel: Co, może masz pan i bachory? W takim razie możesz się pan od razu wynosić!
Lokator: Ale cóż pan sobie myślisz, panie gospodarzu! Chyba pan na serio nie przypuszczasz, że chcę się wprowadzić z dziećmi. Wszak one już od zeszłego roku mieszkają u teściów w ziemiance pod miastem! Tylko prosiłbym wielmożnego pana o łaskawe pozwolenie, żeby dzieci mogły raz na miesiąc przyjść do nas w odwiedziny.
Właściciel: Czyś pan zwariował? Co miesiąc! Też coś! Co kwartał mogą ostatecznie przyjść, niechże już będzie moja strata! Naturalnie za opłatą 2 euro należności za zużycie substancji mieszkaniowej. Ile pan masz bachorów?
Lokator: Troje.
Właściciel: To wynosi rocznie po 8 euro od jednego, razem 24 euro od trojga. To się płaci z góry!
Lokator (płacąc): Proszę oto pieniądze, a teraz chciałbym obejrzeć to mieszkanie.
Właściciel: Mamy czas, kochany panie. Wprzód mamy jeszcze do omówienia kwestię pańskiej rozrodczości. Może masz pan zamiar jeszcze więcej mieć bachorów?
Lokator: Przecież i żona młoda i ja jeszcze nie stary...
Właściciel: Obrzydliwość! To jest porządny dom, a nie jakaś rozpłodownia! Ale dobry ze mnie chłop i przymknę jedno oko. To będzie kosztować 20 euro. Płaci się zaraz.
Lokator (nic nie mówi, trze podbródek i wytrzeszcza oczy).
Właściciel: Ależ z pana niepojęty człek! Czy pan sobie wyobrażasz, że ja będę za darmo trapił się obawą, iż nagle zacznie w domu beczeć dzieciak, jeżeli panu na czas nie poślę wypowiedzenia? Kwita z nami! Szukaj pan sobie mieszkania, gdzie się panu podoba!
Lokator (płacąc): Proszę, bardzo proszę nie gniewać się na mnie. Wielmożny pan wybaczy, ja tylko przestraszyłem się trochę.
Właściciel: Co? Pan masz może jeszcze i słabe nerwy? Za takich lokatorów dziękuję, otwarcie to panu powiadam.
Lokator (pokornie): Proszę się nie gniewać. Przecież mnie pan nie odprawi z niczym...
Właściciel: No niech i tak będzie. Możesz pan zostać i pogadamy dalej. Ale nie śmiesz mi pan histeryzować, zrozumiano? Cóż to ja chciałem powiedzieć? Aha! Czy masz pan psy, koty, kanarki?
Lokator: Broń boże! Tylko złote rybki.
Właściciel: Nie zniosę tego za żadną cenę! Chyba, że od każdego bydlęcia osobną taksę z góry...
Lokator: To raczej podaruję komu te rybki.
Właściciel: Jak pan chcesz. Ale to muszę panu powiedzieć: anibym nie przypuszczał, że z pana taki człowiek bez serca, który z powodu marnych paru euro może rozstać się z tak kochanemi zwierzątkami.
Lokator: Cóż, kiedy nie można inaczej. Niech się pan wielmożny nie gniewa! Ale teraz chciałbym bardzo obejrzeć to mieszkanie, za pozwoleniem pańskim.
Właściciel: Mamy czas! Powiedz mi pan, czy przychodzą do państwa goście w odwiedziny?
Lokator: No tak, czasem...
Właściciel: Nie ścierpię tego! Absolutnie nie ścierpię! Chyba, że od każdej wizyty dostanę po 10 euro należności za zużycie domu. Naturalnie, każdą wizytę należy na osiem dni wcześniej u mnie zapowiedzieć. Czy u państwa pierze się w domu? Każda godzina prania kosztuje 2 euro...
Lokator: Ale przecież płacić będę wodociągom!
Właściciel: Woda jest własnością wodociągów, ale mury i rury w tych murach są moją własnością! One niszczeją przez te ciągłe prania i kąpiele! Jeżeli niema prania w domu, w takim razie muszę dostać miesięcznie po 10 euro jako odszkodowanie za utratę spodziewanego zarobku. Zresztą dowiesz się pan o wszystkim, gdy się państwo wprowadzicie. Ale jedno muszę panu z góry powiedzieć. W lecie obchodzi stróż całą kamienicę z arkuszem składkowym. Na organizowany przeze mnie bal charytatywny. Możesz pan złożyć datek, jaki pan chcesz, ofiarności nie kładzie się tamy. Tylko nie mniej jak 50 euro!
Lokator: Cóż robić, jeżeli inaczej nie można! Jaki jest czynsz?
Właściciel: Za pokój, kuchnię i łazienkę 500 euro miesięcznie! Tanio jak barszcz. Strychu ani piwnicy nie ma.
Lokator (zdębiały): Pół tysiąca za 15 metrów kwadratowych?
Właściciel: Tak i jeszcze 15 euro za uzyskane ode mnie informacje.
Lokator: Dobrze, że oboje z żoną pracujemy. Teraz jednak chciałbym obejrzeć sobie mieszkanie
Właściciel: Za te marne pieniądze jeszcze i oglądać mieszkanie? Zresztą, teraz nie można. Remont urządzam.
Lokator: Mieszkania czy całej kamienicy?
Właściciel: Głupiś pan? Moje biuro będą odnawiać!
Lokator: Ale co to ma wspólnego z moim mieszkaniem?
Właściciel: Nie pańskim, lecz moim! Przyjdź pan za pół roku.
Lokator (wzburzony): To skandal! Pójdę do sądu!
Właściciel: Prawo jest dla porządnych ludzi. A pan wtargnąłeś na cudzą własność i jeszcze napastujesz właściciela! Mam zawołać policję?
Lokator (przerażony): To od kiedy mam płacić ten czynsz?
Właściciel (udobruchany): Od przyszłego tygodnia. Pieniądze należy wpłacać na moje konto bankowe. O tu masz pan wszystkie dane.
Lokator (prawie nieprzytomny): Zobaczę, postaram się....Sługa uniżony! (Wychodzi chwiejąc się na nogach).
Właściciel: Moje uszanowanie i proszę nie zapominać o terminach płatności, bo jeszcze komu innemu wynajmę! (Po chwili): W ten sposób nareszcie od pół biedy opłaci się jakoś ta realność.
A za parę lat ....
Ciemne ulice, ciemne okna kamienic, a w każdym wisi szmata z błagalnym napisem:
Wynajmę mieszkanie, wynajmę tanio mieszkanie, wynajmę za darmo mieszkanie.......
Kamienicznicy czekają na lokatora jak kania dżdżu, Na próżno. Już wyrzucili wszystkich lokatorów do slamsów, które teraz tętnią życiem. Niedobitki studentów zagospodarowały się w garażach, szopach, psich budach – bo tanio i na naukę i na rozrywkę wystarcza . Tu jest teraz prawdziwy Kraków.
Reszta młodzieży wyjechała do normalnych krajów, aby tu więcej nie wrócić. Nie trzeba jej było wyrzucać. Przecież doskonale wie, że nie da żyć bez dachu nad głową.
Miasto umarło, kościoły opustoszały, turyści nie garną się do tego miasta-grobowca.
Kto teraz będzie kamienicznikom remontował ich kamienice, kto będzie dawał na tacę w niedzielę.
Kamienice pozamieniane na hotele zieją pustką. Kiedy na horyzoncie pojawia się jakiś zabłąkany turysta rozpoczyna się mafijny pojedynek kamieniczników-hotelarzy. Kamienicznicy rzucają się na zdobycz, walczą ze sobą o nią zajadle. Po niedługim czasie z turysty zostają strzępy. No i znowu zmarnowała się okazja do obłowienia się.
Sytuacja pogarsza się z dnia na dzień. Biedni kamienicznicy są u kresu wytrzymałości.
Wspominają z rozrzewnieniem wspaniałe czasy, kiedy ich kamienice były pełne lokatorów z decyzjami mieszkaniowymi. Kombinują, że może znowu trzeba by reaktywować przez swoje lobby w sejmie decyzje administracyjne i nakazać lokatorom wrócić do prywatnych kamienic. Ale lokatorzy już do nich nie wrócą.
Prędzej pójdą do piekła, bo właściciele pewnie tam łaskawsi od kamieniczników.
Tekst „Biedni kamienicznicy” ukazał się w 1910 roku w krakowskim piśmie „Prawo Ludu” (we współczesnej wersji artykułu wspominane w nim korony zastąpiono euro)