Pewnie dla takich zespołów jak Dezerter czy Brygada Kryzys czynnikiem skłaniającym do podjęcia niektórych decyzji były pieniądze. Wiadomo, zarobić niełatwo, a mieć dobrze. Przyjemnie jest kasować za koncert 30$ od wejściówki, szczególnie w czasach w których normalny odbiorca (czyli dysponujący odpowiednim zasobem finansowym) chętnie zapłaci za rozrywkę, która nie szarga jego imieniem jako kapitalisty, urzędnika czy ostatnio nawet nacjonalisty.
Ale prawdę powiedziawszy nie chcę za głęboko wnikać w motywy dinozaurów punka, wolę skupić się na skutkach. Jak wyglądają postawy tych, którzy żyjąc z tego, że grają/grali punk, a deklarowali się dawniej jako anarchiści (lub przynajmniej osoby deklarujący swoje poglądy jako „antysystemowe”), świetnie odnaleźli się w gospodarce wolnorynkowej? Skrajnym przykładem niewątpliwie jest Tomek Lipiński grający w Brygadzie Kryzys, który jest zwolennikiem i aktywnym propagatorem antyspołecznej polityki Platformy Obywatelskiej do tego stopnia, że gra do kotleta na kongresach tejże partii. Negatywnie wsławił się m.in. na fali ostatnich wystąpień antyrządowych, gdy o protestujących robotnikach wypowiadał się w ten sposób: Czy górnik lub kolejarz jest w gorszej sytuacji niż setki tysięcy innych Polaków? Najłatwiej jest wyjść na ulice, zrobić demolkę i wywalczyć swoje nie patrząc na innych. By po chwili dodać: To nie jest tak, że uciśniony lud walczy o wolność. To są grupy interesów, które walczą ze sobą tylko dla celów politycznych. Całość błyskotliwej refleksji kończy następująco: Może ich wysłać na lotnisko na Bemowie? Wypowiedź ta zasadnicza nie różni się od poglądów i głosów innych dobrze ustawionych liberałów żyjących w naszym kraju, którzy korzystając z możliwości systemu dającej wolność ekonomiczną niewielu kosztem ogółu, stają się jego gorliwymi obrońcami. Politykierstwo takie ma również swoje formy również karykaturalne. Przykładem tego był, na szczęście nieudany, start jednego z członków zespołu Alians w wyborach do sejmu.
Jednakże główny grzech dawnych antysystemowych muzyków nie leży ani w "sprzedaniu się", ani w osobistej przemianie w liberałów, choć jest on efektem obu tych wyborów. Głównym grzechem jest to, że za pomocą swojej muzyki zaczęli legitymizować to, co stanowi zagrożenie wobec dużo szerszych grup niż tylko swoje najbliższe otoczenie. Coraz częściej docierają do nas wieści o włączaniu się ich do kolejnych państwowych szopek wspierających zakrojoną na szeroką skalę narodowo-historyczną politykę rządu. Polityka ta ma poprzez granie na zbiorowych złych wspomnieniach o poprzednim ustroju kreować zadowolenie z obecnego ustroju inwigilacji i systemu wyzysku oraz stale pogłębiających się różnic społecznych. W dodatku część tych wydarzeń staje się okazją do fetowania przez ruchy nacjonalistyczne o poglądach rasistowskich i antysemickich, co umożliwia zyskiwanie przez nie popularności, jak również ich konsolidację.
Kolejną tego typu sytuacją będzie, sponsorowany przez Instytut Pamięci Narodowej, koncert zespołu Kryzysu, który odbędzie się 17 stycznia w Krakowie. Ma on upamiętniać tzw. „żołnierzy wyklętych”, nacjonalistyczną partyzantkę antykomunistyczną. Polscy nacjonaliści już cieszą się, że obecność Kryzysu da im swoisty immunitet od interwencji grup antyfaszystowskich i swobodnie będą mogli prezentować swoją propagandę. Dalsi od prawdy być nie mogą, choć pozostaje mieć nadzieje, że dawni punkowi muzycy, choć przestali stanowić jakąkolwiek alternatywę przynajmniej zachowali resztki przyzwoitości w zakresie wyboru koncertów, które wspierają.