Pierwotnie sztuka miała być wystawiona w ramach festiwalu Malta, ale jej dyrektor uległ naciskom władzy i Kościoła, wskutek czego przedstawienie zostało odwołane. Jednocześnie główni cenzorzy do dziś próbują spijać śmietankę i stawiać się w roli z jednej strony ofiar, z drugiej - zwycięzców walki z cenzurą prewencyjną. Uczynili się bowiem „partnerem” serii oddolnych projekcji i odczytań „zakazanej sztuki”, niejako sabotując własną cenzorską decyzję.
Wokół tych, ale też dużo szerszych kwestii toczyła się dyskusja po projekcji spektaklu. Udział w niej wzięli zarówno ludzie związani z teatrem, jak i inni pracownicy sztuki, a także aktywiści i sympatycy Federacji Anarchistycznej. Próbowano zadać i odpowiedzieć na pytanie kto tak naprawdę wmanewrował nas w tę sytuację i czego nas to nauczyło. Zwracano uwagę na rozmycie odpowiedzialności – spychanie jej na anonimowy tłum, w najlepszym razie – na arcybiskupa Gądeckiego, dystansując tym samym rolę prezydenta i radnych Poznania, a nade wszystko – dyrektora festiwalu, Michała Merczyńskiego. W toku dyskusji, w której uczestniczyli nie tylko Poznaniacy, zwrócono uwagę na różny odbiór sytuacji w Polsce i konkretnie w Poznaniu, a także na szafowanie takimi – raczej zaciemniającymi, niż wyjaśniającym – terminami jak „ciemnogród”. Poruszono też drażliwa kwestię „koncesjonowanego buntu”, jaki przy tej okazji ma miejsce, który może mieć – zdaniem zebranych – wartość, o ile przestanie piętnować mityczne „moherowe babcie” czy „kiboli”, a zacznie podkreślać i żądać pociągnięcia do odpowiedzialności realnych cenzorów. Czyniono analogie z marcem`68 i ówczesnymi wystawieniami „Dziadów” (kiedy to protestowano przeciwko kneblowaniu wolności słowa), wystąpieniami z lat 70. (kiedy doszły żądania socjalne) i w reszcie z 8 dekadą XX wieku, kiedy to ruch pierwszej Solidarności gromadził wokół siebie i inteligencję, i robotników, łącząc postulaty. Próbowano zastanowić się jak tamta sytuacja ma się do obecnej i czym się różni. Zadano też pytanie: czy struktura władzy tak bardzo się zmieniła? Czy dawne frakcje to nie dzisiejsze partie, w gruncie rzeczy reprezentujące podobną, liberalną ideologię?
Na sam koniec warto podkreślić, że odniesiono się do samego spektaklu – przez jednych z uczestników projekcji uznanego za grafomański, przez innych – wręcz za wybitny. Wszyscy się zgodzili co do jednego: nie on powinien nas zajmować, ale zagrywki samych organizatorów, w tym Rodrigo Garcii, który na spotkanie z widzami wyjechał do Warszawy, symbolicznie pokazując też kres „poznańskiej Malty”.
Dziś i w najbliższe kilka dni kolejne pokaz i odczyty spektaklu „Golgota Picnic”, zarówno w Poznaniu, jak i w całej Polsce.