
Być może moglibyśmy, jako anarchiści, przejść nad tym historycznym kontekstem do porządku dziennego, gdyby nie to, iż nasza radykalna lewica, nazbyt często zapomina, że jej obowiązkiem jest się ze swoją przeszłością rozliczyć, a nie jej bezprzytomnie bronić. Wśród różnych lewicowych ugrupowań, partii i środowisk są i takie, które wychwalają ZSRR, PRL czy jak ostatnio na łamach "Trybuny Robotniczej", Ludowe Wojsko Polskie. To samo, które zarówno pod biało-czerwonym, jak też czerwonymi flagami, w latach '80 inwigilowało polski ruch anarchistyczny i pacyfistyczny, posyłając do więzień objectorów z wieloletnimi wyrokami. Szkoda, że nasi przyjaciele z WRS, z którymi wspólnie demonstrowaliśmy 1 maja 2008 r., nie biorą tej kwestii pod uwagę i uznali bojkot demonstracji antyfaszystowskiej, za konieczny, co na pewno zastanie odebrane jako zachęta, dla opisanych wyżej postaw.
Anarchiści doskonale rozumieją znaczenie ruchu lewicowego w zwalczaniu faszyzmu. Jednak pojawienie się czerwonych flag, często oznacza równocześnie pojawienie się symboliki sierpa i młota, niesionej przez wielbicieli Feliksa Dzierżyńskiego i generała Jaruzelskiego. Problem się bierze z tego, że dwu, trzyosobowe grupy lewicowe, za punkt "honoru" biorą sobie zademonstrowanie swojej odrębności poprzez epatowanie symboliką rodem z Kremla. I często zresztą tylko do tego ogranicza się ich (propagandowa) działalność. Dlaczego jednak mielibyśmy na to pozwolić? Antifa moim zdaniem miała prawo do takiego stanowiska, jakie zajęła.