Spotkanie przygotowawcze we Wrocławiu, jak też obecny marcowy Zjazd odbywają się z całą pewnością w warunkach socjalnego i politycznego przesilenia. Od jesieni 2008 roku trwa kryzys ekonomiczny na świecie. Spiętrzeniu uległy walki społeczne. Przykład Grecji, Hiszpanii, Egiptu czy Bangladeszu mówi sam za siebie. Załamanie dotarło także do Polski. Ubywa miejsc pracy, rosną koszty utrzymania, spadają zarobki wielu grupom społecznym. GUS właśnie ogłosił, że stopa bezrobocia sięgnęła 14,4%. Najwyższy poziom od 6 lat. Polska przestała być krajem spokojnym. Gwałtowne i spontaniczne demonstracje dotyczące ACTA w styczniu 2012 roku, majowy strajk artystów, mobilizacji przeciw poniesieniu wieku emerytalnego, to tylko kilka przykładów narastającego niezadowolenia. Z dostępnych na tę chwilę statystyk wynika, że walk społecznych w Polsce przybywa.
Pytanie brzmi: jaką rolę odgrywa (odegrała) w nich Inicjatywa Pracownicza? To oczywiste, że trwający od ponad półtora roku protest poznańskich pracownic żłobków, zeszłoroczny strajk w Chung Hong, demonstracja 10 czerwca 2012 r. w Poznaniu, sprzeciw pracownic kostrzyńskiego szpitala, wcześniejszy opór jaki staraliśmy się stawić, kiedy światowy kryzys uderzył w polski przemysł stoczniowy i zakłady Cegielskiego (druga połowa 2009 r.) i tak dalej, dowodzą, że działaczki i działacze naszego związku są w tych okolicznościach na czele zmagań z przechodzących kryzys systemem neoliberalnym. Może ktoś powiedzieć, że nasza walka jest naznaczona gorzkimi porażkami, zwłaszcza po tym co się stało w Chung Hong. Ale moglibyśmy też zapytać, co byłoby w warunkach specjalnej strefy ekonomicznej zwycięstwem? Czy w ogóle jakiś sukces jest możliwy w przypadku tak wielkiej dysproporcji w relacjach pomiędzy pracownikami i pracodawcą? Czy alternatywą jest pokorne znoszenie wszelkich nadużyć władzy i wyzysku ze strony pracodawców? Czy sukcesem nie jest samo podjęcie działania? Chung Hong to jedna z dziesiątek, setek walk, która – jak wierzymy – zmieni ostatecznie ustrój pracy w Polsce. Walka, powinniśmy tego dopilnować, która się jeszcze nie zakończyła.
W listopadzie zeszłego roku spotkałem się z jednym ze znanych animatorów kultury, aby przed kamerami podyskutować z nim o nowej sztuce Pawła Demirskiego i Moniki Strzępki „Firma”. Mówi ona o skutkach prywatyzacji i zawłaszczenia PKP. Od razu zapytał mnie o to, co się dzieje w Chung Hong. Oznajmił, że wpłacił na fundusz strajkowy IP. Chciał dyskutować o widocznych symptomach załamania neoliberalizmu. Bez wątpienia moglibyśmy sztukę Demirskiego i Strzępki odczytać jako ciąg dalszy opowieści o niesprawiedliwości i zagrożeniach jakie niesie obecny systemem. Problemy, podobne do tych z Chung Hong, zostają przeniesione na deski teatru. Sprawa nie została zakończona. Nie można nam, Inicjatywie Pracowniczej, zamknąć ust. Zwolnili Gazdę z Chung Hong, ale dalej będzie mówił Demirski.
Prawdziwy sukces jest możliwy tylko wówczas, kiedy opór pracowników będzie narastał i cyrkulował. Zadaniem związku zawodowego jest wspomaganie tego procesu, ogniskowanie walk, kumulowanie doświadczeń. Oczywiście bez nacisków społecznych zmiana warunków w jakich dziś funkcjonuje większość pracowników jest niemożliwa. Bez nich trwać będzie prywatyzacja publicznych sektorów, rozprzestrzenianie się „śmieciowych” warunków pracy, wydłużanie czasu pracy itd. Inicjatywa Pracownicza sama oczywiście nie jest w stanie tego zmienić ani powstrzymać. Jesteśmy tylko częścią ruchu protestu.
Utyskiwanie na niską mobilizację społeczną czy związkową nie mają sensu. Trudno mi też sobie w kontekście – przykładowo – Cegielskiego, Chung Hong, poznańskich żłobków, opolskiego Urzędu Statystycznego wyobrazić, co miałaby oznaczać jeszcze większa mobilizacja. To oczywiste, że są przypływy i odpływy walk społecznych, że nasza siła raz rośnie, raz maleje. W tym właśnie kontekście powinniśmy rozstrzygać nasze porażki i sukcesy, ale także to, jakie zmiany organizacyjne wewnątrz związku mają sens.
Jestem przekonany, że siła związku leży przede wszystkim w jego praktyce, a niekoniecznie w strukturze. W swoich działaniach Inicjatywa Pracownicza musi uwzględnić, moim zdaniem, trzy podstawowe kwestie strategiczne:
(1) Po pierwsze powinniśmy konsekwentnie skupiać naszą uwagę i akcje na władzach samorządowych. Czy mówimy o teatrach, żłobkach, szpitalach, czyli o miejscach gdzie działa coraz więcej naszych komisji, to te zakłady pracy zależą od samorządowych gremiów decyzyjnych w sposób bezpośredni. Dotyczy to także specjalnych stref ekonomicznych, formalnie kontrolowanych przez jednostki samorządu terytorialnego, czy też kwestii bezrobocia. Władze lokalne od początku lat 90. sukcesywnie zwiększały swoje ekonomiczne znaczenie. Po reformie finansów publicznych w 2003 roku, kontrolują one poważna ich część, a także wiele zakładów pracy, będąc pracodawcą lub zleceniodawcą, czy też wykonując funkcje kontrolne nad sposobem organizowania rynku pracy. Z drugiej strony samorządy odgrywają doniosłą rolę w sferze pracy reprodukcyjnej, wpływając na warunki bytowe w tym: transport publiczny, sferę opiekuńczo-wychowawczą, edukację, mieszkalnictwo itd. Powinniśmy zatem dążyć do powiązania walk stricte pracowniczymi z walkami lokalnymi, przede wszystkimi lokatorskimi, co pozwoliłoby nam połączyć te różne pola aktywności w jeden ruch protestu. Tendencja w tym kierunku ujawnia się w IP od kilku lat, ale w dalszym ciągu – wydaje się – żywione jest przekonanie, że głównym oponentem dla nas jest rząd centralny i władze wielkich korporacji. Oczywiście są zakłady pracy, mające ogólnokrajowy czy międzynarodowy zasięg. Jednak członkowie i członkinie naszych Komisji Zakładowych powinny poszukiwać także aktywności na poziomie lokalnym, zabierać głos w sprawie sytuacji ekonomicznej na terenie ich miast i gmin. Ostatecznie większość firm jest zakorzeniona, w większym lub mniejszym stopniu, na poziomie lokalnym: ma tam swoje fabryki, przedstawicielstwa handlowe, organizuje kampanie reklamowe itd.
Powinniśmy dokonać tu ostatecznego zwrotu i jeszcze bardziej skupić się na kwestiach lokalnych i regionalnych, tworząc szersze sojusze nie z głównymi, krajowymi centralami związkowymi (mało aktywnymi w sprawach lokalnych) czy partiami politycznymi, ale z organizacjami lokalnymi, dla których nasz związek może stać się pewnym ogólnopolskim spoiwem. To co się przykładowo dzieje w jakiejś specjalnej strefie ekonomicznej może być problemem koncernu LG, ale przede wszystkim może być problemem władz lokalnych: gminnych, powiatowych, czy wojewódzkich. Dla władz samorządowych lokalnych ruch jest większym zagrożeniem politycznym, niż dla anonimowych władz takiej czy innej międzynarodowej firmy.
(2) W tym kontekście problemem NIE jest to, jak Inicjatywa Pracownicza ma się ustrzec przed zaangażowaniem politycznym w obliczu zbliżających się wyborów samorządowych (2014 r.), ale przeciwnie - jak to zaangażowanie wygenerować? Interesuje mnie NIE, jak ograniczyć nasz udział w walce politycznej na szczeblu samorządowym, ale jak go poszerzyć? Jak pisałem przed poprzednim zjazdem, na początku 2011 roku, jest rzeczą oczywistą, że „komitety strajkowe i protestacyjne mogą i powinny przekształcić się w lokalne rady”. Kwestia socjalna (pracy, mieszkaniowa, oświatowa, zdrowia itd.) jest absolutnie kwestią polityczną. Nasze porażki biorą się m.in. stąd, że władza na szczeblu lokalnym, a więc tam gdzie możemy z nią wejść w jakąś interakcję - bowiem jest konkretna, namacalna, spersonifikowana - jest jednocześnie zdominowana przez środowiska wrogie ruchowi pracowniczemu, związkom zawodowym. Elity władzy lokalnej są obecnie zdominowane przez środowiska powiązane z biznesem, ewentualnie z zawodowymi o wysokim dochodzie i prestiżu (lekarze, nauczyciele akademiccy itd.). Robotnicy, emeryci, szeroko rozumiane „doły społeczne” nie są w nich reprezentowane. Nie mam na myśli tylko rady gmin i miast, ale generalnie strukturę władzy, która z procesów decyzyjnych wyklucza całe rzesze społeczne i jednocześnie cierpi na braki legitymizacji. W dużych ośrodkach miejskich na radę glosuje często nie więcej niż 20% wszystkich uprawnionych, a na prezydenta miasta nie więcej niż 25%. Co z pozostałą częścią mieszkańców? Władza ta opiera się na kruchych podstawach i powinniśmy to wykorzystać. Nie twierdzę, że udział w wyborach (czy nawet wsparcie komitetów wyborczych) jest najlepszym rozwiązaniem, ale być może w niektórych przypadkach będzie to rozwiązanie całkiem zasadne. Pozwólmy ludziom działać. O ile jestem zdecydowanie przeciwny wikłania związku w wybory do władz centralnych, o tyle nie chciałbym, aby działacze i działaczki Inicjatywy Pracowniczej, były w tym zakresie w jakikolwiek sposób ubezwłasnowolniane i kneblowane na poziomie lokalnym poprzez zapisy statutowe.
(3) Wreszcie musimy uznać fakt, że dokonała się ostra polaryzacja sceny politycznej w Polsce w ogóle. Co to dla nas oznacza? Musimy wyznaczyć swoje stanowisko wobec propozycji politycznych obu partii pretendujących do władzy – PiS i PO, zaprezentować własne zdanie. Potrzebujemy jasnej deklaracji, która trafi do wszystkich naszych członków, ich rodzin, do wszystkich sympatyków Inicjatywy Pracowniczej. Obojętnie co byśmy o tym nie myśleli, ludzie żyją obecnymi sporami politycznymi i jest rzeczą zrozumiałą, że mogą oczekiwać stanowiska związku w tej sprawie. Dobrym przykładem jest dyskusja nad ustawą o związkach partnerskich. Wiele osób pomyślało, że to tzw. „temat zastępczy”. Często to twierdzimy i niejednokrotnie mamy rację, ale w równie wielu przypadkach się mylimy. W tej konkretnej dyskusji nie wydaliśmy żadnego stanowiska. Tymczasem kwestia uregulować dotyczących związków partnerskich w oczywisty sposób wpływa, lub może wpłynąć, na położenie socjalne dużego grona osób, które wspólnie prowadzą gospodarstwo domowe. Kwestia socjalna stoi tu jakby obok kwestii związków intymnych. Warto też zapytać (a nie unikać dyskusji) o ten problem w środowiskach robotniczych, które uchodzą za homofoniczne. Kwestia orientacji seksualnej dotyczy wszystkich warstw społecznych. Geje i lesbijki usytuowani na najniższych szczeblach hierarchii społeczno-zawodowej, doświadczają nie tylko ekonomicznej, ale kulturowej opresji.
Jarosław Urbański, Poznańska Komisja Miedzyzakładowa Inicjatywy Pracowniczej