Dziesięć minut później na plac wkracza kolejna grupka aktywistów, niosąc pieczywo, zupę i pojemniki. Tym razem policja ma utrudnione zadanie - od nowo przybyłych oddziela ich tłum zdenerwowanych i zdesperowanych ludzi - to oni pierwsi docierają do wolontariuszy i zanim podąży za nimi policja cala żywność jest już rozdana, zostają tylko puste pojemniki. Po chwili po drugiej stronie placu pojawia się kolejna, mniejsza grupka aktywistów - jedzenie zostaje rozdane tak szybko, że policja nie zdążyła nawet zareagować.
Gdy wreszcie wszyscy są już najedzeni, ludzie z Food Not Bombs składają wszystkie puste pojemniki i stoły, opuszczają plac o 13.30 - tak jak zwykle. Wracają tu jeszcze raz: wieczorem, już po zapadnięciu zmroku, by nakarmić ponad 150 osób - policja jest mniej agresywna, jest ciemno, widać o wiele mniej niż za dnia.
Tak mniej więcej wygląda zwykły dzień aktywistów Food Not Bombs z San Francisco, którzy swoją działalność przypłacali już licznymi sankcjami ze strony policji: notowaniem, zatrzymywaniem, używaniem przemocy fizycznej, aresztowaniami - tak Departament Policji San Francisco rozprawia się z groźnymi przestępcami, dopuszczającymi się potwornej zbrodni rozdawania darmowej żywności.
Wolontariusze z Food Not Bombs już od 1988 roku działają w parkach miejskich, na ulicach, w jadłodajniach. Organizacja swoje korzenie ma w potężnej, prowadzonej w 1980 roku kampanii przeciw otwarciu elektrowni atomowej w Seabrook, w Nowej Anglii. Od tego czasu ponad 40 aktywnych grup w USA i Kanadzie zajmuje się dostarczaniem darmowego, wegetariańskiego jedzenia. Jest to forma protestu przeciw ciągłemu finansowaniu badań nad nowymi typami broni, w obliczu potęgującego się głodu i rosnącej liczby bezdomnych.
Podstawowe zasady, łączące poszczególne grupy tworzące organizację to: całkowita rezygnacja z używania przemocy, nie dyskryminowanie nikogo w dostępie do rozdawanej żywności, oraz grupowe podejmowanie decyzji, pozwalające nie wprowadzać do organizacji elementów hierarchii. Każda grupa ma prawo do swoistego dla swych lokalnych warunków rozumienia tych zasad. Jako, że brak jest centralnego biura, czy etatowych pracowników, każdy z członków może proponować nowe rozwiązania problemów i sposoby działania. Te, które okażą się skuteczne na terenie pomysłodawcy, propaguje się za pomocą poczty i kontaktów osobistych.
Większość czasu poświęconego działalności w organizacji spożytkowuje się na zdobywanie darmowego wegetariańskiego jedzenia z wszelkich możliwych źródeł: wielkich magazynów, sklepów ze zdrową żywnością, piekarni i innych miejsc, w których z różnych powodów nie dopuszcza się jej do sprzedaży i - gdyby nie aktywiści Food Not Bombs - wyrzucono by ją na śmietnik. Następnie ze zdobytych w ten sposób produktów przygotowuje się odżywcze posiłki. Dzieje się to w domach członków organizacji lub - współpracujących z Food Not Bombs jadłodajniach i barach. Gotowe jedzenie rozdaje się potem w miejscach, gdzie gromadzą się ludzie, którzy mogą go potrzebować. Taka forma „recyklingu żywności" pokazuje dobitnie, że przyczyną głodu nie jest brak jedzenia, ale nieumiejętna dystrybucja - codziennie wyrzuca się z zupełnie błahych powodów takie ilości jedzenia, które pozwoliłyby na wykarmienie wielu głodujących.
Inną formą działalności organizacji jest wspomaganie na wszelkie możliwe sposoby różnorakich akcji o długotrwałym charakterze: blokady poligonów, elektrowni atomowych itp. oraz innych lokalnych akcji o wolnościowym i pokojowym charakterze. To znakomity sposób na budowę więzi między różnymi organizacjami i osobami walczącymi w gruncie rzeczy o to samo, której celem jest budowa silnego i niezależnego od zewnętrznej pomocy ruchu.
Założenie nowej grupy Food Not Bombs jest banalnie proste - nie trzeba spełniać jakichkolwiek warunków formalnych, a w każdej chwili liczyć można na pomoc ze strony grup już istniejących w postaci kontaktów osobistych czy pocztowych oraz książki: „Food Not Bombs: jak nakarmić głodnych i stworzyć wspólnotę". Nowe kolektywy tworzy zwykle grupka przyjaciół, chcących pomóc bezdomnym. Od 1991 roku powstało ponad 30 nowych grup, niektóre z nich współpracują w szerokim zakresie z innymi, niektóre funkcjonują samoistnie.
Przeciw konserwatyzmowi władz miejskich
Ostatnie dwa lata to okres, w którym coraz więcej urzędów we władzach miejskich w USA zdobyli politycy znani ze swych konserwatywnych poglądów.
Wiąże się z tym poważne wzmożenie działań wymierzonych przeciw bezdomnym. Coraz więcej miast wprowadza restrykcyjne prawa zabraniające np. parania się zajęciami będącymi jedynym źródłem zarobku dla pozbawionych pracy i domu (San Francisco i Nowy Jork) czy przesiadywania w dzielnicach biznesu (Seattle i Santa Cruz), coraz częściej też dokonuje się ataków na prowizoryczne slumsy bezdomnych (Nowy Jork, Los Angeles, San Francisco). Ta wojna z bezdomnymi oparta jest na idiotycznym sposobie myślenia: co z oczu, to i z serca. Władze miejskie sądzą, że usuwanie z centrów miast ludzi śpiących na ulicy przyniesie im polityczny sukces. Takiemu pojmowaniu sprawy sprzyja nacisk ze strony środowisk związanych z biznesem, których członkowie o każdy kawałek wolnej przestrzeni w śródmieściu gotowi są prowadzić istne wojny. Nie mogąc pokazać prawdziwych przyczyn społecznych nierówności, politycy i najbogatsi biznesmeni sądzą, że uwikłanie bezdomnych w labirynty kartonowych slumsów i osaczenie ich represyjnym systemem socjalnym pozwoli bezboleśnie rozwiązać im ich własne spory ekonomiczne z detalicznymi sklepikarzami i ludźmi z branży turystycznej. Izolacja bezdomnych na brudnych przedmieściach miałaby także ukrócić ich ciągłe nawoływania o obniżanie czynszów, wzmożenie ochrony socjalnej i zapewnienie pracy.
Food Not Bombs stanowi pierwszą, a najczęściej -jedyną, linię obrony przed tego typu atakami dla bezdomnych. O ile w Miami i Nowym Jorku podjęto działania na drodze oficjalnej, o tyle gdzie indziej walka toczyła się zwykle na ulicy - a tam byli aktywiści Food Not Bombs. Ich taktyka rozdawania jedzenia w miejscach, gdzie gromadzą się biedni i bezdomni pomogła zarówno przełamać wzajemne uprzedzenia, jak i zapewnić prawdziwy dostęp zwykłych ludzi do publicznych miejsc.
Jest jednak i druga strona tego medalu: to właśnie grupy Food Not Bombs stały się ulubionym obiektem ataków policji - działo się tak m.in. w: Seattle, Santa Cruz, Ft. Worth, Berkeley i Salt Lake City. Lepiej zorganizowane grupy były atakowane z jeszcze większą niż zazwyczaj zawziętością. Pewnego dnia, niemal czterdzieści osób zostało aresztowanych podczas pobierania żywności (za „przesiadywanie", w miejscach publicznych, gdzie prawo tego zabrania). Wolontariusze z Berkeley są nieustannie prześladowani przez policję za to, że z dużą regularnością udaje się im dokarmiać bezdomnych w People's Parku - to wyraźny sygnał, że władzom Berkeley i Uniwersytetu Kalifornijskiego nie zależy na obecności biednych na ich terenie. Policja w Bostonie otwarcie dążyła do konfrontacji z miejscową komórką Food Not Bombs, przeszukiwano mieszkania działaczy, grożono aresztowaniami. Najdramatyczniej jednak przedstawia się walka aktywistów z San Francisco. Od 1988 władze miejskie szukają sposobu by powstrzymać ich działalność, co do dziś zaowocowało już aresztowaniem ponad 725 osób. Powody zatrzymań były różne: brak pozwolenia na rozstawianie stolików na rynku, na rozdawanie ulotek i stosowany najczęściej - brak zaświadczeń kontroli sanitarnej żywności i pozwoleń na rozdawanie jej w parku. I nawet mimo tego, że latem 1988, po ponad stu aresztowaniach i nieprzychylnych opiniach prasy, władze miejskie zdecydowały się wydać wszelkie stosowne pozwolenia, walka nie ustawała. Za każdym razem, gdy miasto zaostrzało politykę wobec bezdomnych, cofane były wszelkie zezwolenia i nasilała się fala aresztowań - wtedy do akcji wkraczała prasa i opinia publiczna, i wszystko wracało do normy. Głównym argumentem, którym władze miejskie posługiwały się zarówno w dyskusjach w studiach radiowych i telewizyjnych, jak i na salach sądowych, był brak zaświadczeń kontroli sanitarnej. Ale że był to tylko argument oficjalny świadczy wypowiedź jednego z szefów miejscowej policji Dennisa Martela, która pojawiła się w jednym z programów telewizyjnych: „Głównym celem Food Not Bombs nie jest rozdawanie żywności, ale popularyzowanie poglądów anarchistycznych, a na to nie możemy pozwolić". W kontekście tej wypowiedzi staje się jasne, że cała działalność policji i władz miejskich ma u swego podłoża pobudki czysto polityczne.
60 dni aresztu za rozdawanie pieczywa
Prezydent San Francisco Frank Jordan ogłosił we wrześniu 1993 roku nowy program podnoszenia standardu życia w swoim mieście, którego wynikiem miałoby być m.in. karanie za picie alkoholu w miejscach publicznych czy handel pokątny. Już wkrótce blisko 5000 osób ukarano mandatami za spanie w parkach, policja niszczyła dobytek bezdomnych, buldożery rozjeżdżały ich prowizoryczne, kartonowe domy. Kilka dni później policja dokonała licznych przeszukań w mieszkaniach aktywistów Food Not Bombs, rekwirowano żywność a samych działaczy - zamykano. W areszcie znalazło się blisko 300 osób, których jedyną winą było bezpłatne rozdawanie żywności!
Najpoważniej wyglądała sprawa Keitha McHenry'go, który uznany został za jedną z kluczowych postaci miejscowego Food Not Bombs - stanął przed sądem oskarżony o dwa przestępstwa. Problem polegał na tym, że w Kaliforni obowiązuje prawo bardzo restrykcyjne wobec recydywistów, co groziło mu długotrwałym pobytem w więzieniu. Warto dodać, że jedynymi ofiarami jego straszliwych zbrodni były osoby niechlubnie wsławione najbardziej zajadłymi atakami na Food Not Bombs.
Pod naciskiem władz miejskich prokurator okręgowy zażądał aż 75.000 dolarów jako kaucję w tej sprawie. Szczęśliwym trafem jeden z sympatyków Food Not Bombs - David Nadel - zastawił swoją knajpę, jako zabezpieczenie, ale mimo to Keith niemal cały miesiąc spędził w areszcie. Na pierwszej rozprawie pojawiło się ponad 100 działaczy Food Not Bombs, a wiele grup lokalnych dawało wyrazy swej solidarności. Kilka dni później policja przerwała jedną ze zwykłych akcji, aresztując sześć osób pod zarzutem braku pozwolenia na rozdawanie żywności. Tym razem jednak reakcja opinii publicznej była tak silna i szybka, że już po kilku dniach oskarżenie wycofano a wolontariuszy zwolniono.
Ale nie tylko aresztowaniami walczy policja San Francisco z aktywistami Food Not Bombs - zdarzały się i pobicia, i napastowanie seksualne, i konfiskaty samochodów, naczyń i książek. Jeden z wolontariuszy został oblany gorącą zupą a potem - brutalnie popchnięty i uderzony o ścianę przez gliniarza sfrustrowanego tym, że nie może powstrzymać rozdawania jedzenia, po tygodniu ten sam aktywista został uderzony pałką w twarz, gdy wchodził na główny plac miasta z garnkiem pełnym zupy. Jednym słowem - policja często atakuje ludzi z Food Not Bombs, powodując liczne okaleczenia i obrażenia, nierzadkie są też groźby i próby zastraszania.
W lutym 1994 roku, przed oblicze sędziego doprowadzono Roberta Norse Kahna - postawiono mu oczywiście zarzut rozdawania żywności bez pliku stosownych pozwoleń. Sędzia Barcklays nie pozwolił powoływać się podczas procesu na kilkuletnią walkę Food Not Bombs o uzyskanie rzeczonych zezwoleń, tudzież na używanie słowa „bezdomni". Poza tym, jednym ze świadków obrony w tej sprawie miał być Keith McHenry, który przebywał już wówczas w areszcie, a Bercklays nie znalazł powodu, by doprowadzić go na salę sądową, tłumacząc się dobrem wymiaru sprawiedliwości. W rezultacie wyrok opiewał na 60 dni aresztu. Kahn jeszcze nie odsiedział swojej kary - obecnie walczy o rewizję wyroku.
Rozwój grup lokalnych Food Not Bombs
Grupa Food Not Bombs próbowała różnorakich pokojowych sposobów by pozbyć się nacisku ze strony policji i władz miejskich: procesy sądowe, zbieranie podpisów pod petycjami, wywieranie nacisku na władze miejskie, funkcjonariuszy stanowych i federalnych, zdobywanie poparcia międzynarodowych organizacji zajmujących się prawami człowieka. Ta taktyka doprowadziła do zainteresowania opinii publicznej poczynaniami władz miejskich i policji. Ale nadal aktywiści działający bezpośrednio na ulicach i w parkach spotykali się z licznymi przejawami agresji i zakłócaniem ich działań. Nie poprzestano na rozsyłaniu petycji: żywność zaczęto rozdawać codziennie - uznano, że kontynuowanie akcji bezpośrednich to najważniejszy cel działalności organizacji, że mimo coraz silniejszego nacisku ze strony władz nie można zapomnieć o potrzebujących. Dla wszystkich stało się jasne, że Food Not Bombs istnieje po to, by rozdawać żywność, a nie wdawać się w spory z policją czy mediami. Ta decyzja nie pozwoliła władzom miejskim nawet przez chwilę cieszyć się sukcesem w postaci odcięcia bezdomnych od źródła ich materialnego i ideowego wsparcia. Wręcz przeciwnie: front walki bezdomnych o ich prawa wciąż rósł. Lokalne grupy Food Not Bombs w całym kraju szybko zauważyły, że to właśnie powinno być ich głównym zadaniem. W Seattle na przykład członkowie organizacji uczestniczyli w kilkakrotnych sittingach będących protestem przeciw wprowadzeniu nowych praw wymierzonym przeciw bezdomnym. Grupa z Santa Cruz rozpoczęła rozdawanie żywności w podmiejskich slumsach.
Działalność grupy z San Francisco skupiała się głównie na placu przed ratuszem, dlatego, że tam właśnie od dziewięciu miesięcy istniało prowizoryczne osiedle bezdomnych, poza tym tam właśnie najczęściej odbywały się wszelkiego rodzaju demonstracje i pikiety. Jako że nie ma tam żadnych sklepów, a jedynie siedziba władz miejskich - plac ten miał duże znaczenie symboliczne. Ostatnio rada miejska wydała specjalne zezwolenie dla grup religijnych na rozdawanie żywności w mniej widocznym miejscu, kilka ulic dalej. Jednak ani Food Not Bombs, ani rzesza bezdomnych nie mają zamiaru opuścić placu - mają bowiem świadomość, że gdy ustąpią choć trochę, policja bez skrupułów oczyści cały plac z niepożądanych tam osób.
Swego czasu miasto próbowało narzucić kontrolę nad działalnością Food Not Bombs, proponując wynajęcie kilku jadłodajni. Członkowie organizacji mając świadomość, że zmniejszy to ilość osób, które mogą otrzymywać żywność i że takie rozwiązanie przeczyłoby celom Food Not Bombs, systematycznie odmawiali. Organizacja istnieje by prowadzić naprawdę skuteczne akcje o masowym charakterze, a nie by utrwalać mentalność bogacza rozdającego biednym zupki. Wszelkie oficjalne programy socjalne dotyczące bezrobocia opierają się na założeniu, że bezrobotni to przestępcy, których należy karać, gdy tylko poproszą o pomoc, albo odrzucają tezę o politycznym podłożu zjawiska, twierdząc że to nie problem społeczny, ale - prywatna sprawa poszczególnych osób. Program Ford Not Bombs opiera się na dużym zaangażowaniu osobistym obu stron i bezpośrednim, szczerym działaniu nakierowanym na podstawowe potrzeby i przemilczane kwestie polityczne. Na szczęście obok wielu przeciwników Food Not Bombs zaczynają się ujawniać także zwolennicy tej organizacji. Członkowie Korporacji Adwokackiej, Szarych Panter, Związku Zawodowego Pracowników Hotelarstwa i Gastronomii, Federacji Czarnych Związkowców i innych organizacji z San Francisco aktywnie uczestniczyli w działalności Food Not Bombs, mimo zakazów i obostrzeń. Podczas jednej z akcji aresztowanych zostało kilku katolickich księży wspomagających wolontariuszy, co zaowocowało falą publikacji prasowych. Groźbą aresztowania ryzykował jeden z radnych - Terrence Hallinan, uczestnicząc w jednej z demonstracji przeciwko represjom. Przewodnicząca rady Angela Allioto często wyrażała swoje poparcie dla działań organizacji i być może także dzięki temu rezolucja domagająca się zaprzestania aresztowań przeszła podczas głosowania w radzie większością 7 do 2.
Food Not Bombs stała się platformą na której spotkały się liczne grupy i jednostki walczące przeciw systemowi ekonomicznemu i gospodarczemu, dawała bowiem przykład aktywnej walki i realnego oporu. Obok rozdawania żywności członkowie organizacji często zajmują się zajmowaniem i remontowaniem opuszczonych nieruchomości, odnawianiem i użytkowaniem terenów zieleni miejskiej, zakładaniem pirackich rozgłośni radiowych.
Pod koniec roku 1992 członkowie Food Not Bombs z San Francisco, wspólnie z ludźmi ze Związku Dzierżawców i Koalicji Dla Bezdomnych rozpoczęli aktywną kampanię squaterską, pod nazwą Homes Not Jails (Domy Zamiast Cel). Pierwszy budynek został zajęty przed Świętem Dziękczynienia (ostatni czwartek listopada) 1992 roku. Już wkrótce pojawiły się duże, jawne squaty i mniejsze budynki, zajmowane potajemnie. W dniu dzisiejszym najdłużej działający squat ma ponad rok, w zajętych budynkach urodziło się już dwoje dzieci, nikt jeszcze nie umarł. Squaty są nie tylko darmowym miejscem zamieszkania dla wielu biednych ludzi, ale także znakomitym zapleczem organizatorskim dla innych działań.
Akcje tego typu znakomicie pokazują, że tysiące ludzi nie musiałoby spać na ulicy, gdyby nie polityka ludzi zajmujących się nieruchomościami, prowadząca do absurdalnego śrubowania cen mieszkań i czynszów. Akcje te obalają też zupełnie, lansowany przez koła oficjalne, mit przyczyn bezdomności, pokazują ludziom pozbawionym mieszkań, że można walczyć o poprawę swojej sytuacji, a nie tylko bezradnie czekać na jałmużnę. Aby uzyskać ten efekt daty akcji były celowo ustalane w dniach, gdy kolejki do punktów świadczących pomoc bezdomnym były najdłuższe -takich jak święto Dziękczynienia czy Boże Narodzenie. Akcje Homes Not Jails wymierzone były także przeciw władzom federalnym - jeden z zajętych budynków znajdował się na terenie zamkniętej bazy wojskowej. I tym razem okazało się, że władzy nie po drodze z bezdomnymi - długotrwałe negocjacje z administracją państwową nic nie przyniosły, co utwierdziło ludzi w przekonaniu, że jeśli sami sobie nic nie wywalczą, nie mają co liczyć na podarunki ze strony państwa. Jako że alternatywne środowiska już dawno straciły nadzieję, że oficjalne media będą rzetelnie relacjonować ich działalność, aktywiści z Food Not Bombs wybudowali własne nadajniki UKF i krótkofalowe, by piracka sieć radiowa mogła informować wszystkich o posunięciach organizacji. Obecnie w San Francisco działa kilka nielegalnych stacji, założonych przez ludzi z Food Not Bombs i kół z nią związanych, które wymieniają się taśmami i doświadczeniami. Tego typu działalność pozwala propagować idee organizacji i udowadnia, że fale radiowe powinny być naprawdę publiczne i dostępne dla wszystkich. W obecnej sytuacji, gdy eter jest coraz bardziej monopolizowany przez duże, związane z władzą organizacje, coraz ważniejsze staje się prowadzenie tego typu działalności na terenie całych Stanów.
Audycje przygotowywane przez członków Food Not Bombs pojawiają się nie tylko na antenach lokalnych rozgłośni, ale i stacji Radio Na Rzecz Pokoju Światowego, która transmituje swój program do blisko 60 krajów całego globu.
Wiele grup Food Not Bombs prowadzi także aktywną działalność wydawniczą, publikując kasety z muzyką punkową, hardcore'ową i urban-folkiem. Przynosi to niewielkie zyski, przeznaczone na działalność organizacji.
Inna forma aktywności to zajmowanie się zielenią - lokalne grupy często zagospodarowują zaniedbane parki i skwery miejskie. Pozwala to zjednoczyć ludzi, pokazuje im wartość wspólnej pracy i realne możliwości osiągnięcia wyznaczonych celów. To kolejny sposób tworzenia aktywnych, zgranych grup, tak istotnych w działalności innego typu, to także jeszcze jedna droga przejmowania od władz miejskich kontroli nad fragmentami miast.
Wszystko to pokazuje, że jedynym sposobem na realizację przemian społecznych, jest tworzenie fragmentów rzeczywistości funkcjonujących w sposób, w jaki miałaby ona działać jako całość. I tak jak w przeszłości - tworzenie przez ludzi społecznej alternatywy wywołuje natychmiastową reakcję ze strony nieludzkich instytucji, które dominują w dzisiejszych społeczeństwach. Ze wszech miar nieszkodliwe darmowe rozdawanie żywności pociągnęło za sobą w San Francisco wydawanie milionów dolarów na aresztowania, represje i ciągłą walkę z pokojowo nastawionymi aktywistami. W czerwcu 1995 roku odbył się drugi międzynarodowy Zjazd Grup Food Not Bombs, dyskutowane były problemy i strategie ich rozwiązywania, sposoby zdobywania zaopatrzenia i poprawy skuteczności, drogi politycznej konfrontacji władzy z biedotą. Wynikiem poprzedniego spotkania było oficjalne powstanie pierwszych grup Homes Not Jails, decyzja wydawania biuletynu informacyjnego i powstanie kilku nowych grup lokalnych. Termin drugiego zjazdu celowo został zsynchronizowany z datą obchodów pięćdziesięciolecia ONZ w San Francisco, aktywiści Food Not Bombs planowali wspólne z innymi organizacjami demonstracje skierowane przeciw prowojennej i antyhumanitarnej działalności ONZ.
O autorach:
Alex Vitale jest doktorem filozofii Uniwersytetu Nowojorskiego, działał w Koalicji Dla Bezdomnych w San Francisco.
Keith Mcłienry jest działaczem na rzecz praw człowieka i współzałożycielem Food Not Bombs.
Artykuł ukazał się w piśmie Mać Pariadka 9/1995 (39)