Obecne oświadczenie Krytyki Politycznej w tej sprawie jest żałosne. Po pierwsze dlatego, że swoją postawę Krytyka uzasadnia motywami estetycznymi i profesjonalnymi, stwierdzając że audycja rozbratowa była słaba. Pomijając fakt, że przez trzy lata audycja nasza funkcjonowała będąc realizowaną na podobnych zasadach i przez te same osoby i nikt nie zarzucił jej "słabości", to przede wszystkim trzeba wiedzieć, i sądziłem że Krytyka to wie, że estetyka to polityka. Oczywiście, audycja "Szerokość marginesu" się nie podobała, dlatego spadła.
Po drugie poznańska Krytyka Polityczna pisze, że program anarchistyczny spadł, "ze względu na agresywne podejście prowadzącego do części słuchaczy (...), co jest niedopuszczalne w mediach szerokiego zasięgu". Pomijając problem, czy Radio Afera jest rzeczywiście medium szerokiego zasięgu, to trzeba podkreślić dający się w tym stwierdzeniu zauważyć głęboki konformizm polityczny. Gdyby prowadzący szli na układ z dyrekcją Afery i pozwolili słuchaczom na wygłaszanie neoliberalnych bredni na falach radia było OK. Jasne. Ale było inaczej i dlatego o godz. 20 w poniedziałek nie usłyszymy już "niewybrednych" napaści na prezydenta Grobelnego, ale uładzone peany na cześć Baracka Obamy. Oczywiście takiej zmiany oczekiwała nowa dyrekcja Radia, a dzięki Krytyce Politycznej taka "podmianka" okazała się możliwa.