Dylemat spadku znaczenia ruchu pracowniczego w krajach "Centrum" (Europa Zachodnia i USA) i jednoczesny rozkwit tego ruchu w pozostałych częściach świata, stawia wiele pytań przed naukami społecznymi. Jako pierwszy pojawia się problem generalizacji na bazie ograniczonej liczby danych szczegółowych. Specjaliści w zakresie nauk społecznych w USA i Europie studiując ruch pracowniczy, powszechnie patrzą na to, co się stało w krajach "Centrum", a następnie uogólniają to na resztę świata. Oczywiście w ten sposób zaciemnia się obraz tego, co się wydarzyło poza "Centrum".
Faktycznie cały cykl zdarzeń z lat 70. i 80. - spadek bojowości robotników w krajach "Centrum" i równoczesny jego wzrost w innych krajach - powinien być postrzegany jako jeden spleciony proces. Po wielkiej fali robotniczych walk w późnych latach 60., międzynarodowe korporacje szukały krajów, gdzie praca jest jednocześnie tańsza i represjonowana: krajów, które politycznie były "stabilne" i gdzie robotnicy nie mieli zbyt wielu szans się zorganizować. Oczywiście w tym samym czasie, te same kraje starały się zindustrializować i przyciągnąć kapitał z krajów "Centrum". Brazylia, Południowa Afryka, Południowa Korea i nawet Polska w pewnym sensie stały się miejscami dla inwestorów, którzy uciekali m. in. przed bojowością robotników w Europie Zachodniej i USA.
Rezultatami tego zjawiska była - z jednej strony - dezindustrializacja i zmiany w procesie pracy w krajach "Centrum", a z drugiej gwałtowne uprzemysłowienia obszarów pozornie tańszej i represjonowanej pracy. Jakkolwiek te kraje były już wcześniej - w latach 60. i 70. - faworyzowane jako miejsce inwestycji, 10-20 lat później to one stały się głównymi ośrodkami walk pracowniczych.
Cały ten proces stanowi także następne wyzwanie dla dotychczasowego sposobu uprawiania nauk społecznych, czyli studiowania przypadków poszczególnych krajów jako wyodrębnionych całości i traktowania państwa narodowego jako przedmiotu analizy. Jednak jeżeli chce się zrozumieć cały szereg wydarzeń od późnych lat 60. do czasów obecnych, trzeba posiadać globalny układ odniesienia.
Osobiście uznałam metodologiczną wnikliwość koncepcji "systemów światowych" (Immanuela Wallersteina) jako szczególnie przydatny sposób analizy z tego punktu widzenia. Dla mnie, metodologicznie, najbardziej istotnym wkładem koncepcji "systemów światowych" jest wezwanie do przedłużenia perspektywy czasowej. Było wiele dyskusji na temat najbardziej odpowiedniej perspektywy czasowej - dla Immanuela Wallersteina jest nią współczesny system światowy, który trwa przez ponad 500 ostatnich lat. Pomijając to, odkryłam, że jeżeli wydłuża się horyzont czasowy tak, że wyniki stają się zrozumiałe w kontekście czasu, a jednocześnie poszerza się przestrzenny horyzont analizy wychodząc poza państwo narodowościowe, zaczynamy widzieć wszystko inaczej. To umożliwia, na przykład, spojrzeć na falę strajkową w Detroit w latach 30., w Turynie we wczesnych latach 60. i 70., w Sao Paulo i Ulsan we wczesnych latach 70. i 80. jako jeden, zachodzący na światową skalę, proces pracowniczych wystąpień i kapitalistycznej odpowiedzi na nie.
Gdy rozpoczęłam razem z Fernandem Braudel uzupełniające studia magisterskie, we wczesnych latach 80., na wydziale socjologii Center at SUNY-Binghamton, był to najważniejszy ośrodek badań nad "systemami światowymi". Dołączyłam do nowej grupy badawczej (World Labor Research Working Group) zajmującej się ruchem pracowniczym w kontekście "systemów światowych". Jedną z krytycznych uwag przeciwko wczesnym pracom dotyczącym "systemu światowego" była ta, że z góry przywiązuje się za dużą wagę do pewnych zdarzeń uważanych za sprawcze -do kapitalizmu i znaczenia państw zaliczanych do "Centrum" - w celu wyjaśnienia historycznej ewolucji współczesnego świata. W tym samym nurcie, niektórzy krytycy argumentowali, że teoria "systemów światowych" zbyt małą rolę nadaje oporowi społecznemu, który "z dołu" nadaje kształt historycznym faktom. Nasza grupa poruszała się w dwóch kierunkach. Po pierwsze zaczęliśmy się zastanawiać nad tym, że sukcesy i porażki lokalnych ruchów pracowniczych nie mogą przez cały czas być wyjaśniane jako izolowane lokalne procesy. Lokalne ruchy były raczej - często nie uświadamiając sobie tego - połączone ze społecznymi, gospodarczymi i politycznymi procesami o skali światowej. Po drugie zaczęliśmy się zastanawiać jak faktycznie lokalne ruchy pracownicze same stają się ważnymi katalizatorami zmian na poziomie globalnym i decydują o globalnych zmianach obszarów, na których wybuchają lokalne walki. Myśląc o tym, jak ruchy w jednym miejscu, są powiązane z innymi w sensie historycznym, wkrótce odkryliśmy, że fala niezadowolenia w jednej części świata skutkowała przesunięciem kapitału do innych krajów, które w tym czasie, przeżywały ogromny rozwój klasy robotniczej samej zdolnej do podjęcia protestów i wyartykułowania zasadniczych żądań.
Na przykład w stosunku do całkiem niedawnych fal niezadowolenia, kapitał został przeniesiony z tych miejsc, które do tej pory uchodziły za "bezpieczną przystań". Tak więc, Brazylia nie może już dłużej uchodzić za bezpieczne miejsce dla inwestycji kapitałowych. Z Korei Południowej, inwestorzy zaczęli się przenosić jeszcze dalej na południe Azji: do Tajlandii, Malezji, Filipin i Wietnamu. (...) Ale na południowym wybrzeżu Chin, w regionach, które stały się miejscem olbrzymiego napływu kapitału, jednocześnie mamy do czynienia z oznakami rosnącej fali strajków i aktywności protestacyjnej.
Z dalszej perspektywy
Możemy również odnotować uderzające podobieństwo pomiędzy protestami robotniczymi w różnych częściach świata. Przemysł motoryzacyjny jest tu dobrym przykładem. Rodzaje taktyki akcji protestacyjnych prowadzonych w Detroit w latach 30., we Włoszech i Francji w latach 60., oraz w Brazylii i Południowej Afryce w latach 80. są niesłychanie podobne: strajki rotacyjne, strajki okupacyjne. Nie ma jednocześnie organizacyjnych powiązań między tymi robotnikami, polegających na wysyłaniu emisariuszy do innych zakładów, przynajmniej nie w początkowym stadium tych ruchów. W mojej opinii, wywołał to rodzaj technologicznego determinizmu - wydaje się to być rezultatem pozycji robotników w szczególnym technologicznym podziale pracy.
Innym podobieństwem jest rola odgrywana przez robotników emigrantów. Jeżeli spojrzymy na Detroit, Turyn i Sao Paulo na 10 lat przed pojawieniem się ruchów protestu zaobserwujemy masową proletaryzację emigrantów, zarówno imigrantów z terenów wiejskich, jak też z innych krajów. Grupy te są wykorzystywane jako rezerwuar taniej pracy w celu kontroli zasobów siły roboczej. Ale przecież we wszystkich tych przypadkach, druga generacja robotników stała się bazą bojowych ruchów pracowniczych.
Oczywiście istnieje podstawowa różnica w sukcesach osiąganych przez te ruchy w krajach bogatych i relatywnie biednych. W Ameryce Północnej mogliśmy zaobserwować tworzenie się całej kultury ruchu pracowniczego wokół masowej konsumpcji. Amerykańskie marzenia udzieliły się Europie Zachodniej wraz z Planem Marshalla i amerykańską wielonarodowością. Kultura konsumpcji była fundamentem umowy społecznej w USA zaraz po wojnie. Ale w Południowej Afryce, Polsce czy Brazylii, taka umowa społeczna nie jest możliwa ponieważ zaspokojenie żądań ruchu pracowniczego poprzez polityczne zmiany opierające się na konsumpcyjnej reorganizacji po prostu nie są realne. Nie ma tam bogactwa porównywalnego z USA, gdzie masowa konsumpcja byłaby sposobem "okiełznania" siły tych ruchów.
Z tego punktu widzenia będzie interesujące spojrzeć w przyszłość. Na przykład w Afryce Południowej ruch pracowniczy był niezbędny w demontażu apartheidu; w tym czasie był to czasami jedyny ruch jaki ocalał wobec surowych represji, kiedy to ruchy bazujące na wspólnotach lokalnych nie zdołały przetrwać. Teraz powstaje pytanie jaki rodzaj postępu jest możliwy biorąc pod uwagę żądania eliminacji nierówności społecznych, poprawy warunków życia, ponieważ nie możemy liczyć na zaspokojenie żądań tego ruchu dzięki masowej konsumpcji na modłę amerykańską. Jeżeli Afryka Południowa znajduje kreatywne rozwiązania tego problemu, to mogłoby to być ważnym przykładem dla całego świata: jak zaspokoić żądania równości społecznej i lepszych warunków życia przy jednoczesnym posiadaniu ograniczonych zasobów - co jest bliższe, niż norma amerykańska, panującym warunkom na naszym globie.
Ponadto, nawet w krajach "Centrum", ciągłość masowej konsumpcji jest kwestionowana z uwagi na ograniczenia ekologiczne. Uważam zatem, że sposoby rozwiązań, które zdołają zaspokoić żądania ruchów w takich krajach jak Brazylia, Polska, Południowa Afryka i Południowa Korea są obecnie bardziej istotne i o znaczeniu bardziej generalnym niż osiągnięcia ruchu pracowniczego w USA czy Europie Zachodniej.
Nasze cele
Celem pracy World Labor Group było dokumentowanie tych wszystkich wzorców, aby stworzyć obraz historii pracowniczych niepokojów w skali globalnej. Mieliśmy trudności w rozwinięciu odpowiedniej metodologii pomiaru konfliktów społecznych, a zdawaliśmy sobie sprawę, że musimy się oprzeć na naszych własnych danych. Zwykle strajki były podstawowym miernikiem pracowniczego niezadowolenia, ale strajkowe statystyki nie są niezawodne. Jedynie część krajów posiada dane dotyczące strajków, które odnoszą się do kilku dziesięcioleci. Dalej - wiele ważnych rodzajów niezadowolenia nie jest branych pod uwagę w strajkowych statystykach: demonstracje, zamieszki głodowe, a nawet często pomijano strajki polityczne, nie mówiąc o tym co James Scott nazwał "the weapons of the weak" czy ukryte formy oporu jak zmniejszenie tempa pracy, sabotaż, czy chroniczna absencja. Zdając sobie sprawę z ograniczeń istniejących danych, byliśmy zdeterminowani stworzyć własne ich źródła. Zupełnie świadomie nie chcieliśmy znaleźć się w pułapce generalizacji na podstawie doświadczeń z kilku krajów, gdzie odpowiednie statystyki strajków istniały. Ostatecznie zadecydowaliśmy, że gazety będą naszym najlepszym źródłem informacji. Czytaliśmy "New York Times" i "London Times" od 1870 roku do czasów obecnych, odnotowując każde doniesienie o pracowniczych niepokojach: strajkach, demonstracjach, okupacjach fabryk, w jakimkolwiek miejscu na świecie. Każdy odnaleziony przypadek opisywaliśmy nadając datę, typ akcji, rodzaj branży i miejsce. Gazety były oczywiście stronnicze, np. więcej było informacji o krajach z ich strefy wpływu, więcej było informacji o aktach przemocy i protestach upolitycznionych. Odkryliśmy jednak, że serie czasowe skonstruowane na podstawie doniesień gazetowych zdumiewająco dobrze identyfikowały najważniejsze fale pracowniczych niepokojów dla jakiegokolwiek kraju.
Pewny tylko konflikt...
Od momentu kiedy skompletowaliśmy dane od 1870 roku do czasów współczesnych, sprawdzaliśmy wiarygodność tych danych i poczuliśmy się zupełnie pewni naszych umiejętności w posługiwaniu się tymi danymi w celu stworzenia obrazu konfliktów pracowniczych w skali całego świata, jakie miały miejsce przez ostatnie 100 lat. Specjalne wydanie czasopisma Fernand Braudel Center "Review", którego byłam współredaktorką, relacjonuje rezultaty projektu zbierania danych i zawiera analizę kilku przestrzennych i czasowych wzorców niepokojów pracowniczych, które odkryliśmy.
Wyniki naszej pracy mogą w przyszłości stanowić punkt wyjścia do wielu nowych badań. Na przykład znaleźliśmy ścisłe zależności pomiędzy wojnami i ważniejszymi ogólnoświatowymi protestami pracowniczymi. Ponadto, odkryliśmy, że eksplozja pracowniczego niezadowolenia była czymś powszechnie charakterystycznym dla okresu upadku brytyjskiej hegemonii na świecie. Pada zatem pytanie czy mamy tu do czynienia z jakimś cyklicznym wzorcem. Czy zaobserwowane trendy ostatnich kilku dziesięcioleci - geograficznie postępujące przeniesienie konfliktu na coraz dalsze i dalsze lokalne peryferia - prowadzą nas do możliwości przewidywania przyszłości? Czy upadkowi USA, jako światowej potędze, będzie towarzyszyć powrót do wzorca wybuchów ogólnoświatowych konfliktów? Tego rodzaju pytania może generować tylko globalna perspektywa w podejściu do problemu.
Artykuł opublikowany w piśmie "Nowy Robotnik" nr 9/2005