Oczywiście, można utrzymywać iż państwo Jencz powinni się wykazać większą zaradnością i własną inicjatywą - to przecież takie proste, kiedy dopada człowieka choroba, kiedy nagle traci się pracę, kiedy widzi się jak rosną długi i kiedy kolejny urzędnik odsyła z kwitkiem do inego urzędnika. Zasadą pomocową, której uczą się studenci na pierwszym roku pracy socjalnej, jest rzetelne poinformowanie osoby korzystającej z pomocy o wszystkich przysługujących jej prawach i obowiązkach, które musi wypełnić by otrzymać pomoc, a także upewnienie się, że informacje te zostały zrozumiane. Najwyraźniej ta zasada jest obca urzędnikom miasta, gdyż dopiero po ostatniej wizycie państwa Jencz w wydziale gospodarki komunalnej i mieszkaniowej Urzędu Miasta, uświadomiono o niezbędności orzeczenia o niepełnosprawności, jeśli chcą ubiegać się o lokal socjalny od miasta. Być może dla urzędników konieczność posiadania takiego orzeczenia jest "oczywistą oczywistością", jednak tak samo dla państwa Jencz "oczywistą oczywistością" mogło być oczekiwanie od urzędników pomocy, a nie stałe zbywanie i odsyłanie z kwitkiem.
Sytuacja wspomnianej rodziny, nie jest jedyną interwencją którą podejmujemy w ostatnim czasie. Na numer alarmowy zgłosiły się do nas także inne osoby: w tym kolejna osoba niepełnosprawna, długotrwale bezrobotny, a także syn, którego rodzicom nadużywającym alkohol grozi eksmisja. Ta ostatnia sytuacja jest szczególnie znamienna, przecież tyle razy miejscy decydenci ustami Jarosława Pucka gwarantowali, że wśród wyznaczonych do eksmisji dłużników nie ma rodzin. Z czasem retoryka urzędników ewoluowała do określenia „w zasadzie nie ma rodzin” - ciekawe jak zabrzmi za miesiąc czy dwa?
Doświadczenia tych kontaktów umacniają nas tylko w przekonaniu, że miasto nie ma pomysłu na rozwiązanie problemów lokatorskich. Kolejne sytuacje z którymi się zapoznajemy udowadniają jedynie bierność, a czasem zwykłą nieudolność urzędniczą, której skutkiem jest tzw. spychologia, odsuwanie problemów, kierowanie proszących o pomoc i wsparcie mieszkańców do kolejnego urzędniczego okienka. Jednocześnie wyraźnie widać brak rzekomej dobrej woli decydentów miejskich. Tylko pod presją zainteresowania mediów daną sprawą, można uzyskać choćby obietnice (a nie gwarancje wbrew optymizmowi Gazety Wyborczej) jakiejkolwiek interwencji. Jednocześnie brak realnej dyskusji o sytuacji mieszkaniowej i sprawach lokatorskich skutkuje tym, że miasto dalej brnie w antyspołeczne pomysły eksmisji i getta kontenerowego.
Najwyraźniej ludzkie dramaty nie robią wrażenia na decydentach i jedyną szansą jest naprawdę głośny protest przeciwko takiej polityce. Apelujemy więc do zagrożonych eksmisjami o kontakt! Razem możemy spróbować się zorganizować i sprzeciwić szkodliwej, antyspołecznej polityce miasta! Bez takiego wspólnego działania czeka na nas tylko zimny bruk, a w grudniu pewnie miejska wigilia dla bezdomnych z życzeniami od Ryszarda Grobelnego!