Również my, jako przedstawicielki Otwartych Klatek zabrałyśmy głos w tej sprawie, podkreślając, jak ważne jest wprowadzenie ogólnopolskiego zakazu hodowli zwierząt futerkowych. Aby to osiągnąć niezbędny jest opór mieszkańców i pomoc osób z całej Polski podczas blokad. Mieszkańcy Miedzynia mówili o tym, ile na hodowli może stracić gmina oraz jak zmniejszy się wartość gruntów.
Mieszkańcy Miedzynia mają duże wątpliwości co do rzetelności inwestorki – na tym terenie początkowo miało powstać gospodarstwo agroturystyczne, później wspominano o hodowli królików. O fermie norek ani słowa. Problematyczną kwestią jest wniosek, jaki złożyła inwestorka, aby uzyskać pozwolenie na budowę – nie wspominała w nim o hodowli norek, zapisując jedynie, że obok budynków gospodarskich i garaży na terenie hodowanych będzie 5 DJP (dużych jednostek przeliczeniowych), każde zwierzę po 0,0025 DJP. Sięgając do właściwego rozporządzenia, dowiemy się, że pod tym kodem kryją się norki lub tchórzofretki, dokładnie 2 tysiące norek lub tchórzy. Niestety lokalne władze do tego rozporządzenia nie dotarły.
Kolejną kwestią jest brak zawiadomienia mieszkańców o planowanej inwestycji, o której dowiedzieli się dopiero, gdy ruszyły prace budowlane. Niestety kwestią interpretacji ustaw pozostaje, czy władze powinny powiadomić mieszkańców, czy nie. Urzędnicy przepraszali za swoje niedopatrzenia i obiecali, że zrobią wszystko, aby nie dopuścić do powstania tej fermy.
Sprawa jest w toku, mieszkańcy Miedzynia i okolicznych wsi stoją na drodze, pilnując, by sprzęt budowlany nie mógł wjechać na teren budowy. Blokowanie przejazdu własnym ciałem jest jedynym, co mogą zrobić, gdy droga prawna i administracyjna zawodzi. Dodatkowo policja nie wspiera mieszkańców w walce z nieuczciwą inwestorką, a wręcz im to utrudnia wręczając mandaty.
Noc spędziliśmy w Przelewicach na barykadach. Mieszkańcy, pomimo przemęczenia dyżurami i pracowitym okresem żniw nie zamierzają się poddawać. Historie, jakie usłyszeliśmy sprawiają, że na sercu robi się cieplej – tak duża jest solidarność i nadzieja na zwycięstwo w nierównej walce. Nie mając dużych środków ani sił, mieszkańcy używają metod alternatywnych. Gdy do wsi przyjechał inwestor, przelewiczanki otoczyły jego samochód na polnej drodze, siedząc i plotąc wianki specjalnie dla niego i jego żony! A żeby upleść dobry, ładny wianek trzeba na to poświęcić co najmniej trzy godziny.
Mieszkańcy pokazali nam ogród dendrologiczny – piękne miejsce, do którego rokrocznie przyjeżdża 70-80 tys. turystów z kraju i z zagranicy. Jeśli dojdzie do powstania fermy to właśnie ogród będzie najbardziej zagrożonym miejscem. Miałyśmy również okazję porozmawiać z wójtem o kolejnych krokach w walce z przemysłem futrzarskim i możliwościach współpracy. Bardzo dziękujemy wszystkim za wspaniałą gościnę!
Ostatnią częścią naszej podróży było spotkanie mieszkańców Rościna z burmistrzem Myśliborza oraz wójtem Przelewic, na które zaprosiła nas sołtysina Rościna. Obecni byli również mieszkańcy Miedzynia. To pokazuje solidarność nie tylko w danych miejscowościach, ale również między sołectwami i gminami oraz to, jak poważnym problemem w regionie są fermy norek.
W kilku okolicznych wsiach już złożono wnioski o zezwolenie na budowę kolejnych ferm. Mieszkańcy, choć walczą o zlikwidowanie lub wstrzymanie budowy w swojej miejscowości, zwracają uwagę, że to nie rozwiązuje problemu, gdyż inwestor może wykupić ziemię w kolejnej miejscowości oddalonej zaledwie o kilka kilometrów. Najlepszą formą walki jest więc zwrócenie uwagi na sytuację w całej gminie, powiecie i województwie.
Przekazem, jaki niosą protesty w Przelewicach, Rościnie, Miedzyniu czy Żórawinie jest jasny – w Polsce nie ma miejsca dla przemysłu futrzarskiego. Drodzy mieszkańcy – nie ustępujcie w walce. Do zobaczenia na barykadach!
artykuł ukazał się na stronie otwarte klatki