Co dalej? Pomimo teatralnych gestów wykonywanych przez polityków w wieczór wyborczy, polska polityka zastygła w oczekiwaniu, kiedy jednocześnie na całym świecie rozpętała się poważna burza. Rządy PO nie zderzyły się jeszcze z twardymi realiami kryzysu. Przez trzy lata premier Tusk przekonywał nas, że Polska uniknęła załamania, aby wreszcie niedawno skapitulować i przyznać, że jest inaczej.
Liczba mandatów poselskich uzyskanych przez ugrupowania w wyborach

Ale my to wszystko już dostrzegamy: widzimy to poprzez rosnące koszty utrzymania, coraz większe bezrobocie, stagnację czy nawet spadek płac w wielu branżach i grupach zawodowych, rosnące ceny usług publicznych itd. Obiecany skok cywilizacyjny po przystąpieniu do Unii Europejskiej stał się problematyczny. Okazało się, że żyliśmy (nie tylko w Polsce, ale wszędzie: w Grecji, Irlandii, Wielkiej Brytanii, Portugalii, Włoszech, Hiszpanii i USA) na kredyt. Płacono nam słabo, ale pożyczek udzielano chętnie. Zabezpieczeniem miały być nasze przyszłe, niestabilne dochody, coraz częściej ze „śmieciowych umów”, których wielkość – jak się okazuje – nie zdoła zabezpieczyć roszczenia banków. Pożyczały przedsiębiorstwa, które spekulowały i teraz nie mogą zaspokoić wierzycieli. Pożyczało państwo, nie tylko – jak chce się nam wmówić - na cele socjalne, ale biurokrację, wojsko i policję, awantury wojenne. Pożyczały samorządy na stadiony i innego typu megainwestycje, które doprowadziły do ekstremalnego zadłużenia budżetów gmin. Wydawaliśmy z rozmachem, po gierkowsku.
W cieniu kryzysu milkną idiotyczne spory dotyczące katastrof samolotów. Nie podnosi się już też innych przebrzmiałych tematów, typu ubeckie teczki. Ludzi coraz trudniej zainteresować tymi tematami, kiedy coraz częściej zaczynają pytać o kwestie zasadnicze – o kryzys kapitalizmu, demokracji parlamentarnej i dotychczasowych sposobów sprawowania rządów. Nie są to nowe pytania. Zadajemy je od 1999 roku, kiedy po raz pierwszy ruch, nazwany alterglobalistycznym, wyraził swój sprzeciw wobec systemu; kiedy stwierdzono, że załamanie się gospodarki opartej o dotychczasowe mechanizmy jest nieuniknione. Co więcej ruch ten, ta globalnie narastająca fala wystąpień społecznych, która nieustannie od końca lat 90. przybiera na sile, jest jednym z głównych przejawów tego kryzysu.
Szczęściem dla zwycięskiej dziś Platformy Obywatelskiej wybory nie odbywają się za rok, kiedy prawdopodobnie trzeba będzie stawić w Polsce czoła pierwszym poważnym efektom załamania gospodarczego. Nie ma jednak na co narzekać. Przez następne cztery lata liberałowie (zwłaszcza spod znaku PO i Palikota) będą musieli zbierać cięgi za ostatnich kilkanaście lat polityki gospodarczej. Tąpnięcie jest raczej nieuniknione, choć nie wiadomo jaki przymierze kształt i rozmiar. Jasne jest, że elity władzy okopane na swoich stanowiskach, nie zamierzają się poddać. A cały mechanizm tzw. „demokratycznych wyborów” został tak skonstruowany, aby zapobiec jakimkolwiek konkretnym zmianom. Ale one są konieczne. I nadejdą – prędzej czy później.