Miejscowy plan, określając kierunek zmian zachodzących na danym terenie, jest zbiorem rozwiązań technicznych. Z jego technicznych zapisów, w dalszej kolejności, wynikają konsekwencje społeczne. W związku z tym podlega on wielostopniowej procedurze zatwierdzania. Jej początkowa faza to proces projektowania przez specjalistów, zależnych od władz samorządowych. Proces zatwierdzania przy odbyciu konsultacji społecznych, jest również zależny od władz samorządowych. W obu fazach podstawową rolę odgrywa aparat biurokratyczno-polityczny, podczas gdy formalna partycypacja mieszkańców ograniczona jest do roli doradczej i w zasadniczy sposób nie musi być uwzględniona w całości procedur. Przebieg konsultacji społecznych jest w tym wypadku jedynym wyrazem wpływu mieszkańców (bądź jego braku) na kierunki rozwoju, określone w planie. Formalne zapisy odnoszące się do konsultacji społecznych posiadają swój praktyczny wymiar. To w jaki sposób (i czy w ogóle) konsultacje wpłyną na kształt, przyjęcie czy też odrzucenie planu, odzwierciedla wpływ mieszkańców na to co się dzieje w mieście. Wynika z tego również, że procedura zatwierdzania planu, określa stopień jego społecznej legitymizacji, jak i legitymizacji miejskich władz w ogóle.
Miejska Pracownia Urbanistyczna przystąpiła do sporządzenia mpzp Sołacz w 2004 r. Po 3 latach realizacji systemu konsultacji MPU zawiesiła współpracę z mieszkańcami Sołacza. Wraz z wyłożeniem planu w lutym 2009 r. okazało się, że jest on całkowicie inny („w 80 procentach”) od wcześniej dyskutowanych rozwiązań. Poza błędnymi rozwiązaniami przyrodniczymi, zakłada on zniszczenie budynków Rozbratu ze względu na ich „zdewastowanie”. Nie bierze pod uwagę jego funkcji kulturalnej, podczas gdy z drugiej strony nadaje ją zabytkowym willom znajdującym się w pobliżu Parku Sołackiego.
Do kwietnia 2009 r. mieszkańcy Poznania wystosowali 59 uwag, które miesiąc później zostały hurtowo odrzucone przez prezydenta Grobelnego.
W czerwcu 2009 r. odbyło się posiedzenie Komisji Samorządowej Rady Miasta, która podjęła się zaopiniowania mpzp Sołacz. Przedstawiciele Rady Osiedla Sołacz stwierdzili, iż w czasie przygotowywania planu, nie zostały przeprowadzone żadne konsultacje społeczne, a plan nie odzwierciedla potrzeb mieszkańców Sołacza jak i reszty Poznaniaków. Ostatecznie komisja przyjęła stanowisko, że w sprawie miejscowego planu zagospodarowania przestrzennego dla Sołacza powinny odbyć się rzetelne konsultacje społeczne. Prezydent Grobelny w mającej miejsce w kwietniu b.r., debacie stwierdził, iż opinia Komisji Samorządowej nic nie zmienia ponieważ on się z nią nie zgadza, a sama opinia ma charakter doradczy.
Od sierpnia 2009 r. do kwietnia b.r. odbyło się sześć posiedzeń Komisji Polityki Przestrzennej oraz Komisji Ochrony Środowiska i Rewitalizacji, które wspólnie miały zaopiniować plan. Zasadniczą rolę w określeniu przebiegu posiedzenia komisji, udzielaniu głosu, przyjmowaniu wniosków formalnych itd. posiada przewodniczący komisji. W tym wypadku przewodniczący Komisji Polityki Przestrzennej Wojciech Kręglewski wykorzystywał swoją pozycję do organizacji obrad zgodnie ze swoimi interesami. Ograniczał on wypowiedzi oponentów planu przy bezproblemowym dopuszczaniu do głosu jego zwolenników (w szczególności prezydenta Grobelnego) jak również przedstawicieli MPU czy deweloperów. Wraz z radnym Grzegorzem Ganowiczem i prezydentem wiedział o obecności na posiedzeniu komisji pięciu policjantów w cywilu (co zostało poruszone na wrześniowej sesji rady miasta), jednocześnie nie interweniując w tej sprawie. Ograniczanie debaty publicznej tłumaczono później uzyskanymi od policji „informacjami wywiadowczymi”, o potencjalnej próbie zakłócenia przebiegu obrad komisji. Potwierdzeniem tych sugestii miała być grupa młodych uczestników obrad chcąca udać się do toalety.
Na ostatnim wspólnym posiedzeniu komisji przewodniczący pominął listę tych, którzy pragnęli zabrać głos w dyskusji, po raz kolejny ograniczając w ten sposób konsultacje społeczne.
W przeciągu wspólnych posiedzeń obu komisji przedstawiciele Rady Osiedla Sołacz, Rady Osiedla Jeżyce, stowarzyszenia My Poznaniacy, środowiska związanego z Rozbratem, Stowarzyszenia Przyjaciół Sołacza i osoby prywatne wypowiadali krytyczne komentarze wobec planu. Dyskusja trwała wyjątkowo długo, niemniej do czasu jej zakończenia, omówiono uwagi dotyczące zaledwie jednego z trzech konfliktowych obszarów, do których się odnosiły. 28 kwietnia b.r. przewodniczący Kręglweski stwierdził, iż komisja nie ma obowiązku rozpatrzenia wszystkich uwag wniesionych przez stronę społeczną i tym samym przystępuje do głosowania nad projektem planu. W czasie głosowania Komisja Polityki Przestrzennej pozytywnie zaopiniowała mpzp Sołacz, a Komisja Ochrony Środowiska i Rewitalizacji zaopiniowała ponowne przygotowanie planu z uwzględnieniem poprawki dotyczącej jego zachodniej części.
Wydarzenia, z którymi mamy do czynienia w przypadku mpzp Sołacz potwierdzają, iż przy zachowaniu wszelkich formalnych procedur realna partycypacja społeczna, w rzeczywistości nie ma i nie może mieć miejsca. W czasie sporządzania planu nie zostały przeprowadzone we właściwy sposób analizy i konsultacje społeczne, co wpłynęło na jego niezgodność z realiami społecznymi i przyrodniczymi, do których się on odnosi. Stanowi to przyczynę sporej liczby uwag wniesionych przez organizacje społeczne i osoby prywatne, które w całości zostały odrzucone przez prezydenta. W wyniku podjętej przez niego decyzji na posiedzeniach komisji rady miasta, konflikt się zaostrzył. Dyskusje trwały wyjątkowo długo, co nie przyczyniło się do rozwiązania sporu, lecz potwierdziło antyspołeczny i antyprzyrodniczy charakter proponowanych rozwiązań planistycznych. Niemalże siłą ograniczono dyskusję, a władze w żaden sposób nie odniosły się do większości uwag mieszkańców. Trzeba też zaznaczyć, iż ich znikoma liczba (10 na 59 uwag) postulowała intensyfikację zabudowy. Większość wyrażała potrzebę zachowania czy też uporządkowania obecnie występującej zieleni. Przy tak sporej dysproporcji (20 do 80) prezydent i związani z nim radni PO określili plan jako kompromisowy. Rola, którą przyjął na siebie prezydent z częścią radnych, sprowadza się do blokowania wszelkich przejawów społecznego wpływu na kształt planu. W rzeczywistości oznacza ona dyktat interesu deweloperów nad szerszym interesem społecznym. Dyktat ten jednak w znacznej mierze jest wynikiem rozwiązań prawnych, obowiązujących w przypadku przyjmowania planów. Są one niewydolne, ponieważ pozostawiają całkowicie wolną rękę strukturom politycznym, pomijając zwykłych ludzi. Mamy do czynienia z paradoksem, w którym zrealizowanie wszelkich procedur nie ratuje „pacjenta” przed wcześniej zaplanowanym „zgonem”.
W 1989 r. w Polsce zostały zapoczątkowane przemiany, których częścią miało być przekazanie władzy samorządom. Przez ostatnie 20 lat ich istnienie służy podtrzymywaniu mitu zakładającego, iż ich funkcjonowanie sprzyja rozwojowi demokracji. Mit ten sprzężony jest z mrzonką utrwalającą przekonanie, iż obalenie komunizmu oznaczało nastanie powszechnej demokracji, realnej samorządności zmaterializowanej w samorządzie lokalnym. Pojęcie demokracja jednak jest rozciągliwe jak guma i jak potwierdza codzienna praktyka, można nim nazwać właściwie wszystko. Polska demokracja w wydaniu samorządowym polega na włączeniu lokalnej społeczności pod kontrolę magistratu i wyłączeniu tejże społeczności z realnego podejmowania decyzji związanych z rozwojem miasta. Obszary miast, uprzednio pełniące funkcję społeczne, zaczynają podlegać realiom rynkowym. Niejednokrotnie decyzje o urynkowieniu zasobu społecznego leży w gestii samorządu, który legitymizuje swoje postępowania „konsultacjami” na kształt tych, które mają miejsce w przypadku Sołacza. Logika władzy jest sprzeczna z samorządnością, lecz przyjmuje jej formę.
11 maja w urzędzie miejskim zapadnie decyzja, której konsekwencje będą odczuwalne przez poznaniaków przez następne dziesięciolecia. Niezależnie od wyniku głosowania, sposób jej przyjęcia nie ma nic wspólnego z samorządnością.