4 listopada w LO nr III na ulicy Strzeleckiej odbyło się spotkanie prezydenta Grobelnego i jego urzędników z radą dzielnicy Stare Miasto, a następnie jego mieszkańcami. Punktem kulminacyjnym miała być rozmowa z lokatorami kamienicy przy ul. Piaskowej, o których problemie jest ostatnio głośno. W rzeczywistości w sprawie nie nastąpił żaden przełom. Miasto umiejętnie uchyla się od wzięcia odpowiedzialności za sytuację, odsyłając wszystkich do długiej kolejki oczekujących na przydział mieszkania komunalnego.
Zacznijmy jednak od początku. Zadecydowano na wstępnie, że omówione zostaną najpierw inne problemy mieszkańców Starego Miasta, a dopiero na końcu sytuacja na ulicy Piaskowej. Ten kontrowersyjny problem spowodował też wzmożoną czujność policji (pojawił się patrol), a prezydenta strzegło trzech goryli, którzy stali przy wejściu do auli szkoły. Zapewniono nas nieoficjalnie, że to Straż Miejska po cywilnemu (widać było w takim razie, że prezydent wykupił im karnety na siłownię). Grobelny, w asyście licznie zgromadzonych mediów, brylował. Gospodarzem spotkania był przewodniczący rady dzielnicy Stare Miasto. Wszystko przypominało raczej wizytę „księcia z bajki”, któremu część widzów, rady i oczywiście bez wyjątku wszyscy urzędnicy, nadskakiwali, niż robocze spotkanie z mieszkańcami, którzy – irytując nieco księcia – momentami próbowali wyłamać się spod rygorów PRowej etykiety.
Kibice, kible i restauracjeJedna z pierwszych osób, które zabrały głos podniosła dyskutowany już wcześniej w mieście problem tzw. „strefy kibica”, jaka ma powstać w centrum miasta na czas czerwcowych rozgrywek Euro 2012. Pytanie było proste: ponieważ dużą cześć mieszkańców tej dzielnicy stanowią osoby starsze, które niekoniecznie ekscytują się futbolem, a jednocześnie obawiają się, że „strefa kibica” będzie po prostu dużą uciążliwością, co prezydent Grobelny ma seniorom do zaproponowania, aby zminimalizować i zrekompensować negatywne skutki „kibicowskiej imprezy” w centrum. Grobelny nie podjął, jak to zwykle bywa w jego przypadku, tego problemu. Ściślej mówiąc nie uznał w ogóle tej kwestii za coś istotnego, bo wówczas musiałby poważnie podjąć dialog W zamian zaczął bagatelizować ewentualne uciążliwości oraz znaczenie samej imprezy. „To tylko trzy mecze” – powiedział. I zależy jaka narodowa drużyna będzie grała w Poznaniu, „bo jak Hiszpanie to przylecą, a zaraz po meczu odlecą samolotami”. Czyli, uspakajał, tych kibiców „nie będzie tak dużo”.
To ciekawy wniosek w zestawieniu z innymi opiniami, które dla podniesienia znaczenia ekonomicznego imprezy, utrzymują, że najedzie nas masa kibiców-turystów, którzy będą się bawić i pić w poznańskich restauracjach, pubach i hotelach do upadłego. Raport ekonomistów z 2010 roku utrzymywał, że Poznań odwiedzi w czerwcu łączenie 132 tys. osób, a średnio każdy z nich zostawi 1000 zł. Łatwo dostrzec, iż te dwie narracje są ze sobą sprzeczne, a miasto dobiera argumenty w zależności od potrzeby. W konsekwencji Grobelny zapewnił, że centrum w okresie Euro 2012 będzie najbezpieczniejszym miejscem w Poznaniu, co zagwarantuje masa skierowanej tu policji i Straży Miejskiej oraz szpicli. To też znamienne: im więcej mundurowych i tajniaków, kamer i inwigilacji – tym bezpieczniej, choć wydawać się mogłoby, że jest dokładnie odwrotnie. Tam gdzie bezpiecznie, policja nie jest potrzebna. Ale to zapewne archaiczny sposób myślenia o mieście jako wspólnocie, a nie twierdzy.
Jeszcze przed rozważaniami prezydenta o „strefie kibica”, jeden z mieszkańców Starego Miasta podniósł problem likwidowanych szaletów miejskich. Nawet, kiedy do miasta nie zjeżdżają masy kibiców, twierdzili zebrani, „nasze bramy i zaułki” zamieniają się w śmierdzące kible, a mimo to miasto zamiast stawiać nowe, likwiduje istniejące publiczne wychodki. Ostatnio w dzielnicy Stare Miasto zamknięto dwa. No tak – odpowiadal najpierw prezydent – bo budowa, a potem utrzymanie takiego szaletu jest kosztowne. A nas na to nie stać. Ale kilkanaście minut później, kiedy zaczął uspokajać seniorów ze Starego Miasta, że wszystko w „strefie kibica” będzie pod kontrolą, ogłosił, że postawi się wiele nowych wychodków, a część z nich może nawet zostanie na stałe. Czym się będą różnić od tych starych? A no tym, że trzeba je zakupić i staną się też nośnikami reklamy.
„Strefę kibica” w centrum miasta Grobelny uzasadniał tym, żeby się fani futbolu nie „rozeszli” po całym Poznaniu, bo kto ich upilnuje. Jednak forsowanie tej lokalizacji ma banalne tak naprawdę powody – chodzi o interesy ulokowanych w centrum właścicieli lokali usługowych i handlowych. Dla nich to będą być może złote żniwa, a przynajmniej zastrzyk dodatkowych dochodów. Mieszkańcy słusznie domniemują, że oni poniosą w większości koszty i doznają uciążliwości z tym związanych. I nikt się nie kwapi, aby im to jakoś zrekompensować.
Okna i ścianaInną bulwersującą kwestią była sprawa podniesiona przez jedną z mieszkanek kamienicy sąsiadującej z działkami, na których mają powstać nowe obiekty między ulicą Krysiewicza i Półwiejską. Teren z oczywistych powodów wyjątkowy. Łakomy kąsek dla deweloperów i firmy, które prowadzą centra handlowe. W takim przypadku potrzeby mieszkańców są w Poznaniu najczęściej nie uwzględniane lub pomniejszane. Okazało się, że mieszkańcy kilkakrotnie wygrali procesy przed NSA, kwestionując politykę planistyczną miasta w tym rejonie, jako po prostu nielegalną i nie respektującą potrzeb i interesy mieszkańców. Kiedy urzędnicy nie dali rady przeforsować swojego, rozpoczęli starania o wykluczenia mieszkańców z postępowania administracyjnego.
Wiekowa już pani, która ten temat omawiała, stwierdziła, że mieszkańcy mają żal za takie traktowanie. Zarzuciła Grobelnemu, że broni interesów deweloperów, a ten ripostował, że „nie mam z nimi kontaktów”, choć kiedyś, któryś z jego współpracowników wprawdzie miał, itd. Przekonywał, że miasto trzeba zabudowywać ściśle, czego akurat mieszkańcy omawianego kwartału dzielnicy chcieli uniknąć (plany przewidywały budowę obiektów w odległości zamiast 16 to 8 metrów od ich okien).
Piaskowa – nic nowegoPo kilku innych tematach zaczepiających też o budżet na 2012 rok, wreszcie stanęła sprawa lokatorów z Piaskowej (więcej czytaj
TUTAJ). Zacznijmy od tego, że wychodząc niektórzy z nich podeszli do mnie i powiedzieli: „usłyszeliśmy to co i tak wiedzieliśmy, nic nowego się nie wydarzyło”. W tym przypadku taktyka Grobelnego była prosta i podobna jak poprzednio: po pierwsze realne bagatelizowanie problemu, po drugie przerzucanie go na inne instytucje, byleby tylko miasto nie musiało wziąć ciężaru sprawy na swoje barki. Stwierdził, że tak naprawdę mieszkańcy kamienicy nie mają się czym przejmować, wszak pan Śróba, który straszył lokatorów szybką wyprowadzką, nie miał tak naprawdę do niczego prawa. A zatem o co chodzi? Wstrzymano prace remontowe, z powrotem zamontowano drzwi i oka na klatkach, nadzór budowlany czuwa. Odsyłał mieszkańców do policji i rzecznika praw konsumentów. To była podstawowa myśl prezydenta Grobelnego: „Jesteście państwo konsumentami!” Ale są też obywatelami tego miasta! Owszem, była i o tym mowa: mogą się mieszkańcy wpisać na długą kolejkę oczekujących na mieszkanie komunalne, a jak spełnią wygórowane – czego nie ukrywano - kryteria, to kto wie, może nawet i miasto poda im rękę.
Strategii przepychania problemu byle dalej od magistratu, dodaje pikanterii fakt, że jeszcze do 2004 roku mieszkania kamienicy przy Piaskowej należały do miasta, a w momencie ich przekazania spółdzielni piekarniczej „Fawor”, nawet nie poinformowano mieszkańców o tym fakcie. Większość z nich posiada komunalne przydziały. Mieli o to na spotkaniu do miasta żal, a nawet twierdzili, że mogą się domagać z tego tytułu odszkodowania. Grobelny, któremu nawet na chwilę uśmiech nie schodził z twarzy, stwierdził, iż wątpi, ale jeżeli okaże się to prawdą, to oczywiście miasto przyjmie wyrok sądu. Tego już wprost nie powiedział, ale było jasne, że po wielu latach z reguły nierównej batalii sądowej. Uśmiech.
Kilka zdań komentarza wymaga też reakcja policji na problem kamienicy przy Piaskowej. Cały czas sugerowano mieszkańcom, że tak naprawdę nie dość współpracują z policją (zwłaszcza w sprawie gróźb karalnych), nie składają dokładnych doniesień, zatem niewiele ona może zrobić (przyjęto wprawdzie dwa zawiadomienia o popełnieniu przestępstwa i kilka dotyczących wykroczeń). Lokatorzy dowodzili opieszałości policji. Prawda jest taka, iż mieliśmy rażącą różnicę, kiedy policja postanowiła wesprzeć eksmisję niepełnosprawnej kobiety przy ul. Dąbrowskiego, a sprawą Piaskowej. Na Dąbrowskiego zmobilizowano niebywałe siły, aby komornik (na którego działania, jak też postępowanie policji, złożono skargę) wyegzekwował tytuł eksmisji z prywatnego lokalu. Kiedy trzeba było bronić stu lokatorów z Piaskowej przed napastliwymi „gośćmi”, o posturze ochroniarzy prezydenta, policja wykazała się inercją: rozkłada ręce, zasłania się niewiedzą lub przepisami.
Jak można podsumować to wydarzenie? Usłyszałem dziś jedno zdanie, które dobrze opisuje to, co można tutaj skonstatować. Parafrazując: „Zarząd miasta Poznania nie robi dla nas nic. Przestańcie zatem całować Grobelnego w dupę, bo będzie jeszcze gorzej”.