Jest to i tak „wielki krok” miasta, które dotychczas bezwzględnie odcinało się w tej kwestii od swoich obywateli. Dotąd lokatorzy prywatnych kamienic nie mogli starać się o mieszkania komunalne, bo przecież mają gdzie mieszkać. Nie mogli również liczyć na żadną pomoc w „prywatnej” - jak to określali urzędnicy - walce o dach nad głową, zdrowie czy życie. Bezradni lub obojętni przedstawiciele władz rozkładali ręce, gdy kolejne kamienice dla zysku czyszczone były przez ich właścicieli, szemranych biznesmenów i administratorów – osiłków.
Sytuację nękanych mieszkańców nagłośniło Wielkopolskie Stowarzyszenie Lokatorów i media. Do tej pory jednak działania organizujących się oddolnie ruchów miejskich nie przekładały się na decyzje polityczne i realne działania władz. Dlatego obecne stanowisko miasta można traktować jako mały sukces we wspólnych działaniach. I to jak na razie tylko w płaszczyźnie teoretycznej. Bo czy możemy być pewni, kiedy i czy w ogóle lokatorzy takie mieszkania otrzymają?
Zmiany na pewno wydłużą i tak już niemałą kolejkę oczekujących na mieszkanie komunalne. Przełomu w budownictwie mieszkaniowym miasta jak nie było, tak nie ma. Wiedząc, ile pieniędzy w budżecie Poznania zostało przeznaczone na budownictwo komunalne, i jak często urzędnicy wywiązują się ze swoich obietnic, trudno mieć nadzieję na realne zmiany.
Poza tym szanse na mieszkanie dostali jedynie 70-letni seniorzy. A co z pozostałymi lokatorami? Samotnymi matkami z dziećmi, ciężarnymi, inwalidami, 60-latkami od urodzenia mieszkającymi w tych kamienicach. Wszak to też poznaniacy. Co dla nich ma do zaoferowania miasto? Nic - czy może kolejne czcze obietnice?
Joanna Kwiatkowska jest członkinią Wielkopolskiego Stowarzyszneia Lokatorów, na ktorego stronach interenertowych powyższy tekst został pierwotnie opublikowany.