Okazało się, że na płycie Starego Rynku rozgrywa się, i owszem, kilka wojenek, nie mających jednak dużego wpływu na bezpieczeństwo (i jego brak) mieszkańców centrum. Zdaniem restauratorów, za sytuację odpowiadają właściciele klubów go-go, mieszczących się w kamienicach rynku i - o czym głośno już nie wspominano - odbierających klientów "przyzwoitym" klubom i restauracjom. Dzielni policjanci wskazali, że największe zagrożenie niosą ze sobą osoby spożywające alkohol na płycie rynku oraz oddające mocz pod ratuszem. Właściciele kamienic z kolei o sytuację obwiniają sklepy monopolowe. Dziw bierze, że sytuacja na rynku, w świetle tych wszystkich konfliktów, jest tak spokojna.
Co ciekawe, o głos nie zapytano mieszkańców. A nawet im go odebrano - jedna z mieszkanek kamienic ulokowanych wokół Starego Rynku przyznała, że sekretarka organizatorów na pytanie, czy mieszkańcy również mogą wziąć udział w debacie, odparła: nie. Lokatorzy nie dostosowali się.
Radni i urzędnicy na koniec dyskusji, w takcie której okazało się też, że policja najch ętniej pomaga starszym paniom w sprzątaniu strychów, a poznański bruk po raz kolejny oskarżono o dyskryminację kobiet spacerujących w obcasach, podziękowali za kulturalną debatę.
Kulturalna farsa trwa w najlepsze. A Ryszard "Złotousty" Grobelny nadal mami mieszkańców o społecznych konsultacjach - do których mieszkańcy nawet nie są zapraszani.