Szef ZKZL Jarosław Pucek zechciał, w protekcjonalny nieco sposób, odpowiedzieć na mój artykuł dotyczący projektu postawienia kontenerów dla tzw. „trudnych lokatorów”. Jego artykuł jest okazją do podyskutowania na temat obowiązku jaki ciąży na miejskim samorządzie, czyli zagwarantowania dachu nad głową jego mieszkańcom.Generalnie wg Pucka okazuje się, że pisząc o tym problemie jako obywatel, socjolog i działacz społeczny nie bardzo orientuję się w problemie. Jarosław Pucek zaczyna od omówienia kwestii 1300 mieszkańców Poznania, nad którymi wisi wyrok eksmisji i okazuje się, że rozwiązaniem tego problemu będzie… projekt „budownictwa modułowego”. To typowe, że w rozumieniu urzędniczym rozwiązaniem konkretnego problemu społecznego, takiego jak tu omawiany, jest zwykle „projekt”, „koncepcja” czy „plan”. Szef ZKZL-u, choć zarzuca mi brak konkretów, sam nie pisze kiedy, gdzie i ile tych – jak rozumiem – socjalnych lokali ma powstać. Jest to, jak sam nazwał, „odpowiedź merytoryczna”, świetnie nadająca się do gazety, ale realnie nie załatwiająca żadnego problemu. Ot, taka PRowa ciekawostka.
Budownictwo socjalne (nawet z „ogródkami” i „placami zabaw”, o których pisze J. Pucek i przyznam, że rozczulił mnie tą wizją) mają charakter substandardowy. Dlatego właśnie wszędzie tam gdzie mają powstać tego typu budynki budzą sprzeciw, na co utyskuje szef ZKZL, bowiem okoliczni mieszkańcy obawiają się (często z przesadą), że z uwagi na gorsze warunki lokalowe w nich panujące, zostaną one zasiedlone osobami reprezentującymi najniższy status społeczny i materialny. Często pod hasłami zagrożenia np. przestępczością, kryje się właściwy motyw tego typu protestów, tj. obawa o utratę wartości nieruchomości, które miałby sąsiadować z osiedlem substandardowych mieszkań. No i musimy tutaj zapytać, dlaczego takie substandardowe osiedla nie powstają w pobliży ekskluzywnych osiedli zamieszkałych przez elity (bo przykładowo Kopanina do niech nie należy), i zdaje się, że wszyscy znamy na to pytanie odpowiedź.
Rozwiązaniem jest budowanie mieszkań, które spełniają po prostu wszystkie cywilizacyjne wymogi, czyli mieszkań komunalnych, w których zechcą zamieszkać rodziny o bardziej zróżnicowanym statusie społecznym. I tu garść faktów, o które apeluje J. Pucek. Po pierwsze władze lokalne obecnie faktycznie nie realizuje żadnego programu budownictwa socjalnego, o obniżonym standardzie. Po drugie od 1998 roku do 2007, przez 10 lat, miasto wybudowało łącznie jedynie 330 mieszkań komunalnych. Dodajmy jeszcze, że z tych 330 nowopowstałych lokali komunalnych, aż 287 postawiono w latach 2005-2007, ale już w 2008 oddano do użytku jedynie 28 mieszkań komunalnych (dane podaję za GUS). Przeznaczane są one w pierwszym rzędzie dla np. osób z wysiedlonych kamienic poddanych tzw. rewitalizacji, która w naszym mieście przybiera postać jedynie gentryfikacji, ale to inny problem. Jak łatwo zatem zauważamy, ilość budowanych mieszkań komunalnych stoi w rażącej sprzeczności z realnym zapotrzebowaniem mierzonym choćby rosnącą liczbą osób, wobec których orzeczono eksmisje. Dodajmy, bo być może nie wszyscy o tym wiedzą, że powodem orzeczenia eksmisji wobec lokatorów jest w wielu przypadkach brak możliwości opłacenia czynszów, które gwałtownie wzrosły po ich formalnym uwolnieniu. Jest to problem relatywnie nowy. Dodatkowo pisząc o liczbie osób z wyrokami eksmisji na karku, nie liczymy tych przypadków, kiedy właściciele mieszkań wyeksmitowali lokatorów nielegalnie bez właściwego tytułu prawnego, albo sąd orzekł eksmisję bez prawa do lokalu socjalnego. Na problemy ten powinniśmy zareagować budownictwem komunalnym. I proszę nie odpowiadać na to pytaniem: „skąd brać pieniądze?”, bo jeżeli mamy je na stadiony, drogi i F-16, to musimy je mieć także, na mieszkania dla potrzebujących – tych który nie stać na wygórowane czynsze, ani nie posiadają zdolności kredytowej, zwłaszcza w obecnej sytuacji ekonomicznej: rosnącego bezrobocia i kryzysu hipotecznego, którego skutki dopiero odczujemy.
Jarosław Pucek, ściągając mnie „na ziemię”, zaprasza na poniedziałkowe dyżury do ZKZL, abym zobaczył wstrząsające sceny na jakie narażeni są nasi urzędnicy i dostrzegł jak głęboko to ich dotyka. Panie Dyrektorze, nie wypada się tutaj w ten sposób licytować, ale skoro Pan wywołał ten temat, to odpowiem w następujący sposób. Mieszkam na Łazarzu. W mojej kamienicy została faktycznie eksmitowana rodzina. Jeden z jej członków ostatecznie zamieszkał w piwnicy, a mieszkańcy znosili mu ubrania, jedzenie oraz dbali, aby zachował chociaż to schronienie. Kilka lat w kamienicy obok, w śmietniku znaleziono zamordowanego bezdomnego. Pamiętam też rodzinę, wyrzuconą na bruk przez właściciela mieszkania kilka kamienic dalej od mojego domu, stojącą bezradnie w bramie z całym dobytkiem. Pamiętam to dobrze, bo jedno z eksmitowanych dzieci chodziło z moją córką do podstawówki na Berwińskiego. I tak dalej. Proszę sobie zachować zatem ten mentorski ton. Dla większości mieszkańców uboższych dzielnic Poznania problem, o którym piszę, jest naprawdę dobrze znany i na co dzień doświadczany.
A jaki to ma związek z budową „kontenerowych osiedli”? Otóż taki, że jeżeli kontenery mają stanowić jedyną realną odpowiedź na opisywane tu problemy, to pozwolę sobie z całą stanowczością podtrzymać wcześniej wyrażoną tezę, że staną się szybko znakiem ekonomicznej opresji najuboższych warstw społecznych. J. Pucek twierdzi, iż program kontenerowy dotyczyć ma jedynie indywidualnych osób terroryzujących spokojną większość, tylko, co niepokojące, zawsze w dyskusji na łamach prasy, w jego ostatnim artykule również, kwestia „kontenerowych osiedli” omawiana jest w kontekście problemów mieszkaniowych w ogóle, w tym przede wszystkim osób z wyrokami eksmisyjnymi. Poprzednim razem pytałem na łamach „Gazety Wyborczej” dlaczego tak się dzieje i wyciągnąłem wniosek z zagrożenia jakie niesie za sobą takie stawianie sprawy. Jak widać J. Pucek traktuje to jako nieuzasadnioną spekulację. Można jednak sobie dość łatwo wyobrazić, jak zdeterminowani mieszkańcy pozbawiani dotychczasowego lokum, proszą na kolanach urzędników na poniedziałkowych dyżurach, żeby przyznali im choćby i kontener, bo przecież innych możliwości nie ma. I łatwo sobie wyobrazić jak ci urzędnicy, powodowani słusznym współczuciem, przyznają te kontenery proszącym. Zadziała tu prosta zasada wzrastającego popytu na tanie budownictwo dla rodzin o słabych dochodowych, na które odpowie miasto tym, co będzie realnie miało – programem kontenerowych osiedli zamiast budownictwa komunalnego. I założę się z J. Puckiem, że ostatecznie jeżeli postawi osiedla kontenerowe, to w ciągu kilku lat, kiedy być może nie będzie już szefem ZKZL-u, zasiedlone będą przez grupę ludzi o składzie społecznym podobnym jak w „hotelu socjalnym” w Kamieniu Pomorskim: kobiety, dzieci i starców. Miejmy nadzieję, że bez tak dramatycznych następstw, które były m.in. wynikiem braku urzędniczej wyobraźni.
Wreszcie proszę nie utrzymywać, że rozwiązaniem kwestii tzw. „trudnych lokatorów”, jest zsyłanie ich do strzeżonych kontenerowych osiedli, bo jak doskonale wiemy, nie oznacza to rozwiązanie problemu, ale jedynie jego alokację, a przy okazji koncentrację. Spór się toczy, Panie Dyrektorze, nie o to czy ten problem istnieje, ale o jego skuteczne, długofalowe rozwiązanie, które powinno przybierać jednak charakter socjalny (o czym Pan pisze, ale chyba nie rozumie), a nie dyscyplinarny. W istocie nikt Panu nie dał prawa, ani nikt nie płaci, aby występował w roli ochroniarza czy szeryfa. A z drugiej strony zadziwiające jak wielu ostatnio mamy do tej roli pretendentów.
Artykuł został przesłany (do tej pory nie został opublikowany) do "Gazety Wyborczej", jako odpowiedź na wypowiedź Jarosława Pucka pt. Bronię spokojnych lokatorów opublikowaną w numerze z dn. 13.10.2009, która z kolei była odpowiedzią na artykuł Zsyłka do kontenera dla "brudnych i złych"? z 01.10.2009.