Rektorzy chcą z powrotem zamknąć części społeczeństwa drzwi do szkół wyższych. I nie byłoby może o czym mówić, gdyby chcieli to zrobić powodowani troską o większą jakość wiedzy rodzącej się na uniwersytetach, czyli gdyby wyższy poziom wiedzy miał być kryterium dostania się młodego człowieka na studia. Rektorzy natomiast uważają, że na uniwersytety uczęszcza zbyt wielu ludzi, ponieważ zbyt wielu na to stać. Natomiast gdy wprowadzone zostaną opłaty za naukę, część młodzieży - ta uboższa część (ze wsi, z małych miast i miasteczek, z rodzin żyjących w miejskich gettach) - nie będzie pchała się już do książek, a zamiast tego zasili szeregi niewykształconej siły roboczej. Pamiętajmy, że już dzisiaj, gdy studiowanie jest "bezpłatne" młodzi ludzie ledwo wiążą koniec z końcem zmuszeni płacić horrendalne czynsze i rachunki, korzystać z coraz droższej komunikacji miejskiej i kupować żywność drożejącą najszybciej ze wszystkiego.
Rektorzy mówią, że gdy studia będą już płatne, student będzie mógł wziąć kredyt na naukę i spłacać go, gdy tylko skończy szkołę i znajdzie pracę. Zatem mamy tu do czynienia z klasycznym mechanizmem uzależnienia człowieka od konieczności pracy dla szefa po to, aby spłacić kredyt. Jeżeli wcześniej pracowaliśmy, aby uzbierać pieniądze na zakup czegoś, to teraz bierzemy rzeczy na kredyt, a następnie przez resztę życia pracujemy żeby je spłacić. Rektorzy proponują, aby ten właśnie mechanizm rozszerzyć również na pole edukacji. Młody człowieku, jak skończysz szkołę wyższą czym prędzej bierz się do roboty, ponieważ czas spłacić dług!
Rektorzy, czyniąc edukację wyższą odpłatną chcą uzyskać dla uczelni środki - których teraz brakuje - na prowadzenie badań. Brakuje, ponieważ zbyt wiele pieniędzy trzeba przeznaczać na utrzymanie wielkiej liczby studentów. Mówią, że trzeba postawić na jakość, nie na ilość. Dlaczego więc nie protestują przeciw przeznaczaniu ogromnych sum na wojsko, na działania wojenne prowadzone poza granicami kraju, na Euro 2012, na monitoring w miastach, na policję? Dlaczego nie zachęcają pracowników uczelni i studentów, aby protestowali? Dlaczego nie żądają, aby państwo zmniejszyło środki na ww. przedsięwzięcia i przeznaczyło je na edukację, na badania? Poza tym wszyscy płacimy już za szkolnictwo wyższe, ponieważ płacimy podatki. Dlaczego rektorzy nie próbują szukać alternatyw w postaci funduszy partycypacyjnych, demokracji bezpośredniej? Dlaczego nie pomyśleli o przekazaniu prawa do decydowania o ilości pieniędzy na edukację i badania oraz o ich dokładnym przeznaczeniu studentom, ich rodzicom, doktorom, profesorom, po prostu ludziom tworzącym świat uniwersytecki? Zamiast tego, idąc po najmniejszej linii oporu, ci rektorzy chcą za pomocą aparatu państwowego zmusić młodych do płacenia za edukację. Widać w ich rozumieniu jakość wiąże się jedynie z pieniędzmi, z mniejszą liczbą ludzi wykształconych.
Ponadto znamiennym jest, iż rektorzy będąc ludźmi wykształconymi, czyli takimi, którzy powinni mieć zdolność krytycznego spojrzenia, zdolność szerszego widzenia, szukania alternatyw, zaakceptowali zmiany. Widać wygoda zajmowanych krzesełek i dostatnie życie każą im się nie wychylać, nie pchać się przez szereg. Mówią o jakości prowadzonych badań, czyli o szukaniu nowych rozwiązań i tworzenia nowych koncepcji, gdy sami nie potrafią zobaczyć i określić nowych idei. Przełomy w nauce następują - zgodnie z tym co pisał Thomas Kuhn - zwykle dzięki przeciwstawieniu się panującemu status quo i zgodnie z tym co mówił Einstein, dzięki użyciu wyobraźni. Rektorom brakuje i odwagi, by wyjść na przeciw panującym tendencjom do urynkowienia wszelkich sfer życia, i wyobraźni by próbować określić i zastosować nowe, rewolucyjne alternatywy.
Artykuł pochodzi z nowej poznańskiej gazetki studenckiej „Wrzenie”. Na zdjęciu protest studencki w Londynie w listopadzie 2011 roku.
CZYTAJ TEŻ:
"WOLNY UNIWERSYTET TERAZ!"