Polki, mieszczanki, liberałki
Polki, mieszczanki, liberałki

Polki, mieszczanki, liberałki

  • Mikołaj Iwański via Magazyn Szum
  • poniedziałek, 09 październik 2017
Z uwagi na wszechobecne barwy flagi narodowej – pierwsza flaga atakuje widza już na parterze – wystawa w Arsenale wygląda jak kolejny, po „Historiofilii” Bernatowicza, appendix do „Późnej polskości” Stacha Szabłowskiego i Ewy Gorządek. Muszę przyznać, że idąc na wystawę Polki, Patriotki, Rebeliantki byłem do niej ewidentnie uprzedzony. Bardzo silny kontekst Kongresu Kobiet był jednym z głównych powodów mojej niechęci. Dwa lata temu znalazłem się na poprzedniej edycji tej imprezy i po jakiejś godzinie ewakuowałem się na zewnątrz, bo było tam za dużo śmiechu Krystyny Jandy, stoisk z kosmetykami, Henryki Bochniarz i Bronisława Komorowskiego zabiegającego o głosy. Kongres Kobiet jest imprezą na wskroś liberalną – no może z pewnymi lewicowymi akcentami. To po prostu nie moje pH.

Izabela Kowalczyk, kuratorka wystawy, postawiła sobie ambitny, choć nieco sztampowo ujęty cel: „Wystawa nie ma na celu oddania klimatu polskiej ulicy Anno Domini 2016 i 2017, ale ma być artystycznym komentarzem do otaczającej nas rzeczywistości i sytuacji współczesnych Polek”.

Uczciwie należy przyznać, że w połowie się udało. Przy wejściu wita nas reprodukcja pachnącej jeszcze sokołowskim lasem pracy Feministyczne cytaty Ewy Partum, której historię powstania szczegółowo opisała niedawno Karolina Plinta. O ile sama realizacja w swoim oryginalnym kontekście była obarczona kilkoma ciężkimi wadami, o tyle jej brawurowa prezentacja na ścianie Arsenału jest naprawdę trafioną decyzją kuratorską. Poprzez swoją nieporadność i sanatoryjną brawurę doskonale ujmuje ona w ramę to, co za chwilę ukaże się oczom widza.

W dolnej sali galerii znajdziemy trzykanałowe wideo Ściana Dawida Marszewskiego, młodego poznańskiego artysty, który dokumentuje relacje kobiet o życiu i wychowywaniu dzieci w Polsce. Są to osoby nie wpisujące się, z powodu pochodzenia lub wyznawanej religii, w etniczno-kulturowy wzorzec Polki. Na początku nie było dla mnie jasne, dlaczego na wystawie znalazła się ta praca; stało się to jasne później, kiedy zobaczyłem wydruki cyklu memów Marty Frej z wypowiedziami kobiet dotyczącymi ich motywacji do udziału w czarnym proteście. Co prawda memy wieszane w galerii jako obiekt sztuki są dość kłopotliwe, ale pozbyłem się do nich uprzedzeń, kiedy zdałem sobie sprawę z ogromu pracy aktywistycznej, edukacyjnej i medialnej wykonanej przez Frej, co jest stosunkowo mało interesujące dla świata sztuki. Dolną salę uzupełnia również Autoportret Ireny Kalickiej, cykl trzech fotografii dialogujących z pozostałymi pracami. Na tym etapie wystawy wciąż jeszcze można było mieć nadzieję, że będzie dobrze.

Lekka, szydercza realizacja Agaty Zbylut na chwilę przebija nadęty balon zmagań kobiet z polskością, o którym nie pozwala zapomnieć kuratorka.

Przechodząc na drugie piętro trzeba minąć fotoplastykon, przedmiot będący ikoną minionych trzech lat funkcjonowania galerii. Były dyrektor Arsenału, Piotr Bernatowicz, wierzył w fotoplastykon chyba bardziej niż w pokazywaną w Arsenale sztukę i, jak głosi plotka, przesiadywał tam częściej niż w swoim gabinecie. To ten sam fotoplastykon, którego jeszcze niedawno bronił sam Brian May z Queen. Wewnątrz tego sympatycznego urządzenia została umieszczona dokumentacja poznańskiego Czarnego Protestu. Sto punktów za pomysł. Należy przyznać, że arsenałowy fotoplastykon chyba po raz pierwszy został użyty świadomie. Na dokumentację protestu składają się 42 zdjęcia autorstwa Radosława Sto, Mateusza Budzisza i Barbary Sinicy, pogłębione o efekt 3D. Zestawienie muzealnego eksponatu z mocnymi, żywymi zdjęciami dało wyraźny efekt – i był to jeden z najciekawszych akcentów wystawy. Niestety w dokumentacji nie zobaczymy zdjęć z anarchistycznymi flagami i transparentami, bannerami Inicjatywy Pracowniczej czy słynnym logo Aleksandry Ska w formie macicy pokazującej fucka z krzyżem. Za to minus 50 punktów. Nie podpisano też widocznych na zdjęciach postaci, wśród których można rozpoznać wiele aktywistek, organizatorek czy artystek. Kobiety robiące Czarny Protest są anonimowe. Kolejne minus 50 punktów.

Z wyzerowanym entuzjazmem wchodzimy na piętro, gdzie mieści się główna przestrzeń wystawiennicza. Już na schodach widzimy pracę Iwony Demko Sen o czarnym proteście. To fotomontaż przedstawiający zmultiplikowaną postać autorki stojącej na krakowskim rynku, podnoszącej spódnicę i ukazującej waginę. Przy znajomości innych prac tej artystki nasuwa się na myśl czerstwy żart z filmu Barei o robotniku wykuwającym młotem sierp. Bardzo głupi żart i rzecz jasna niepotrzebnie go przywołuję.

Na ścianie po lewej stronie efektownie wyeksponowano realizację Agaty Zbylut znaną z warszawskiego metra. To jedyna praca na tej wystawie, która uwodzi humorem. Lekka, szydercza realizacja na chwilę przebija nadęty balon zmagań kobiet z polskością, o którym nie pozwala zapomnieć kuratorka. Kawiorowa patriotka – suknia uszyta z szalików piłkarskiej reprezentacji (częściej używanych przez stadionowych Januszy niż prawilnych kiboli) – stoi naprzeciw pracy FACE OFF, przedstawiającą tańczącą sukienkę całkowicie niepotrzebnie, tych dwóch prac poza osobą autorki nic nie łączy. Zdecydowanie lepiej praca ta współgra z zapisem działania Zofii Kuligowskiej, wciskającej sobie do ust (z ambitnym zamiarem przeżucia) paczki kolorowych gum na tle tablicy z analogowym słownym memem z lat ‘90: „Pod tym właśnie krzyżem, pod tym właśnie znakiem, Polska jest Polską, a Polak Polakiem”. Mimo tego, z uwagi na wszechobecne barwy flagi narodowej (pierwsza flaga atakuje widza już na parterze), wystawa w Arsenale wygląda jak kolejny, po Historiofilii Bernatowicza, appendix do Późnej polskości Stacha Szabłowskiego i Ewy Gorządek.

Kamil Wnuk w poznańskim Arsenale debiutował na legalu i od razu odpuścił sobie ambicje krytyczne, co chyba było jego najbardziej żenującym pomysłem z dotychczasowych.

Jeszcze à propos flagi: bardzo zaskoczyła mnie na wystawie Polska Burka Karoliny Mełnickiej – to studencka praca, która powstała kilka lat temu i ciągle cieszy się dużym zainteresowaniem ze strony kuratorów, w związku z czym jest już mocno wyeksploatowana. Wybór tej pracy to całkowicie bezpieczna, nieprzemyślana decyzja, która świadczy o braku przejrzenia portfolia artystki przez kuratorkę. Mełnicka ma na koncie kilka zdecydowanie mniej znanych, świeżych realizacji, po które można by sięgnąć. Podobny problem mam z pracami Liliany Piskorskiej, której Sposoby kamuflażu we współczesnej Polsce są toporne niczym happeningi Jasia Kapeli. Podobnie jak Kapela, Piskorska ma na koncie sporo fajniejszych rzeczy, których jedyną wadą jest to, że nie są viralami na fb.

Nie dotarłem na wernisaż, ominął mnie więc performans Kamila Wnuka, który przez cały wieczór trzymał czarny parasol nad kuratorką. Wnuk, przez złośliwców nazywany poznańskim Bodzianowskim, jest znany z przekraczających granicę żenady partyzanckich działań wernisażowych. Tym razem w poznańskim Arsenale debiutował na legalu (również jako asystent kuratorki) i od razu odpuścił sobie ambicje krytyczne, co chyba było jego najbardziej żenującym pomysłem z dotychczasowych.

W narracji o ulicznych protestach Chór Czarownic ma swoje miejsce – ale w oryginale to były kobiety ubrane w czapki i szaliki, przestraszone dużą publiką, lecz mimo to wykrzykujące ważne dla nich przesłanie. Tu natomiast otrzymujemy ociekający glamourem produkt musicalowy.

Do rangi pomnikowej urasta zapis działania Chóru Czarownic. To chór złożony z uczestniczek warsztatów mających miejsce na chwaliszewskim KontenerART w 2016 roku. Nazwa chóru nawiązuje do historii spalenia w Chwaliszewie czarownicy, co obecnie stanowi turystyczną ciekawostkę. Mimo zawartej w broszurce informacji o różnym wieku i pochodzeniu, różnych zawodach członkiń chóru, na monumentalnej projekcji widzimy doskonały przekrój kobiet z klasy średniej, w wieku od minus 30 do ponad 40 lat. Świetne, ba, perfekcyjne wręcz zdjęcia Ewy Łowżył oraz bardzo dynamiczny montaż projekcji ze znakomitym podkładem muzycznym są zdecydowanymi zaletami tej pracy. Minusy dotyczą tego co nie jest jej wizualną stroną. Czarownice wykrzykują ze sceny „Milion nas tu teraz stoi, żadna z nas się już nie boi”, trochę przywołując akcję tańca w miejscach publicznych w ramach akcji One Milion Rising. W przeciwieństwie do uczestniczek Czarnego Protestu, zostały sfilmowane w eleganckiej bieliźnie i w widocznym, często efektownym makijażu. Autorka zdjęć nie szczędzi zbliżeń sympatycznych twarzy i coś tu bardzo nie gra. W narracji o ulicznych protestach Chór Czarownic ma oczywiście swoje miejsce – ale w oryginale to były kobiety ubrane w czapki i szaliki, przestraszone dużą publiką, lecz mimo to wykrzykujące ważne dla nich przesłanie. Tu natomiast otrzymujemy ociekający glamourem produkt musicalowy. Potwierdza to starą prawdę, że jeśli działanie nie jest określone klasowo, to prędzej czy później zostanie przechwycone przez klasę średnią. Praca jest dyskretnie kontrowana przez niewielkie i zdecydowanie mniej efektowne obiekty Kolektywu Złote Rączki (Monika Drożyńska, Małgo Grygierczyk, Małgorzata Samborska, Kuba Wesołowski), ale kuratorka nie pozostawia wątpliwości co do tego, kogo namaszcza na zbiorową bohaterkę protestów.

A teraz poważny zarzut – po Czarnym Proteście w Poznaniu została zatrzymana m.in. Gosia Ciernioch, niedawna absolwentka grafiki na UAP, członkini kolektywu Zemsta. Gosia jest bardzo drobną kobietą (to ważne w tej historii), którą oskarżono o napaść na funkcjonariusza po tym, jak część uczestniczek Czarnego Protestu udała się pod pobliskie biuro poselskie Prawa i Sprawiedliwości. Chwilę później odbyła się pikieta solidarnościowa pod komisariatem, gdzie frekwencja była raczej skromna – demonstrowali głównie członkinie oraz członkowie ruchu anarchistycznego i pracowniczego. W przeciwieństwie do Chóru Czarownic część pewnie się bała, że policja, politycznie zmotywowana i rozgrzana po pałowaniu demonstrantów pod biurem PiSu, zrobi coś ekstra. Nie wykrzyczeli więc swoich opinii do muzycznego akompaniamentu, ale stali domagając się uwolnienia zatrzymanych. Pominięcie tego symbolicznego i kluczowego wątku każe wrócić do otwierającej wystawę pracy Ewy Partum – lepszego podsumowania tej wystawy nie wymyślę. Znajomy z Rozbratu po Czarnym Proteście gorzko zauważył – „z liberałami jest bez sensu coś robić nawet w słusznej sprawie – wystarczy, że poleci jeden kamień i przez pół roku słyszę (…) o eskalacji przemocy”.

Źródło:  Magazyn Szum

Ludzie czytają....

Komunikat odnośnie Duda Development

02-06-2024 / Rozbrat zostaje!

Na początku lutego informowaliśmy o pobiciu członka Kolektywu Rozbrat przez ludzi działających na zlecenie Duda Development