Film był wyjątkowo ciekawy dla nas na Rozbracie z wiadomych względów – nasza przyszłość na działce przy ul. Pułaskiego jest nadal niepewna, mimo że nasza sytuacja prawna różni się znacząco od układu, jaki zaistniał w Kopenhadze, nie można było nie zauważyć pewnych uderzających podobieństw.
Wiele kwestii rozjaśnił nam Nikolaj, który bardzo szczegółowo i wyczerpująco odpowiadał na nasze pytania. Okazało się, że tak jak w przypadku władz Poznania, politykom z Kopenhagi zależy również tylko na wspieraniu komercyjnego rozwoju miasta, kosztem niszczenia biedniejszych dzielnic, zaniedbywania kultury niezależnej i gentryfikacji na niespotykaną skalę. Kopenhascy skłotersi w walce o swój dom podkreślali, że nie chodzi im tylko o ich własną sprawę, ale ogólnie o zawłaszczanie publicznej przestrzeni w mieście przez kapitał. Brzmi znajomo?
Wydarzeń po ewikcji niewielu trzeba przypominać – trzy dni bezustannych zamieszek na ulicach, największa akcja policji w historii Danii, około tysiąca zatrzymanych, ogromne dziury w budżecie miasta, wielotysięczne demonstracje... to wszystko doprowadziło do tego, że Rada Miasta ugięła się pod żądaniami skłotersów. Jednak obydwie strony poniosły dość poważne koszty.
My zadawaliśmy sobie ciągle pytanie: czy historia Kopenhagi kogokolwiek czegokolwiek nauczyła? Czy rzeczywiście musi dojść do eskalacji przemocy na ulicach żeby do kogokolwiek dotarły argumenty dyskryminowanych mniejszości?
Mówiliśmy, że przecież w Polsce niemożliwe jest, aby takie zamieszki miały miejsce – odpowiedź na nasze wątpliwości zamknęła nam na chwilę usta ze zdziwienia: „W Kopenhadze przed ewikcją Ungdomshuset policja ostatni raz użyła gazu łzawiącego w 1993 roku...”.
/M./