Znowu zaczynamy tą samą śpiewkę. Pierwsze poznańskie “sztaby konsultacyjne” pojawiły się w połowie lat 90.. Okazywały się listkiem figowym dla antyrowerowej polityki miasta i jego koła zamachowego - ZDM. Czym jest Rowerowy Zespół Konsultacyjny? Jeśli ów zespół ograniczyć się ma jedynie do “konsultacji”, to w ramach liberalnej logiki miasta, chcemy zapłaty za to doradztwo. Jeśli jednak jest inaczej i jesteśmy ciałem społecznym, żądamy przejrzystych i jasno określonych kompetencji. Inna rzecz - na czym mamy się oprzeć przy konsultacjach skoro do tej pory Poznań, jako jedyne z większych miast, nie ustaliło żadnych standardów, jak mają wyglądać budowane drogi rowerowe? Może zamiast Zespołu Konsultacyjnego, potrzebny byłby Zespół Roboczy do Określenia Standardów, ZDM chce chyba uchodzić za urząd nonkonformistyczny, walcząc od lat ze standaryzacją. Faktem jest jednak to, że mamy tu cyniczną grę, która bez ograniczeń daje możliwość oddawania do użytku bubli, po których nie da się jeździć. Zatem gdzie my jesteśmy - po co nas tu zaprosiliście?
ZDM się stara
Jak zapewne wiadomo jest znacznie więcej pieniędzy do wyrwania biednemu podatnikowi z gardła. Stąd trawniki się zazieleniły, a inwalidzi mogą gdzieniegdzie wjechać o własnych siłach. Czas na rowerzystów. By wyrwać te pieniądze, dałoby się to ograć w starym stylu, ale są potrzebne te nieszczęsne “konsultacje”. Dlatego nad standardami będziemy pracować, ale z prezydentem. Wy cieszcie się konsultacjami - naszych projektów. Nad celami Zespołu się jeszcze zastanowimy i prześlemy w ramach protokołu z spotkania.
Miesiąc później dostaliśmy owy protokół a w nim cyniczna biurokratyczne ściemniactwo:
“Cel pracy Rowerowego Zespołu Konsultacyjnego:
- opiniowanie projektów dotyczących dróg rowerowych i ruchu rowerowego.
- podejmowanie działań w sprawie standaryzacji technicznej dla infrastruktury rowerowej jako priorytet w celu realizacji polityki rowerowej,
- inicjowanie rozwiązań na rzecz poprawy ruchu drogowego,
- omawianie bieżących spraw dotyczących organizacji ruchu rowerowego i
istniejącej infrastruktury rowerowej - przedstawianie wniosków i uwag
dotyczące dróg rowerowych i bezpieczeństwa ruchu rowerowego,
- przeciwdziałanie dyskryminacji rowerzystów”
Kolejne spotkanie odbyło się 3 czerwca 2009 roku i otworzył je Eugeniusz Bayer Naczelnik Wydziału Zarządzania Ruchem: “Dzień dobry Państwu. Cieszymy się, że państwo przybyli. Oto nasze plany do konsultacji.
Ja: “Halo! Halo! Co z pierwszym punktem naszego spotkania. Gdzie dyskusja na temat kompetencji Zespołu?”
E. Bayer: “Nie pozwolę by pan anarchizował nam tutaj nasze spotkanie”.
Rowerzyści: “ku....#$%^&*!!!!”
Protokolant: “Czy mam wszystko protokołować?”
Kompetencje, które proponuje ZDM w protokole, obnażyły prawdę o projekcie powołaniu Zespołu. Zażądaliśmy wprowadzenia zapisu dla nas zasadniczego - wpływ na rozporządzanie budżetem na budowę dróg w Poznaniu. Okazuje się, że nikt z obecnych nie chce wziąć odpowiedzialności za taką decyzję. Decyzje ma podjąć sam szef ZDM. Albo nawet prezydent. Czas znowu poczekać nam miesiąc.
Szprychą w oko
Przy rozmowie o kompetencjach pojawiła się kwestia niejako podwyższenia rangi Zespołu. Tak by nie była ona tylko radą przy ZDM, ale radą przy prezydencie (wpływ generalnie na politykę rowerowa miasta). Dziś miasto wydaje rocznie 1,7 mln na drogi rowerowe, które pożera ZDM na swoje projekty. Dzięki stworzeniu rady przy Prezydencie, można by wpłynąć nie dość, że na powiększenie tego marnego budżetu, to jeszcze wymóc samo projektowanie dróg przez radę, a nie przez ZDM, z którym ciężko konsultuje się same poprawki do ich fatalnych projektów.
Na spotkaniu za miesiąc ma być przedstawiony taki projekt, do którego wspierania zdeklarowało się ZDM.
To co najbardziej interesowało ZDM okazało się totalnym bublem: projekt budowy drogi rowerowej na Przybyszewskiego, został uznany przez ogólnopolskie forum rowerowe jako
najgorszy w Polsce. Na ten argument mogliśmy usłyszeć kontrargument: “Jeśli państwo nie chcecie tej drogi rowerowej w tym kształcie, to nie będzie jej tu wcale”.
Przyznam, że trudno wierzyć, tym bardziej anarchiście, w takie ustawiane przez władze ciała konsulatcyjno-dordczo-nie-wiadomo-co. Faktem jest jednak również to, że jeśli my tego nie podejmiemy, nikt nie przebije się przez ten beton. Nie jesteśmy jednak NGO-sami do ugłaskania. Jeśli obecna polityka miasta, w tym ZDM-u, się nie zmieni, należy zastanowić się nad bardziej radykalnymi działaniami. Może nadszedł już czas na politykę zrywania Rad Miasta pod hasłem – dość ignorowania rowerzystów w mieście?