Byłam w sądzie pracy. Powiedzieli mi wówczas, że mam przynieść od pracodawcy jakieś zaświadczenie, dlaczego mnie wyrzucił ze sklepu. Poszłam do szefa i mówię mu o tym. A on na to, że mi da normalne świadectwo pracy, bo nie chce żadnych kłopotów z sądami. Skończyło się to tak, że podobne problemy zaczęły mieć dziewczyny w innym sklepie tego samego pracodawcy. Wiedziały jak to było u nas i od razu zaczęły robić szum. Okazało się, że żadnego manka nie było, to był błąd księgowy, no ale my już do pracy nie wróciłyśmy.
Czy w tych sklepach gdzie pracowałaś działały związki zawodowe?
Absolutnie nie było mowy o czymś takim. Jak pracowałam w sklepie w Wągrowcu - to małe miasto - ludzie nawet o czymś takim jak związki zawodowe nie myśleli. Potem pracowałam w Poznaniu, a firma która była właścicielem sklepów uchodziła za uczciwą, więc też nie mówiono o związkach. Myślę, że osoby pracujące w sklepach tak naprawdę nie wiedzą, o co w tym wszystkim chodzi.
Teraz już nie pracujesz?
Tak, od blisko 2 lat jestem na bezrobociu. Już chyba nie będę pracować jako ekspedientka. Dorabiałam przez ten okres dorywczo, a teraz zamierzam wyjechać na jakiś czas do Irlandii, żeby zarobić i odłożyć trochę na przyszłość. Mam już kupiony bilet.
Twoja Zakładowa Komisja Środowiskowa Inicjatywy Pracowniczej w marcu rozpoczyna kampanię na rzecz praw ekspedientek w małych i średnich sklepach. Na czym ma polegać akcja i czego się po niej spodziewasz?
Wydrukowaliśmy ulotki, które będziemy kolportować i wprowadziliśmy dyżury telefoniczne. Co do efektu to sama jestem ciekawa co z tego będzie. Myślę, że przede wszystkim młode osoby mogą się zainteresować akcją i związkiem. Starsze osoby "jadą" już według utartego schematu i często twierdzą, że już nic nie można zmienić. Liczę, że młode dziewczyny mogą się zwrócić o pomoc w przekonaniu, że wcale nie jest tak, iż pracodawca może wszystko. Poza tym, nawet jeżeli nie będzie dużego odzewu z ich strony, to jestem przekonana, że akcja w poszczególnych dzielnicach Poznania spowoduje, że pracodawcy będą bardziej uważać, wiedząc, że się interesujemy ich sklepami.
W Poznaniu powstało nowe środowisko kobiet zainteresowanych sprawami feminizmu, ale też kwestiami pracowniczymi. Jak oceniasz czy możliwe jest większe zaangażowanie kobiet w sprawy pracownicze? Dlaczego do tej pory jakby się trzymały od tych zagadnień z daleka?
Myślę, że po pierwsze kobietom jest trudniej robić pewne rzeczy, a - po drugie - na związki zawodowe kobiety patrzą jako na typowo męskie zajęcie. Boją się...
Czego?
Nie wiem. Jak obserwuję niektóre koleżanki ze związku: salowe, sprzątaczki, itd., jak siedzą na naszych zebraniach, to sądzę, iż są trochę przerażone tym wszystkim. Nie wiedzą jak się odezwać. Poza tym nie tylko kobiety, a w ogóle ludzie godzą się na wiele kwestii, bo nie wierzą, że można coś wywalczyć, bo nic nie robiąc, jest im po prostu wygodniej. Nigdy nie jest przecież przyjemnie, jak zaczynasz walczyć o swoje. Nie tylko wtedy kiedy wnosisz sprawę do sądu, ale nawet jeżeli musisz coś sobie w pracy załatwić, upomnieć się o coś. Ludziom brak jest odwagi i wiary w siebie.
Wywiad ukazał się w piśmie "Nowy Robotnik" nr 18/2005
***
W Polsce obecnie działa ok. 450 tysięcy sklepów, w których zatrudnionych jest ponad milion pracowników. Zarobki w handlu obok hotelarstwa i służby zdrowia należą do najniższych w kraju. Zgodnie z najnowszym raportem Państwowej Inspekcji Pracy do masowego łamania prawa dochodzi w super- i hipermarketach. Niestety również w małych i średnich sklepach, kodeks pracy nie jest przestrzegany. Na przykład "Dziennik Bałtycki" z 31 sierpnia 2004 roku relacjonował sposób traktowania pracownic jednego ze sklepów spożywczych w Gdańsku. Zmuszano je do podpisywania fikcyjnych list obecności przed każdą kontrolą z inspekcji pracy czy sanepidu, obrażano i poniżano. Musiałyśmy chodzić w krótkich spódniczkach i kusych bluzeczkach. Tak zdecydował mąż właścicielki. Na każde stówo sprzeciwu reagował groźbą: "Jeśli ci się nie podoba, to wypierdalaj." - opowiadała "Dziennikowi..." jedna z ekspedientek. Ekspedientki oprócz wysłuchiwania na każdym kroku obelg musiały także płacić za niesprzedany, skradziony lub uszkodzony towar, mimo że nie podpisały dokumentu, w którym zgadzają się na przyjęcie odpowiedzialności majątkowej za sprzedawany towar. - Za lipiec, czyli ostatni miesiąc mojej pracy w tym miejscu, otrzymałam niecałe 54 złote. Musiałyśmy zwracać pieniądze nawet za niesprzedane gazety - mówi ekspedientka zatrudniona w sklepie przez 11 miesięcy. Kontrola Państwowej Inspekcji Pracy potwierdziła zarzuty pracownic.