25 i 28 stycznia 2002 roku wybuchła fala protestów pracowników Stoczni Szczecińskiej. Podawane za wzór prywatyzacji przedsiębiorstwo stanęło przed widmem bankructwa, za co obarcza się odpowiedzialnością zarząd firmy. Przez maj, czerwiec i lipiec w Szczecinie dochodziło do masowych wystąpień robotników, którzy nie otrzymywali wynagrodzenia. Obecnie przewiduje się, że większość z nich straci pracę. Upadek przemysłu stoczniowego na Pomorzu Zachodnim spowoduje likwidację od 35 do nawet 65 tysięcy miejsc pracy w całej Polsce. Padają pierwsze zakłady kooperujące ze Stocznią Szczecińska. Do jednych z największych i najbardziej zagrożonych należą zakłady H. Cegielski Poznań S.A. Do końca roku, z powodu braku zamówień na silniki okrętowe, planuje się tu zwolnienie ok. 750 ludzi. 28 czerwca kilkuset robotników przeszło ulicami Poznania w proteście przeciwko zwolnieniom i odcięciom o 20 proc. wynagrodzeń.
Zorganizowana 3 czerwca manifestacja pracowników Fabryki Przyrządów i Uchwytów Bison-Bial w Białymstoku miała przypomnieć o tragicznym położeniu załogi tego zakładu. Pieniędzy za swoją pracę załoga Bison-Bial nie otrzymuje od początku roku 2002. W sumie zakład jej winien jest około 6-7 mln. zł., kiedy w tym czasie jej właściciel "wyprowadził" poważne środki finansowe "na zewnątrz". Pod koniec kwietnia zarząd firmy złożył w sądzie wniosek o upadłość. Zagrożonych zwolnieniami jest 1300 osób.
Tego samego dnia w Brzegu związkowcy protestowali przed bramą zakładu Kama Foods. Domagali się wypłat zaległych pensji. Miesiąc wcześniej piętnastodniowy strajk okupacyjny oraz głodówka protestacyjna zakończyły się podpisaniem dokumentu, w którym zarząd Kama Foods zobowiązał się w połowie maja rozpocząć wypłaty zaległych od siedmiu miesięcy pensji. Pracownicy wciąż nie otrzymali pieniędzy. Związkowcy obawiali się, że zarząd mówiąc o planach wyjścia z kryzysu, w rzeczywistości dąży do ogłoszenia upadłości firmy. Kiedy w lipcu wreszcie pojawiły się pieniądze na wynagrodzenia pracownicze, zostały zajęte przez Urząd Skarbowy!
Można tak wymieniać jeszcze długo. W ostatnich miesiącach protestowali robotnicy w Skarżysko Kamiennej, Łaziskach, Andrychowie, Głuchołazach, Katowicach, Puławach. W Telekomunikacji Polskiej S.A. trwa pogotowie strajkowe - nowy właściciel (France Telekom) zapowiedział zwolnienia 12-15 tysięcy osób.
Wszędzie te same problemy i ten sam scenariusz: zakład doprowadzony na skraj bankructwa, brak wypłat, zwolnienia grupowe i obcięcie pensji, wniosek o upadłość. Trudno się zatem dziwić, że nastał moment, kiedy ludzie powiedzieli: "Już dość!"
Powstał nowy ogólnopolski ruch społeczny, zawiązał się Ogólnopolski Komitet Protestacyjny - OKP. Komitet żąda natychmiastowego zaprzestania kryminogennej prywatyzacji i wyprzedaży majątku narodowego, domaga się powołania sejmowej komisji nadzwyczajnej ds. restrukturyzacji przemysłu z udziałem przedstawicieli i ekspertów OKP. Domaga się też, by obecną sytuację w polskim przemyśle potraktować jako stan klęski żywiołowej i wyasygnowania z budżetu państwa środków na ratowanie upadających nie z własnej winy zakładów. Kolejne żądanie to natychmiastowe wstrzymanie manipulacji przy Kodeksie Pracy i ustawie o związkach zawodowych oraz natychmiastowego spotkania przedstawicieli rządu z OKP.
Kolejne załogi przyłączają się do naszego ruchu. Krok po kroku będziemy się organizować i jednocześnie podejmować akcję. Nie możemy czekać.
Zysk stał się ważniejszy od ludzi.
Pracodawcy, a wśród nich wielkie międzynarodowe koncerny, narzucają obniżkę płacy i prą do ustanowienia bardziej elastycznego kodeksu pracy. Dziś już nie ma kapitału niemieckiego czy izraelskiego. Obecnie gospodarki są rujnowane przez międzynarodowe korporacje. Lata walki polskich robotników - walki która stała się elementem naszej tożsamości społecznej i politycznej - o zdobycze socjalne, godne warunki pracy i wolne związki zawodowe mogą zostać zaprzepaszczone. Ale te problemy nie są tylko udziałem polskiego społeczeństwa. Na całym świecie rosną nierówności społeczne, nędza i bezrobocie. Majątek 358 światowych miliarderów przewyższa połączone roczne dochody blisko trzech miliardów ludzi. "Tuzy światowej gospodarki" dzięki zniesieniu wszelkich barier, mogą przenosić kapitał z miejsca na miejsce w krótkim czasie, nie bacząc na konsekwencję tego faktu dla narodowych i lokalnych rynków pracy. Cała masa właścicieli kapitału czerpie korzyści ze spekulacyjnych transakcji w istocie nie produkując niczego, ani nie świadcząc żadnych usług, w taki sam sposób, w jaki Bagsik i Art-B czerpał profity z niewydolnego polskiego systemu bankowego w początkach lat 90. dzięki tzw. "oscylatorowi".
Efekty tego stanu rzeczy są opłakane. W 2002 r. bez pracy jest blisko 4,0 - 4,5 mln. Polaków (zarejestrowani i niezarejestrowani). Niektórzy specjaliści przewidują, że sytuacja będzie się pogarszać i w końcu 2006 roku stopa bezrobocia przekroczy 19 proc., zbliżając się do uważanego za krytyczny poziomu 20 proc. "Dramatycznym skutkiem bezrobocia jest ubożenie polskich rodzin - czytamy w jednym z COBS-owskich badań dotyczących bezrobocia. - Większość bezrobotnych deklaruje, że brak im pieniędzy, popadają w biedę, są zmuszeni pozostawać na czyimś utrzymaniu. Powszechne poczucie bezskuteczności starań o pracę, utraty zawodowych szans oraz obojętności urzędów powołanych do rozwiązania problemów wynikających z bezrobocia powoduje, że ponad połowa bezrobotnych odczuwa bezradność, a ponad dwie piąte deklaruje, że czują się niepotrzebni."
Pomimo tych faktów często powtarza się, że dzięki transformacji ustrojowej w ostatnich latach doszło do realnego wzrostu wynagrodzenia (w latach 1994-1999 o blisko 20% ). Jest to prawda, ale - jak widzimy - z tego wzrostu nie skorzystali wszyscy. Przeciwnie - tylko nieliczni. Jak podaje jedno z polskich czasopism ekonomicznych płace polskich menedżerów są obecnie 10-15 razy większe od średniej pensji w kraju. "Nigdzie w Europie - komentuje czasopismo - rozpiętość płac nie jest tak duża jak w Polsce...". Wraz z prywatyzacją kolejnych sektorów gospodarki rosną zarobki szefów i wyższych urzędników szczebla zarządzania oraz personelu średniego stopnia, a maleje wynagrodzenie pracowników biurowych i robotników. Tych ostatnich w sposób drastyczny. Ostatecznie jedynie 14% Polaków przyznaje, że w ostatnich latach spotkał ich awans finansowy. Pozostała część nie odczuwa poprawy. Wielu znalazło się w położeniu gdzie groźba eksmisji, wizyty komornika, zablokowania bankowego konta, należy do codzienności.
Oto wasza demokracja?
Od kilku miesięcy toczy się dyskusja dotycząca zmian w Kodeksie Pracy i w ustawie o związkach zawodowych. Dąży się do tak zwanego uelastycznienia rynku pracy. Ale co to oznacza? Dziś widzimy jak upadają kolejne zakłady. Jak zwalnia się ludzi na bruk. Jak zwalcza się związki zawodowe i depcze prawa pracownicze.
Jeden z szefów dużej centrali związkowej twierdzi niedawno, że trudno mu znaleźć argumenty kiedy pracodawcy atakują prawo chroniące działaczy związkowych. To doprawdy dziwne stanowisko, kiedy w tym samy czasie Główny Inspektor Pracy, w wywiadzie dla Gazety Prawnej stwierdza, że niemal wszyscy polscy przedsiębiorcy naruszają przepisy Kodeksu Pracy, zwłaszcza w zakresie respektowania czasu pracy. 62% pracodawców zalega pracownikom z wypłacaniem wynagrodzeń. Kiedy w jednym z duży poznańskich zakładów pracy zamierzano o 25% obniżyć wszystkim pracownikom pensję, ukazał się dokument, wydany przez zarząd. Zatytułowany był "Propozycja...". Grożono w nim, że w razie niezgody pracownika na zmianę wynagrodzenia, zostanie rozwiązana z nim umowa o pracę. 95% załogi zgodziła się na dyktat zarządu pod wpływem "nieformalnego" szantażu. Gdyby było to oficjalne stanowisko zarządu, umowa o umniejszeniu pensji byłaby nieważna, jak każda inna zawierana pod presją. Kiedy w innym małym poznańskim zakładzie chciano umniejszyć pensje o 10% jeden ze związków zawodowych nie wyraził zgody. Wśród załogi było 6 członków związku: 3 w zarządzie - chronionych prawem przed zwolnieniami - i 3 "szeregowych". Szef zakładu zagroził, że jeżeli związek nie wyrazi zgody na obniżkę wynagrodzenia, 3 pozostających bez ochrony działaczy pośle na bruk.
Szczególnych nadużyć dopuszczają się sieci supermarketów. "Dziennik Polskim" z Krakowa z dnia 19 marca 2001 pisał o wykorzystywaniu pracowników, nieetycznych metodach zwalczania związków zawodowych, naruszaniu godności pracowniczej. W proteście przeciwko wyrzuceniu z pracy czworga świeżo upieczonych działaczy związkowych protestowała m.in. Konfederacja Pracy (związek zrzeszony w OPZZ). Jak twierdzi Państwowy Inspektor Pracy pracownicy, którzy usiłują założyć organizację związkową, są najczęściej szantażowani groźbą zwolnienia z pracy.
Politycy naciskami przez pracodawców i przedstawicieli wielkich międzynarodowych korporacji zamierzają jednak zmodyfikować prawo na niekorzyść pracownika i związków zawodowych. Z dużym animuszem biorą się do zmian ustawodawstwa, które ich w sposób bezpośredni nie dotyczy. Kiedy jednak podnoszony jest postulat zmian ordynacji wyborczej i wprowadzenia jednomandatowych okręgów wyborczych, co doprowadziłoby do gwałtownych zmian na arenie politycznej, wówczas milkną i udają, że nie wiedzą o co chodzi. Oto Wasza demokracja: wyrzucić na bruk bez słowa sprzeciwu, pozwolić czerpać zyski właścicielom międzynarodowych korporacji kosztem polskich pracowników, dać się wybrać 500 głosami i w przyszłych wyborach zasiąść w Sejmie, Senacie czy radzie gminy. Nie chcemy takiej demokracji i nie chcemy takiej polityki!
Tak demokratyczne państwo dba o swoich obywateli: likwidując kolejne zabezpieczenia socjalne, ograniczając programy pomocy społecznej, ulgi - pozostawiając sobie jedynie funkcję represyjną. Jesteśmy ofiarami tej polityki. Przypomina to zwykłą mafię, która zbiera haracz w postaci podatków, a w zamian daje iluzję bezpieczeństwa. Mówiono nam, że mamy się cieszyć, że ten nieudolny moloch - państwo, przeżarty biurokracją i korupcją rezygnuje sam z zadań, które źle wykonuje. Jednak jego miejsce przejmują międzynarodowe korporacje, dla których najważniejszy jest zysk. Nie musza one liczyć się one z problemami społecznymi, a państwo gwarantuje im bezpieczną łupiesz społecznych funduszy. Od 12 lat kolejne ekipy rządzące prowadzą politykę wolnorynkową, której filarem jest zasilanie społecznymi pieniędzmi interesów prywatnych osób i korporacji. Z majątku społecznego wypracowanego przez wiele pokoleń ludzi dziś mogą się cieszyć tylko nieliczni.
Dość polityki
Prawą też jest niestety, że w ogólny system wykorzystywania pracowników wpisały się także związki zawodowe. Zbyt często stają się one tubą dyrekcji poszczególnych przedsiębiorstw i głoszą ludziom, że muszą zrozumieć trudną sytuację zakładów, nie mając często pojęcia, że w ten sposób akceptują nieudolność zarządzających. Po co się wysilać, szukać zamówień, wymyślać nowe wyroby? Prościej jest zwolnić kilku pracowników, a związki to usprawiedliwią i moralnie pracodawca jest w porządku. Ostatecznie chodzi o uzyskanie zysku dla kilkudziesięciu osób, kosztem często kilkutysięcznej załogi. Tak jak w Ożarowie i Bison-Bial.
W programie "Rzeczpospolitej Samorządnej" przyjętym przez I Zjazd "Solidarności" czytamy: "Związek nasz będzie popierał i chronił inicjatywy obywatelskie, których celem jest przedstawienie społeczeństwu różnych programów politycznych, gospodarczych i społecznych oraz organizowanie się w celu wprowadzenia tych programów w życie. Jesteśmy natomiast przeciwni temu, by statutowe władze naszego Związku tworzyły organizacje o charakterze partii politycznych". Otóż w słowach tych kryją się dwie zasadnicze prawdy: pierwsza dotycząca konieczności budowy pluralizmu w życiu społecznym, tworzenia wielu programów. Musi wreszcie ulec zmianie sytuacja, że gospodarka jest zdominowana przez jedną tylko neoliberalną opcję. Zysk - powtórzmy - nie może być ważniejszy od ludzi. I sprawa druga: apolityczny charakter związków zawodowych, jest warunkiem konieczny, aby sprawnie mogły one bronić interesów pracowniczych. Stoczniowcy Szczecińscy zrozumieli to dość dobrze, kiedy zdecydowali się wystąpić w obronie swoich praw poza strukturami związków zawodowych. To ważny dowód na raka, który toczy związkowe struktury.
Powstaje zatem dziś pytanie: czy związki zawodowe mogą obronić prawa pracownicze, nasze wcześniejsze zdobycze? Czy są one skłonne podjąć - w szerszym sensie - walkę o pluralistyczne społeczeństwo, gdzie możliwa jest dyskusja nad wieloma projektami społecznymi, tak jak zakładał to program pierwszej "Solidarności"? Czy też przeciwnie, związki zawodowe dalej będą ulegać wpływom różnorakich partii, będą szukać ugody z zarządami wielkich zakładów pracy, będą się prześcigać w dążeniu do władzy i przywilejów, a tym samym będą podtrzymywać ten korupcyjny system sprawowania władzy ekonomicznej i politycznej? Ze szkodą dla pracowników i całego społeczeństwa.
Do tej pory w Polsce poszczególne protesty, przedstawiane były jako osobne problemy poszczególnych zakładów pracy. Zakazano nam strajków solidarnościowych w imieniu innych zakładów i zwalnianych pracowników. Tym sposobem próbowano złamać jedność ruchu pracowniczego. Jesteśmy podzieleni między setki dużych i małych związków zawodowych. Wierzymy jednak, że tak być nie musi. Międzyzakładowa solidarność jest możliwa. Dlatego wezwaliśmy 23 lipca do ogólnopolskiego protestu i zorganizowania manifestacji pod Urzędami Wojewódzkimi. Będą tam z nami związkowcy z zakładów, które nie są dziś zagrożone likwidacją i zwolnieniami grupowymi.
Na całym świecie ruch zawodowy stracił na znaczeniu, ale dziś znowu zyskuje na sile. W Seattle w listopadzie 1999 roku 50 tysięcy amerykańskich związkowców, reprezentujących największe centrale, protestowało przeciwko polityce rządów pozwalającym, aby międzynarodowe korporacje łupiły bez opamiętania biedne kraje, a polityka gospodarcza kojarzyła się jedynie ze zwolnieniami i cięciami wynagrodzeń. Demonstrowali oni również w imieniu polskich robotników. Jest to też nadzieja i szansa na odrodzenie się autentycznego polskiego ruchu związkowego, który bez wątpienia potrzebuje nowych inspiracji i idei, aby podjąć skuteczną walkę o prawa pracownicze i społeczne. Potrzebujemy jednocześnie nowego "wczytania" się w idee, które stały się fundamentem polskiej rewolucji 1980 roku, będąc w dalszym ciągu ważnym elementem tradycji naszego ruchu.
Marcel Szary