W sprawie przewija się również wątek ekologiczny. Obecna propozycja planu zagospodarowania pomniejszałaby istniejący klin zieleni ciągnący się od Cytadeli. Według planu zagospodarowania tereny w okolicach ul. Pułaskiego mają być przeznaczone na zabudowę willową, w wyniku czego grunty, na których znajduje się skłot mogą być warte nawet 6 mln złotych.
W całym sporze najważniejsza jest kwestia prawna. Rozbrat leży na terenie trzech działek, z których dwie znajdują się w rękach prywatnych, a trzecia jest własnością skarbu państwa. Oznacza to, że teren ten ma swoich faktycznych właścicieli. A mieszkańcy skłotu mimo zasiedzenie nie są stroną konfliktu. Część gruntów należy do upadłej firmy Darex, zabezpieczając niespłacony kredyt na ponad 300 tys. złotych. – Firma się zawinęła. W styczniu 2008 roku przyszedł komornik z banku i zaczął robić inwentaryzację terenu. Gdyby miejscy prawnicy zainteresowali się tą sprawą to może okazałoby się, że Darex nabył grunty w złej wierze – mówi Marek Piekarski z Rozbratu.
Nadzieje skłotersów szybko rozwiał prezydent. – Poznań ma dziesiątki takich spraw. Miejscy prawnicy nie mogą zająć się tą, bo to bardziej tereny skarbu państwa. Nie jesteśmy tutaj stroną. Od lat już walczymy z roszczeniami w sprawie lotniska i Malty.
Frankiewicz uciął też ewentualne spekulacje dotyczące zmiany planu zagospodarowania. – Gdyby plan zakładał w tym miejscu utworzenie terenów zielonych to właściciele zwróciliby się do miasta o rekompensatę, jak miało to miejsce na Ratajach.
Ludzie związani z kolektywem Rozbrat zwracali szczególnie uwagę na mnogość inicjatyw, dla których skłot jest azylem w przestrzeni miejskiej Poznania. Skłot jest miejscem częstych koncertów i przedstawień. Swego czasu w jednej z sal występował Teatr Ósmego Dnia. Rozbrat to jedyna przystań dla szeroko pojętej kultury alternatywnej w naszym mieście, co może wpływać pozytywnie na starania Poznania o miano Europejskiej Stolicy Kultury. Każde większe europejskie miasto posiada tego typu miejsca.
- To, co miasto chce zrobić na Śródce, tu się dzieje od lat bez urzędników i dotacji – powiedział Marek Piekarski, a prezydent Frankiewicz natychmiast zripostował - Ale bez poszanowania prawa! Jako urzędnik i osoba prywatna uważam, że nie można łamać prawa własności. Miasto musi respektować sądowe. Popieram wiele waszych inicjatyw. Na część z nich możecie zdobyć nawet dotacje z budżetu – powiedział Frankiewicz. - Przez 14 lat radziliśmy sobie bez dofinansowań. Nie chcemy obciążać miasta – powiedział Piekarski
Dyskusja nie przyniosła niestety konkretnych rezultatów. Prezydent zapowiedział, że jeśli mieszkańcy Rozbratu wyrażą chęć, to może on rozpocząć starania w kierunku znalezienia stałej lokalizacji dla skłotersów. Ci z kolei nie chcą oddawać bez walki miejsca, w które włożyli piętnaście lat pracy, z którym wiąże się wiele wspomnień. Na zakończenie rozmowy prezydent zaproponował kolejne spotkanie. Niewiadomo, czy wystarczy na nie czasu. Za mniej niż miesiąc tereny przy Puławskiego mają trafić na rynek wtórny.
Początki skłotu Rozbrat sięgają początku jak dziewięćdziesiątych. Już wtedy poznańskie środowiska wolnościowe poszukiwały miejsca w Poznaniu dla swojej działalności. Początkowo władze miejskie przyznały im stary bunkier przy ul. Lutyckiej, który jednak nie spełniał oczekiwań lokatorów. Realizacja przedsięwzięć kulturalnych i artystycznych była praktycznie niemożliwa w ciasnej i nieprzyjaznej przestrzeni. W 1994 roku rozpoczęto poszukiwania odpowiednich pustostanów na terenie Poznania. Tym razem już bez pomocy miasta, czy innych instytucji. Odpowiednim miejscem okazały się opustoszałe magazyny przy ul. Pułaskiego.