Artykuł przypomina, w czym rzecz: chodzi o skłot przy ulicy Puławskiego, który przez piętnaście lat istnienia stał się nie tylko domem dla dwudziestki osób, ale także centrum niezależnej kultury, oraz działalności społecznej i politycznej. To jedyne miejsce w Poznaniu, i jedno z niewielu w krajach byłego bloku wschodniego, funkcjonujące całkowicie społecznie – bez dotacji władz miasta, funduszy unijnych i tym podobnie.
Funkcjonują tam, między innymi, dwie sale koncertowe (gdzie wystawiane są też spektakle teatralne), galeria, ciemnia fotograficzna, archiwum i biblioteka niezależnych wydawnictw, poruszających tematykę społeczno – polityczną z kraju, Europy i świata, warsztat sitodruku, klub, DKF i punkt dostępu do Internetu.
Przez lata niszczejące budynki, które zajęli półtorej dekady temu Skłotersi stały się, po latach i po bankructwie byłego właściciela, łakomym kąskiem dla banku i deweloperów. Bank ma zamiar zlicytować teren, sprzedając „Rozbrat” temu, kto da więcej.
Co ma do tego miasto i jego władze? Otóż przygotowywany przez Miejską Pracownię Urbanistyczną miejscowy plan zagospodarowania przestrzennego idzie na rękę deweloperom. Teren istniejącego dziś skłotu przeznaczono w planie na budownictwo jednorodzinne. Sądząc z lokalizacji, byłyby to luksusowe wille dla najbogatszych, wpisujące się w dodatku w promowaną przez administrację prezydenta Ryszarda Grobelnego filozofię zawłaszczania pod budownictwo kolejnych obszarów zachodniego klina zieleni. To część procesu, który zagraża też, między innymi, obrzeżom parku na Sołaczu.
Obrońcy „Rozbratu” protestują przeciw traktowaniu miast jak firmy, gdzie niewiele liczy się stwarzanie dobrych warunków dla mieszkańców, a priorytetem jest zysk – zupełnie jakby chodziło nie o wspólnotę samorządową, tylko prywatną spółkę prawa handlowego. Symbolem takiego podejścia ekipy R. Grobelnego do potrzeb mieszkańców stała się sprzedaż publicznego parku Dąbrowskiego przy Ratajczaka małżeństwu Kulczyków, w dodatku po zaniżonej cenie. Na miejscu parku stoi dziś prywatna maszynka Kulczyków do zarabiania pieniędzy: galeria handlowa nazywana „Starym Browarem”. Nie przypadkiem więc pochód przejdzie jutro właśnie tamtędy.
„Gazeta Demonstracyjna” na kolejnych stronach porusza tez szereg innych kwestii będących problemami społecznymi Poznania: Jest mowa między innymi o niezależnej kulturze, obchodzącej się bez suto opłacanych działaczy i dyrektorów, o polityce mieszkaniowej Poznania przypominającej pruskie rugi – gdy to pod pozorem „rewitalizacji” opróżnia się budynki z dotychczasowych lokatorów, by po remoncie sprzedać mieszkania bogaczom, o tym, że tak zwany „wolny rynek” w zakresie mieszkalnictwa prowadzi do rozwoju prowadzi prostą droga do miasta slumsów i bezdomności. Są też słowa zachęty do walki o prawa lokatorów, poparte przykładem z Berlina, gdzie społeczeństwo obywatelskie nie daje sobie w kasze dmuchać.
Znajdziemy tam też prześmiewczy felieton o dorobku R. Grobelnego na prezydenckim stolcu i wyjaśnienie, jak naprawdę działają firmy i przedsięwzięcia będące rzekomo ikonami świetnie rozwijającego się miasta: według autorów tekstu hasło Poznań* miasto know how to między innymi Volkswagen – miejsce, gdzie ludzie zatrudniani są na tak zwanych śmieciowych umowach, nie zapewniających minimum praw pracowniczych, Autostrada Wielkopolska Kulczyka, spółka wyciągająca z budżetu pieniądze podatnika, mająca natomiast wielkie problemy z budowa kolejnych kilometrów, czy Festiwal Teatralny Malta – szybko dryfujący od mekki teatru offowego w stronę przedsięwzięcia całkowicie komercyjnego. No, i wreszcie poznański Czerwiec 1956 – w oficjalnej propagandzie zmieniony z protestu robotniczego w narodowo – katolickie misterium prawicy.
Demonstracja w obronie „Rozbratu” rozpocznie się jutro, 9 maja, o godzinie 15 przed Operą.
„Gazeta Demonstracyjna” premierę miała wczoraj, podczas pikiety w obronie praw pracowniczych przed bramą zakładów Cegielskiego. Ciekawe, czy doczekamy się kolejnych numerów?
dark Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.
Fot. archiwum