Ale wśród demonstrantów trudno było o zrozumienie - niektórzy właśnie pracę stracili. Od poniedziałku zarząd wręcza wypowiedzenia. Zwolnienia grupowe obejmą 470 osób. Powód? Fatalna sytuacja firmy. Nie ma zamówień, nie ma zaliczek - w efekcie nie ma pracy. HCP pogrążył upadek stoczni, dla których fabryka produkowała przede wszystkim. - Protestujemy przeciwko działaniom rządu, który zadecydował o likwidacji HCP - mówił w środę Marcel Szary, przewodniczący IP.
Zarząd HCP oprócz zwolnień chce wdrożyć plan restrukturyzacji, który zakłada w ciągu najbliższych trzech lat: wyprzedaż części majątku, zróżnicowanie produkcji, połączenie kilku spółek grupy HCP w jedną i prywatyzację całej grupy do 2012 r. - Oni mówią, że chcą ratować zakład, a kto uratuje was, jak przyjdzie zapłacić ratę? Jak zapuka komornik? - pytał w środę pod bramą HCP Jarosław Urbański, jeden z liderów IP.
Obawy mają też pozostałe związki: - Obok ogłoszonych zwolnień już 150 osób straciło pracę w fabrykach silników agregatowych, pojazdów szynowych i dwóch spółkach usługowych. A jak będzie konsolidacja, stanowiska się zdublują i znowu grożą nam zwolnienia - mówi Zdzisław Stróżyk, przewodniczący OPZZ w Ceglorzu. Członkowie tego związku wspólnie z Solidarnością i IP w poniedziałek chcą wyjść na ulice Poznania. Pół tysiąca osób ma przejść spod bramy HCP pod pomnik Poznańskiego Czerwca i dalej do Urzędu Wojewódzkiego, gdzie wręczą petycję do premiera. - Domagamy się takich odpraw dla cegielszczaków jak dla stoczniowców, którzy dostali po 60 tys. zł - mówi Stróżyk. "S" planuje wielką ogólnopolską pikietę 23 października. - Jak trzeba będzie, zrobimy dym - mówi Tadeusz Pytlak, szef zakładowej "S".
OPZZ i "S" podpisały porozumienie z zarządem w sprawie zwolnień grupowych. Dlaczego teraz protestują? - Porozumienie nie oznaczało zgody na zwolnienia. Miało zapewnić godne odprawy. Ale nie wszystko wyszło tak, jakbyśmy chcieli - tłumaczy Stróżyk.
Podobnie argumentuje przewodniczący "S": - Porozumienia podpisaliśmy dla dobra pracowników, bo zarząd i tak wydałby zarządzenie i zwolnił jeszcze więcej ludzi - twierdzi Pytlak. - Ci, co teraz są zwalniani, dostaną chociaż odprawy. A do nas mówią: dla was odpraw może już nie być. Trzeba walczyć o pozostałe miejsca pracy, bo przy planowanym łączeniu spółek znowu może być zagrożonych kilkaset osób.
Lech Bojarski
Źródło: Gazeta Wyborcza Poznań - 1 październik 2009