Przeprowadziliśmy gwałtowną i niekonwencjonalną kampanię wyborczą obfitującą w happeningi i inne zaskakujące przedsięwzięcia. Ostatecznie uplasowaliśmy się na drugiej pozycji, wprowadzając do 35 osobowego parlamentu 10 osób. W ten sposób powstała frakcja mająca wpływ na sytuację uniwersytetu i studentów. Co ważniejsze Kolektyw zaistniał w społecznej świadomości. Na inauguracyjnym posiedzeniu parlamentu doszło do skandalu, nasza frakcja na stanowisko prezydenta desygnowała serdecznego przyjaciela Kolektywu psa "Dingo" . Niestety parlamentarzyści okazali się przeciwnikami równouprawnienia zwierząt - "Dingo" przegrał.
Wiosna 89 roku, to okres niepokojów na polskich uniwersytetach. Studenci protestowali przeciwko represyjnej ustawie o szkolnictwie wyższym, przeciwko szkoleniu wojskowemu na uczelniach. Kolektyw "Zbitych Psów" w sposób aktywny partycypował w akcjach protestacyjnych. Ludzie Kolektywu zajęli jeden z budynków akademickich, przeprowadzając 48 - godzinną okupację. Była to akcja niezwykła, bowiem przybrała formę nieustającego festynu, twórco i spontanicznie kreowanego przez uczestników. Jesienią, wespół z radykalną częścią tzw. Niezależnego Zrzeszenia Studentów, uczestnicy Kolektywu przystąpili do totalnego bojkotu szkolenia wojskowego na uczelniach. Akcja ta miała miejsce w całym kraju. W Poznaniu, gdzie ją współorganizowaliśmy trwała 3 tygodnie. Bojkot okazał się skuteczny - zniesiono szkolenie wojskowe dla studentek oraz znacznie ograniczono wymiar godzin dla studentów, zmieniono także formę zajęć. Kilka miesięcy później szkolenie dla studentów zniesiono całkowicie.
Na forum studenckiego parlamentu bojownicy "Zbitych Psów" popierali wszelkie autonomiczne inicjatywy np. zaangażowali się gorąco w obronę niezależności klubu "Bratniak" - miejsca koncertów alternatywnych. Ludzie ze skrajnie prawicowej grupy "Młoda Polska" usiłowali przejąć kontrole nad klubem, korzystając z cichego poparcia władz uczelni. Dzięki skutecznej kampanii propagandowej "Zbitych Psów" próba ta została zniweczona. Bojownicy Kolektywu zawsze sprzeciwiali się formalizowaniu pracy parlamentu, czyniąc z niego wolne forum dla ścierania się myśli i poglądów. Część "Zbitych Psów" zaangażowana była również w licznych akcjach politycznych, jak okupowanie gmachów publicznych celem zaadoptowania tych dla działalności niezależnej. W roku 1990 , po drugim sukcesie wyborczym, uzyskaliśmy od władz uczelni lokal, który, jak się łatwo domyślić służył do tzw. wywrotowej działalności ( tj. prowadzenie akcji anty wojskowej i protestów przeciwko elektrownią jądrowym). W maju 1990 roku zorganizowaliśmy w Poznaniu trzydniowy festiwal anarchistyczny, pomyślany jako święto akcji i pozytywnej wymiany emocji.
[W roku 1991 anarchiści startowali do wyborów z listy Komitetu Obrony Studentów, który nie miał już tak prowokacyjno-rewolucyjnego programu, a jego jedynym postulatem - jak podaje pismo WNS-info - była "Obrona praw studentów wtedy gdy są one naruszane.]
Antyanarchistyczna ulotka prawicowców z Młodej Polski
Krótki kurs antyhistorii - Kolektyw Zbitych Psów
Jakoś tak zimą 1989 roku, w jednym z apartamentów szacownego Domu Studenckiego "Zbyszko" w Poznaniu, w godzinach około północnych gawędziło ze sobą kilku młodych mężczyzn (wiek 21-25 lat). Tytoniowy dym wyciskał łzy, z dyżurnego magnetofonu sączył się punk-rock, a hen daleko w salonach Warszawy trwały negocjacje "okrągłego stołu". Lekko podekscytowani mężczyźni komentowali ostatnie wydarzenia polityczne w kraju i towarzyskie w akademiku... Komuch-skurwysyn, joint od Arka "Rastamana", wszechobecne kobiety itd... Ot rozmowa jak rozmowa. Ni z gruszki, ni z pietruszki ktoś przypomniał o pierwszych wolnych wyborach na uniwersytecie (parę tygodni wcześniej w ramach postępującej demokratyzacji, proklamowano parlament studentów. Miało to być, w zamierzeniu, forum kształtowania demokracji na uczelni, nowa partnerska struktura, miejsce dyskusji, symbol rzeczywistego upodmiotowienia studenckiej masy). Dla rozjaśnienia perspektywy wspomnę, że lata 1988 i 1989 to gorący czas na polskich uczelniach. Strajki studenckie z wiosny 1988 roku dały ujście buntowniczej energii generacji schyłku stanu wojennego. Zaroiło się wtedy od rozmaitych grup i związków. Głównie o charakterze prawicowym, choć nie tylko... Od kilku lat funkcjonował ruch "Wolność i Pokój", działający z zupełnie innej płaszczyzny niż tradycyjne ugrupowania tzw. opozycji antykomunistycznej. WiP cechowało zarzucenie łzawej bogoojczyźnianej tradycji i solidarnościowego etosu, w zamian ruch proponował silne zaangażowanie proekologiczne, pacyfizm, otwartą choć czasami pretensjonalną i naiwną dyskusję nad społeczeństwem obywatelskim. Bez wątpienia było to świeże polityczne tchnienie i sądzę, że podobnie jak mi odpowiadało to wielu ludziom z mojej generacji (przepraszam za osobisty ton). Wróćmy jednak do zimy 1989 roku, do zadymionego apartamentu DS "Zbyszko". Jak już wspomniałem, ktoś z obecnych wspomniał o wyborach do uniwersyteckiego parlamentu, ktoś inny (pieprzona pamięć, odbiera precyzję relacji) rzucił: "[...] Kurwa, zróbmy własną partię. Pierdolić NZS, Młodą Polskę i ZSP razem w dupę. Chyba wszystkim zebranym ten zamysł przypadł do gustu. Nazwaliśmy nasze stowarzyszenie Kolektyw Zbitych Psów i jeszcze tej samej nocy ułożyliśmy program wyborczy, na wskroś awanturniczy i bluźnierczy.
Nie przytoczę żadnego z naszych postulatów, bo na samym początku założyliśmy, że niczego nigdy nie będziemy dokumentować. Chcieliśmy tylko być, cieszyć się pięknymi, pieprzonymi, młodymi, uciekającymi chwilami. Żadna tam zasrana pomarańczowa alternatywa, chcieliśmy opatentować na wyłączną własność niepowtarzalną happenerską inicjatywę - my jako my, nie my - jako coś czy ktoś.
2. Czasami było naprawdę fajnie. Kolektyw Zbitych Psów zaistniał publicznie wiosną 1989 roku, kiedy to po spektakularnej kampanii wyborczej (szkoda, że nie śledzili jej współcześni spece od tych spraw) stał się drugą siłą polityczną na uniwersytecie, minimalnie przegrywając z takim potentatem jak owiane konspiracyjną legendą Niezależne Zrzeszenie Studentów. Nie zapomnę inauguracji Parlamentu UAM i pobladłej twarzy prorektora Kostrzewskiego, który z przerażeniem słuchał pro gramowego przemówienia naszego posła Jana K. pełnego wybujałych, anarchistycznych wezwań.
Biedaczysko oniemiał, kiedy nasze koło zaproponowało na przewodniczącego Parlamentu przystojną suczkę, którą na salę obrad wprowadziła uroczyście jedna z naszych towarzyszek. Eh, albo ech działo się... Mówiąc konkretniej naszymi głównymi celami było gnębienie wojska polskiego oraz sianie zamętu w częściowo tylko wówczas wolnych mediach. Myślę, że byliśmy dość konsekwentni w swych staraniach. Faceci ze studium wojskowego na nasz widok dostawali drgawek, nic dziwnego pikietowaliśmy i nękaliśmy ich ustawicznymi strajkami. Sądzę, że nasze ówczesne działania przyczyniły się choć w drobnej części do ostatecznego upadku instytucji szkolenia wojskowego studentów. Co się tyczy mediów, prowadziliśmy dość intensywną kampanię dezinformacji i energicznej promocji alternatywnych i lewackich pomysłów na łamach niegramotnej poznańskiej prasy i ogólnopolskich tygodników. Poza elementami błazenady, była w naszych akcjach owa ożywczość śmiem twierdzić przebojowość, która czyniła je jakościowo innymi od panujących standardów. Choćby zainicjowany przez nas i "lewą" część NZS, strajk na uczelni w intencji zarejestrowania przez władzę tego związku. Czarne flagi, specyficzna artykulacja polityczna, symboliczne hasła w rodzaju "Powiesić rektora" (oczywiście nie chodziło o to, aby rektor zawisnął na stryczku, lecz wyłącznie o zidentyfikowanie go jako pierwszorzędnego dupka) - wszystko to tworzyło nową jakość politycznego działania. Nasza aktywność w ulicznych starciach z policją, zajęcie wespół z ludźmi ze środowiska hardcore budynku cenzury, czy komitetu PZPR w styczniu 1990 roku to tworzyło specyficzną atmosferę działania, jednocześnie stawiało nas w pozycji ekstremistów i na marginesie sceny powiedzmy politycznej. W roku 1990, po drugim sukcesie wyborczym uzyskaliśmy od władz uczelni lokal, który jak się łatwo domyślić służył do tzw. wywrotowej działalności (mam na myśli akcję antywojskową /pierwsze Biuro Objectorskie/ i protesty przeciw elektrowniom jądrowym). Kolektyw Zbitych Psów, jak wszystkie jemu podobne grupy, był już z założenia tworem efemerycznym. Żył barwnie, wesoło, krótko jak kwiatki i motylki. Na to, że w ogóle był - złożyło się kilka przyczyn specyficzny czas, kontekst polityczny, nastawienie młodych, ludzi w tamtym okresie. Czasy się zmieniły, kontekst polityczny uleciał, ludzie odeszli. Uważam, że szybko kształtująca się gospodarka rynkowa i związana z nią mentalna zmiana społeczeństwa, bardzo mocno wpłynęła na świadomość młodego pokolenia na początku lat 90. Pointując najkrócej: kontestatorów zastąpili dynamiczni menadżerowie, lub jak to często bywa sami kontestatorzy przeistoczyli się w menadżerów. Kolektyw Zbitych Psów zszedł więc śmiercią naturalną. Dla ludzi z nim związanych (w apogeum około 30 osób) było to zapewne epizodyczne doświadczenie z młodości na ile inicjujące? Każdy z osobna postrzega to pewnikiem inaczej. Dla obserwatorów akcje Kolektywu, to jeszcze jeden element uniwersyteckiego folkloru przełomu lat 80 i 90, błazeństwo równie istotne jak mydlana bańka…
Tekst ukazał się w pierwszym numerze pisma "Turbopunk"
"O inauguracyjnym posiedzeniu parlamentu UAM"
1. Dnia 5 kwietnia, odbyło się inauguracyjne posiedzenie parlamentu UAM. Zaskoczeni i zdezorientowani dotarliśmy na miejsce obrad. Punktualne przybycie zawdzięczamy nieocenionemu psu Dingo, który we właściwym momencie podjął trop.
2. Organizatorzy zebrania przestraszywszy się zapewne naszych twarzy, na których wypisany był słuszny gniew i pożądanie rewolucji, zmuszeni byli uciec się do hańbiącego procederu. Oto zorganizowali legitymowanie posłów. Lecz nie zawiedliśmy was i zmasowaną grupą wdarliśmy się na salę, uniknąwszy uwłaczającej identyfikacji. Powyższy incydent skłania do refleksji następującej: tzw. niezależne stronnictwa dziarsko przejmują obyczajowość państwa policyjnego, rzekomo tak im nienawistnego. Nowy reżim?
3. Sesja parlamentu trwająca ponad 3 godziny zaowocowała wyborem prezydenta i prezydium oraz mglistymi wywodami prorektora (czy jak mu tam) Kostrzewińskiego. Wspomniany przedstawiciel nomenklatury obdzielił następnie "niezależne" zbiorowisko pękiem bilecików na sztukę jakiegoś Pendereckiego pt. "Czarna maska". Fakt ten wywołał taką euforię zebranych, niezawisłych aktywistów, że w oka mgnieniu "rozdrapali" owe bileciki. Z faktu tego wynika, że niezależne środowiska wykazują kolosalny deficyt widowisk operowych.
4. Jeśli chodzi o wybory, to nasz kandydat Jasiu Koprowski nie została prezydentem, ponieważ został nim niejaki Andrzej Mikosz. Porażkę Jasia należy tłumaczyć wygłoszonym przezeń uprzednio, radykalnym expose, które wstrząsnęło obecnymi w tym stopniu, iż ślepo głosowali na kandydata skrajnej prawicy - Mikosza. Uległość wobec prawicy, którą wykazali posłowie, skłoniła nas do nie wysuwania kandydatów w wyborach do prezydium parlamentu. Następnie skonfederowaliśmy się z obecnym na sali pojedynczym monarchistą - wprowadzając go do prezydium parlamentu. Dwa wakujące mandaty na wydziale chemii samorzutnie przyznaliśmy psu Dingo - zasłużonemu działaczowi Kolektywu - co sala nagrodziła długotrwałą fanatyczną owacją.
5. Uwagi końcowe: mimo ostentacyjnej niechęci większości posłów, dzielnie zmagaliśmy się z przeważającymi siłami prawicy, co zaowocowało uchwałą o otwartym charakterze każdego następnego posiedzenia.
Droga publiczności! Polecamy to zabawne widowisko, sceny moralnego upadku, żenujące na wskroś, mieszają się z burleskowym humorem. Ogólnie rzec biorąc - pasjonujące przedstawienie. Wstęp bezpłatny!
POPIERAJ ANARCHISTYCZNY KOLEKTYW ZBITYCH PSÓW!
CO TY ZROBIŁEŚ DLA ZBITYCH PSÓW?!
OŚWIADCZENIE
Wraz z ukonstytuowaniem się nowych władz naszej uczelni, mieliśmy nadzieję na zmianę stosunków między tworzącymi wspólnotę uniwersytecką grupami. Niecierpliwie, oczekiwaliśmy przewartościowania relacji między społecznością studencką a administracją, uczelni. Liczyliśmy na to, że stare, skompromitowana metody zarządzania uniwersytetem -polegające na bezwzględnym realizowaniu arbitralnych, niekonsultowanych z przedstawicielami studentów decyzji odejdą, w zapomnienie. Spodziewaliśmy się dialogu.
Niestety, ostatnie poczynania prorektora d/s studenckich, doc. dr hab. Stefana Jurgi nie pozostawiają złudzeń. Decyzje, dotyczące pozbawienia praw do zamieszkiwania, w domach studenckich: DS Babilon, DS Zbyszko grupy studentów, naszym zdaniem naruszyły szereg swobód akademickich.
Niedopuszczalnym było stosowanie zasady odpowiedzialności zbiorowej i karanie także osób nieobecnych tego dnia w domu studenckim. Żaden z oskarżonych studentów nie miał możliwości obrony. Dowody, w przypadku DS Zbyszko, opierały się jedynie na stronniczej relacji kierowniczki akademika. Decyzje te nie były konsultowane z organami samorządu studenckiego, Radą Mieszkańców DS Babilon, reprezentującymi społeczność akademicką - organizacjami.
W tym świetle stanowczo popieramy żądania wysunięte przez odwołujących się studentów oraz Radę Mieszkańców DS Babilon, zmierzające do zwołania Komisji Dyscyplinarnych, które ostatecznie rozstrzygną o winie czy niewinności oskarżonych. Do czasu wyjaśnienia sprawy osoby te powinny dalej zamieszkiwać w swych akademikach zwłaszcza ze względu na zbliżającą się sesję egzaminacyjną.
Uważamy, że każdy ma prawo do obrony wobec postawionych mii zarzutów. Każde oskarżenie musi być poparte dowodami, a oskarżający powinni przedstawić wiarygodnych świadków.
Dotychczasowe postępowanie, doc. dr hab. Stefana Jurgi dowodzi całkowitego niezrozumienia przez niego istoty funkcji prorektora d/s: studenckich.