Kiedy dwadzieścia lat temu obiecywano nam nową Polskę, mówiono że to co się wydarzy przyniesie wolność, równość i sprawiedliwość społeczną -wartości tak bardzo wypaczone przez pseudosocjalistyczny reżim. Dziś już wiemy, że transformacja była pretekstem do dzikiej prywatyzacji prowadzącej do wywłaszczenia społeczeństwa z możliwości decydowania o własnej przyszłości. Nie ma wątpliwości co do tego, jaka jest ich quasi-demokracja. To system opanowany przez skorumpowane elity prześcigające się wzajemnie w rajdzie do "neoliberalnego raju". Tak jak w czasach PRL-u, tak i teraz społeczeństwo nie jest dopuszczane do głosu, nie daje się nam szansy na wypowiadanie własnego zdania w sprawach tak istotnych, jak przynależność do NATO czy strefy EURO, dysponowania swoim zdrowiem i ciałem (np. aborcja), przystępowania do wojen (Afganistan, Irak) czy tarczy antyrakietowej. Jak dawniej władza poszukuje wsparcia Wielkiego Brata, by nie musieć dyskutować z "niesubordynowanym" społeczeństwem. Jak kiedyś, pracownik nic nie znaczy. Skutecznie wykorzystywany przez pracodawcę, nie może się bronić, gdyż instytucje takie, jak Państwowa Inspekcja Pracy czy prokuratura, nie spełniają swoich zadań, stawiając pracownika na straconej pozycji. Dwadzieścia lat temu było jasne, kto jest katem, a kto opozycją, potem opozycja sama zaczęła wchodzić w rolę oprawcy, zaś dawni działacze związkowi podpisywali decyzje o pacyfikacji pracowników, tak jak miało to miejsce np. w Ożarowie, czy Białym Miasteczku pielęgniarek w Warszawie. Wmawiano nam, że kapitalizm jest najbezpieczniejszym i najefektywniejszym systemem ekonomicznym. Obecnie koszty wielkiego kryzysu spowodowanego przez spekulantów giełdowych i korporacyjnych biurokratów stara się przerzucić na ludzi, których ciężka praca jest jedynym pokryciem wartości pieniądza. Jedyną drogą do wolności i dobrobytu jest demokracja bez pośredników, wolna od wpływów międzynarodowych korporacji i kapitalizmu.