Czy Polska potrzebuje bomby atomowej?
Czy Polska potrzebuje bomby atomowej?

Czy Polska potrzebuje bomby atomowej?

  • wtorek, 01 kwiecień 2025
Pytanie postawione w tytule jest nawiązaniem do niedawnej wypowiedzi premiera Donalda Tuska. Miał on wyrazić przekonanie, że Polska byłaby bezpieczniejsza, gdyby posiadała „własny arsenał nuklearny". Czy na pewno?

Zacznijmy od wyjściowych danych. W listopadzie ubiegłego roku, na stronie rozbrat.org został opublikowany artykuł pt. „Nowy wyścig zbrojeń”[1]. Pisałem w nim krótko także na temat zbrojeń atomowych. W 2023 roku Rosja i USA miały po ok. 5-6 tys. głowic nuklearnych; Chiny – 410; Francja – 290; Wielka Brytania – 225; Pakistan i Indie – po ok. 170; Izrael – 90; Korea Północna – 30. Istnieje zatem dziewięć państw dysponujących arsenałem atomowym.

Po Hiroszimie i Nagasaki

Jak doskonale wiemy, do tej pory tylko raz użyto bomb atomowych, równolegle w Hiroszimie i Nagasaki pod koniec II wojny światowej. Zdecydowały się na to Stany Zjednoczone, które w 1945 roku jako jedyne posiadały tego rodzaju broń. Od dwóch bomb, bezpośrednio i wskutek choroby popromiennej i obrażeń, umarło do końca 1945 roku 150-250 tys. mieszkańców japońskich miast, głównie cywilów, w większości kobiety i dzieci[2]. Była to de facto zbrodnia wojenna, ale zwycięzców się nie sądzi. Tłumaczenie Amerykanów, że pozwoliło to na szybsze zakończenie wojny i ocalenie tych, którym przyszłoby zginąć, gdyby była kontynuowana, było problematyczne. Znaczna część historyków jest przekonania, że Japonia i tak była o krok od kapitulacji.

W istocie celem Stanów Zjednoczonych nie było szybkie złamanie oporu Japonii, lecz postawienie kropki nad „i”, aby nikt nie kwestionował dominacji USA po II wojnie światowej – nie tylko ZSRR, ale także żadne inne państwo. Waszyngton mianował się w ten sposób strażnikiem globalnego ładu ustanowionego w Breton Woods[3]. Jak wiadomo ten dyktat rozpoczął de facto „zimną wojnę”. Ku pewnemu zaskoczeniu władz w Waszyngtonie Związek Radziecki odpowiedział na nuklearny szantaż Amerykanów, budując własną bombę atomową (w 1949 roku). Szantażu Stanów nie akceptowała też Francja, która zdystansowała się od NATO i zbudowała własny arsenał nuklearny.

Ostatecznie po Hiroszimie i Nagasaki świat nie stał się bezpieczniejszy – dokładnie na odwrót. Przez kilka dekad wszyscy drżeli, żeby śmiercionośna broń nie zniszczyła całej planety i nie dokonał się koniec ludzkiej cywilizacji. Albert Einstein – wielki przeciwnik broni nuklearnej – miał powiedzieć w 1949 roku, w kontekście coraz bardziej niszczycielskiego charakteru broni konwencjonalnej i spodziewanej konfrontacji nuklearnej: „Nie wiem, jaka broń zostanie użyta w III wojnie światowej, ale czwarta będzie się toczyć na kije i kamienie”. Obawy, że zastosowanie broni atomowej cofnie nas – oczywiście w sensie metaforycznym – do „epoki kamienia łupanego”, było powszechne.

Po upadku Bloku Wschodniego i rozkładzie ZSRR, Stany Zjednoczone stały się jedynym hegemonem na świecie. Oba nuklearne mocarstwa – Rosja i USA – zgodziły się nie tylko na to, że dokonają znacznej redukcji swojego arsenału, którego utrzymanie drogo kosztuje, ale także iż będą przeciwdziałać rozpowszechnieniu broni atomowej na świecie.

Społeczeństwa odetchnęły z ulgą. Zagrożenie atomowe wydawało się być na trwałe oddalone. Zaczęto nawet je relatywizować i pojawiły się narracje, wbrew ciągle obecnym w naszej kulturze obrazom zniszczenia i cierpienia mieszkańców Hiroszimy i Nagasaki, że skutki zbrojnej konfrontacji nuklearnej nie są – czy nie muszą być – tak katastrofalne, jak pierwotnie zakładano. Po drugie – wzajemny szantaż atomowy miał też gwarantować globalne bezpieczeństwo. Elity władzy zyskały przekonanie, że jeżeli same posiadają arsenał nuklearny, lub cieszą się protekcją nuklearnego mocarstwa, to żadne inne państwo im nie podskoczy. A i własne społeczeństwo może być mniej skłonne do niesubordynacji.

Polska atomowa pałka

Wróćmy do polskiego dylematu: czy Polsce potrzebna jest bomba atomowa? W maju lub czerwcu tego roku ma zostać wydana książka prawdopodobnie pt. „Polska bomba atomowa” autorstwa Alberta Świdzińskiego, analityka z zespołu Strategy&Future, zapewne najlepszego znawcy tematu w Polsce. Niedawno Świdziński na pytanie redaktora jednego z popularnych youtubowych kanałów, czy posiadanie broni atomowej zwiększy polskie bezpieczeństwo, odpowiedział jednoznacznie: „tak”. Następnie dodał, że to tak jakby naprzeciw kogoś nieuzbrojonego, stanął człowiek z pistoletem. W sensie, że tym człowiekiem z pistoletem jest Polska.

Problem polega na tym, iż ta metafora jest kompletnie nieadekwatna. Polska, gdyby rozważać ten wariant, ma wejść w posiadanie broni atomowej w odpowiedzi na zagrożenie rosyjskie. Naprzeciwko sobie stanie zatem człowiek z pistoletem i przeciwnik uzbrojony w kilka karabinów maszynowych. Przeciwnik, do którego nawet nie zdołamy podejść, aby móc z broni krótkiej oddać celny strzał. Wcześniej Rosja – gdy będzie chciała – zniesie Polskę z powierzchni ziemi. Jak wiemy bowiem, zasięg karabinu jest wielokrotnie większy od zasięgu broni krótkiej. I teraz ta metafora jest bliższa prawdy. Krótko mówiąc, nie wygląda to tak, jak w przypadku rywalizacji między Pakistanem a Indiami, gdzie istnieje względna równowaga sił.

Brutalna prawda jest taka, że zdolności nuklearnych Rosji (podobnie jak zdolności Stanów Zjednoczonych) nigdy nie dościgniemy – w każdym razie nie w pojedynkę. To nie tylko kwestia liczby głowic, to także – a nawet przede wszystkim – możliwości ich przenoszenia tak, aby niechybnie dotarły do celu, najlepiej z zaskoczenia. Pytanie brzmi: czy w tej sytuacji nie wytworzy się nowa nierównowaga sił, która dla nas będzie bardziej niebezpieczna, niż obecna? Czy Rosja odbierze nasze wymachiwanie atomową pałką jako realne zagrożenie, czy też zwykłą prowokację?

W wyniku nuklearnej konfrontacji z Polski może zostać tylko spopielona pustynia, ale my – jak pod Samosierrą – zdołamy jeszcze w ostatniej szarży pomścić upadający kraj i poległych rodaków, bombardując obwód kaliningradzki, mordując cywilów, kobiety i dzieci. Dokonując zbrodni wojennej. To nie mój wymysł. Geostratedzy rozważają wariant konwencjonalnego, a w przyszłości – jak rozumiem – może atomowego, zniszczenia obwodu kaliningradzkiego, jako rodzaj działań odstraszających Rosję.

Nie uważam, żeby na Kremlu siedzieli sami psychopaci, którym tylko splunąć na życie swoich obywateli w Kaliningradzie (czy jak teraz mówimy w Królewcu). Ostatecznie mogą oni zostać jednak potraktowani przez Kreml jako nieuchronne ofiary polskiej agresji. A z pistoletu – jak już pisałem – do Moskwy nie dostrzelimy. W takim układzie wobec jednego miliona mieszkańców obwodu kaliningradzkiego, na przeciwnej szali stawiamy życie i przyszłość ponad 37 milionów Polaków i Polek. Dla ogromnej przestrzennie Rosji Polska jest tym, czym dla nas obwód kaliningradzki. A ponoć – jak mówią geopolitycy – geografia ma znaczenie. To proste, ale niestety także i zatrważające.

Jak pokochaliśmy bombę?

Zastanówmy się, czy faktycznie świat wypełniony głowicami nuklearnymi jest bezpieczniejszy? Czy różnego typu doktryny odstraszania działają? Problem polega na tym, że broń atomowa pojawiała się na końcu poprzedniej tzw. wojny systemowej, czyli poprzedniej wojny o wpływy i o nowy podział świata, która skończyła się w 1945 roku.

Arsenał nuklearny rozwijany był w przerwie między wielkimi światowymi konfliktami. Nie wiemy, jak zareagują rządy i strony konfliktu posiadające rozbudowany arsenał nuklearny, kiedy dojdzie do kolejnej globalnej konfrontacji, która obecnie bez wątpienia narasta. Czy – jak sądzą niektórzy – broń atomowa powstrzyma rządy przed urządzeniem światowej demolki, czy też przeciwnie – rządy nie zawahają się zastosować wszelkich środków, aby z tej rywalizacji wyjść zwycięsko. Nota bene – zastosowanie broni atomowej to nie tylko konsekwencja zimnej kalkulacji, ale też może to być zwykły błąd lub zła ocena sytuacji.

Po drugie – możliwość zastosowania broni nuklearnej wyglądała inaczej w świecie dwubiegunowym, gdzie rywalizowały ze sobą bloki państw pod przewodnictwem ZSRR i USA, tkwiące ze sobą w klinczu. A także po upadku ZSRR, kiedy nastał świat jednobiegunowy, gdzie nikt raczej nie kwestionował hegemonii Stanów Zjednoczonych. A jak będzie w świecie wielobiegunowym? W świecie gdzie broń atomową będzie posiadać nie 9 państw, a na przykład – jak w swojej ostatniej publikacji sugeruje Financial Times[4] – 15-25 państw, a może jeszcze więcej? Jeżeli bombę atomową może mieć Polska, to dlaczego nie Japonia, Korea Południowa, Rumunia, Niemcy, Bangladesz, Brazylia, Nigeria, Arabia Saudyjska, Tajwan, Egipt, Meksyk czy wreszcie Iran? Czy sądzicie, że w takim świecie będziecie bezpieczniejsi?

Niektórzy mogą myśleć, że przecież Ci, którzy trzymają palec na atomowym guziku, to osoby odpowiedzialne, że istnieją procedury i społeczna kontrola, nawet może demokratyczna. Świdziński przyznaje, że broń atomowa wymaga szerokiego konsensusu w łonie danego państwa. Ale my nie żyjemy w czasach konsensusu, ale konfliktu i chaosu. Rozejrzycie się dookoła, co dzieje się z dzisiejszymi państwami, którymi targają wewnętrzne zaciekłe spory. Po władzę idą ludzie pokroju Le Pen, działacze Alternatywy dla Niemiec czy Konfederacja w Polsce? Spójrzcie, co się dzieje w Turcji, na Tajwanie, w Izraelu – w krajach na skraju wojen domowych. Czy sądzicie, że dzięki atomowemu arsenałowi w Polsce będziemy żyli bezpieczniej, gdy rządzić będzie Konfederacja – dobrze chociaż, że bez Korwina-Mike i Brauna. Prawda jest taka, że dzisiejsze państwa są wyjątkowo niestabilne, a wewnętrzne walki się nasilają. Są nawet siły gotowe wywołać wojnę, aby zachować władzę – patrz na Izrael i postępowanie Netanjahu.

Wreszcie wszyscy nas zapewniają, że np. Trump – jeden z tych co trzyma palec na atomowym guziku – tylko gra szaleńca, lub tylko na takiego szaleńca wygląda. A tak naprawdę za maską pajaca skrywa się rozsądny mąż stanu. Naprawdę? Może tak jest, ale przyznajcie, że coraz trudniej w to uwierzyć. Coraz bardziej mam wrażenie, jakbym żył w rzeczywistości z filmu w reżyserii Stanley’a Kubricka pt. „Doktor Strangelove, czyli jak przestałem się martwić i pokochałem bombę”. W każdym razie jeszcze nie tak dawno rozważania na temat użycia broni atomowej, grożenie nią, było niewyobrażalne. Dziś z powrotem pytamy, czy wojna atomowa może nadejść. I odpowiedź jest prosta – tak, może.

Rozbrojenie albo śmierć

Jedynym – moim zdaniem – rozwiązaniem jest zatem ogólnoświatowe rozbrojenie, w tym nuklearne. Znamienne, że państwa NATO nie przystąpiły do przyjętego przez ONZ w 2017 roku „Traktatu o zakazie broni jądrowej”, za którym głosowało 135 krajów, a 73 już go ratyfikowało. Polska, na wezwanie Waszyngtonu, także nie poparła i nie przystąpiła do wspomnianego „Traktatu”. Co więcej, dziś rozważa możliwość pozyskania broni atomowej dla siebie.

Dodam, że złudne jest przekonanie, że atomistyka dla celów pokojowych, zasadniczo ma się różnić od pozyskania broni atomowej. O tym, że to nie prawda, prawdopodobnie będziemy mogli przeczytać w książce Świdzińskiego. Przemysł atomowy może być wykorzystany jako element wojennego szantażu jądrowego, może sugerować własne zdolności nuklearne i znakomicie ułatwić realne zbudowanie bomby atomowej. Niektóre środowiska lewicowe żyjące w przekonaniu, że energia atomowa uchroni nas od ocieplenia klimatu, brną w kierunku, gdzie może być jeszcze goręcej.

 

Przypisy:
[1] https://www.rozbrat.org/publicystyka/polityka/4899-nowy-wyscig-zbrojen
[2] https://en.wikipedia.org/wiki/Atomic_bombings_of_Hiroshima_and_Nagasaki
[3] patrz: https://www.rozbrat.org/publicystyka/walka-klas/4909-katastrofa-neoliberalizmu
[4] https://www.ft.com/content/1a7c9b17-862d-4986-ac09-42de2dee44f2

Ludzie czytają....

Polska drugimi Chinami? Mity polskiego wzrostu gospodarczego

04-03-2025 / Gospodarka

Pamiętacie jak to w okresie PRL, za Gierka, twierdzono, że Polska jest 10. potęgą przemysłową na świecie? Może słyszeliście to...

List otwarty lokatorów Osiedla Maltańskiego do pełnomocniczki prezydenta ds…

04-03-2025 / Poznań

Publikujemy list otwarty lokatorów Osiedla Maltańskiego do Dobrosławy Janas, pełnomocniczki prezydenta ds. Ochrony Praw Lokatorów i Projektów Mieszkaniowych. Dobrosława pełni...

Osiedle Maltańskie - nie pozwólmy o nim zapomnieć. Relacja…

27-03-2025 / Poznań

Osiedle Maltańskie to dom dla 250 rodzin. Mieszkańcy żyją tu od ponad wieku, lecz teraz muszą zmagać się z bezwzględnymi...

Czy wojny handlowe to wojny klasowe?

13-03-2025 / Gospodarka

Konflikty, które obserwujemy, nie mają swoich korzeni w geopolityce czy w sprzecznych charakterach poszczególnych narodów, ale są wynikiem konfrontacji między...