Strzeżone obiekty to przychodnie, budynki, w których działają instytucje kultury, urzędy publiczne, biura. Czasami pustostany. Zlecenie na ich dozór otrzymują agencje ochrony mienia, które niekiedy współpracują z powiązanymi ze sobą agencjami pracy tymczasowej.
Karuzela firm
Do 28 sierpnia ubiegłego roku pracodawcą portierek i portierów była firma KAIO Sp. z o.o. Zatrudniała na „śmieciowych umowach”, nie odprowadzała prawidłowo składek ZUS, zmuszała do pracy po 250 i więcej godzin w miesiącu za stawki niższe od płacy minimalnej. Realnie wypłacano zatrudnionym 8 zł netto za godzinę, czyli ok. złotówkę poniżej minimum. Wymuszono na pracownikach oświadczenia, że zgadzają się, by za tę różnicę firma prała ich uniformy. Jednak takowych nawet im nie wydano. Latem na różnych forach zaczęły pojawiać się w tej sprawie komentarze. Osoba, która zaczęła przeciwko temu protestować i ujawniła nieprawidłowości, straciła pracę.
W międzyczasie przetarg na świadczenie usług ochrony mienia w sześciu obiektach od 28 sierpnia do końca 2018 r. wygrała firma VISION GROUP Sp. z o.o., a pracowników przejęła spółka CAPREA jako agencja pracy tymczasowej (i wynajęła ich VISION GROUP). Pracownicy byli jednak przekonani, że za poszczególnymi zmieniającymi się spółkami stoi ten sam układ, co wcześniej. Pomimo zmiany nazwy firmy kontaktowali się z nimi w sprawach formalnych ci sami koordynatorzy czy osoby rozliczające godziny pracy (księgowość). Tym razem wymogiem wygrania przetargu było zatrudnienie pracowników na umowy o pracę. CAPREA zatrudniła jednak dla niepoznaki pracowników i pracownice jedynie na 1/16 etatu, a w pozostałej części świadczonej pracy dalej obowiązywały umowy cywilnoprawne. Było to niezgodne z warunkami przetargu i z umową z ZKZL. Niewiele zmieniło się też w kwestii warunków pracy.
Po protestach Inicjatywy Pracowniczej z końcem listopada 2018 r. ZKZL rozwiązał umowę z VISION GROUP. Na okres półtora miesiąca pracowników i pracownice ochrony przejęła firma PEWNOŚĆ. Sukcesem związku było doprowadzenie do tego, że osoba, która wcześniej ujawniła nadużycia i którą pozbawiono zatrudnienia, została przyjęta do pracy na poprzednie stanowisko. Z drugiej strony, zerwanie umowy ZKZL z VISION GROUP skutkowało tym, że pracownicy i pracownice nie otrzymali wynagrodzenia za październik i listopad 2018 r.
Bezradna inspekcja, opieszała prokuratura
Powiadomiona o tym wszystkim Inspekcja Pracy okazała się bezradna. PIP wielokrotnie podejmowała próby skontaktowania się z CAPREA Sp. z o.o. w siedzibie firmy, jednakże okazały się one bezskuteczne. „Ponadto do pracodawcy kierowane były za pośrednictwem poczty żądania zobowiązujące do stawienia się i okazania wskazanych w nich dokumentów”. Także bez efektu. Zachodzi obawa – napisała do związku Inspekcja Pracy – „że zachowanie pracodawcy ma na celu świadome i celowe uniknięcie przeprowadzenia kontroli”. PIP, podobnie jak wcześniej Inicjatywa Pracownicza, zawiadomiła wobec tego prokuraturę. Przesłuchania świadków nadużyć rozpoczęły się dopiero w maju 2019 r. Do dziś nie wiemy, jakie są ostateczne ustalenia i decyzje prokuratury w tej sprawie.
Działania PIP i prokuratury nie przeszkadzały, aby CAPREA zareagowała na tę sytuację pismem skierowanym do byłych już pracowników, w którym za brak wypłat za październik i listopad 2018 r. obarcza odpowiedzialnością ZKZL.
W międzyczasie portierzy i portierki zostali 15 stycznia br. przejęci przez kolejną firmę – SPQ. Ponieważ zmiana ta odbywała się w pośpiechu, kilku wcześniej poszkodowanych pracowników nie zostało przyjętych do pracy. Inaczej mówiąc, najpierw stracili wynagrodzenia, a ostatecznie także pracę. Spowodowało to kolejne interwencje Inicjatywy Pracowniczej w ZKZL.
Ten scenariusz powtórzył się w czerwcu, kiedy rozstrzygnięty został kolejny przetarg, ale udało się to tylko w stosunku do jednego obiektu – przy ulicy Kórnickiej. Tym razem wygrała firma WOLF i kolejne osoby straciły pracę. Ostatni akt rozegrał się we wrześniu, kiedy jeszcze raz ogłoszono przetarg w stosunku do pozostałych pięciu obiektów. Cztery obiekty przejęła firma PEWNOŚĆ, a jeden HUNTERS.
Większość pracowników z dotychczasowej obsady straciła zatrudnienie. PEWNOŚĆ zwalniała zbuntowane portierki i portierów pod pretekstem zatrudnienia tylko osób z orzeczeniem o niepełnosprawności. Natomiast przedstawiciel HUNTERS wprost miał stwierdzić, że z przejmowanego obiektu zawsze wymienia połowę personelu. Ostatecznie pracę straciło ponad 3/4 portierek i portierów, którzy wcześniej protestowali przeciwko warunkom pracy i którym do tej pory nie zapłacono pensji za październik i listopad 2018 r.
Pełzający lokaut
Od jesieni 2018 r ZKZL narzucił firmom konieczność zatrudnienia na umowy o pracę (dlaczego tak późno?) i zapewnienia przynajmniej minimalnego wynagrodzenia. Ocena oferty firm ochroniarskich zaczęła zależeć nie tylko od ceny oferowanej usługi, ale także wysokości wynagrodzeń pracowników. Niemniej wiele przepisów kodeksu pracy było i jest wciąż naruszanych, zatrudnienie niepewne (przez rok zmieniło się czterech pracodawców), wynagrodzenie minimalne lub niewiele wyższe. Trzeba jednak stwierdzić, iż w stosunku do tego, co wyprawiała KAIO i CAPREA, sytuacja uległa poprawie – pod presją pracowników i związku zlikwidowano bowiem największą patologię.
Związek od samego początku domagał się, aby portierki i portierów zatrudniono bezpośrednio. ZKZL, a szerzej miasto, nie chce jednak zagwarantować tej grupie pracujących takich samych warunków pracy jak innym pracownikom w instytucjach miejskich. Przeciwnie – jest zdeterminowane utrzymać outsourcing, najbardziej haniebną i niesprawiedliwą formę wyzysku pracy. Nie ulega wątpliwości, że w sprawie tej mamy do czynienia z rodzajem „pełzającego lokautu”. Tak naprawdę nie tylko firmy świadczące usługi ochrony mienia w Poznaniu, ale ostatecznie także ZKZL, chcieli uciszyć zbuntowane portierki i portierów.
ZKZL za outsourcingiem wysuwa dwa argumenty. Po pierwsze twierdzi, że rezygnacja z tej formy zlecania zadań zmusiłaby go do utrzymywania „grupy interwencyjnej”, po którą zwykle dzwonią portierki i portierzy, kiedy na obiekcie „coś się dzieje”. Jest to argument kompletnie nieprzekonujący. Część firm ochroniarskich posiada „grupy interwencyjnie” w zasadzie tylko na papierze. Musiałyby dojeżdżać np. ze Szczecina, co – jak się domyślamy – jest bez sensu. Nie wiadomo też, dlaczego portierki i portierzy nie mieliby dzwonić na poznańską Straż Miejską czy Policję, zwłaszcza że mówimy tu o ochronie obiektów publicznych.
Po drugie – ZKZL utrzymuje, że nie może narzucać firmom, kogo mają zatrudniać, a przy niskim poziomie bezrobocia ewentualnie zwolnieni nie będą mieli problemu ze znalezieniem pracy. Trzeba tutaj zaznaczyć, że kodeks pracy nakazuje równe traktowane w zatrudnieniu. Oznacza to nie tylko, że nie można niesprawiedliwie różnicować warunków pracy poszczególnym pracującym, ale także powinny obowiązywać klarowne warunki zatrudnienia, dające równe szanse wszystkim chętnym. Zwłaszcza jeżeli ostatecznie mówimy o środkach publicznych na wynagrodzenia. Nie można zatem arbitralnie przyjmować do pracy kogo się chce, według uznania szefa prywatnej firmy ochroniarskiej. Wreszcie przedstawiciele ZKZL, którzy, argumentując w tej sprawie, odwołują się do mechanizmów rynku pracy, najwyraźniej nie rozumieją jego wszystkich aspektów. Czyżby nie słyszeli, że istnieje coś takiego jak segmentacja rynku pracy?
Do utraty tchu
Tutaj dochodzimy do zasadniczej konkluzji. Pracujący na portierniach to głównie seniorki i seniorzy, w wieku często powyżej 60 lat, emeryci i renciści. Motywem podjęcia pracy są przede wszystkim niskie świadczenia i emerytury, które zmuszają do dalszej pracy. Wystarczy powiedzieć, że średnia emerytura w Polsce obecnie (I kwartał 2019 r.) to 2237 zł brutto (1853 zł netto). Kobiety otrzymują jeszcze mniej – średnio 1845 zł (1536 zł netto). Nie trzeba chyba nikogo przekonywać, że są to dochody mizerne, a przecież mówimy o średniej. Coraz więcej osób nie osiąga nawet minimalnej emerytury (obecnie 1100 zł brutto). W 2020 r. będzie to dotyczyć ok. 315 tys. osób, kilkakrotnie więcej niż jeszcze 5 lat temu. W 2025 r. szacuje się tę grupę już na 500 tys. osób.
W efekcie dziś, wg danych ZUS, ok. 747 tys. emerytów pracuje. Z kolei wg GUS jest ich nawet więcej – ponad milion (wg danych z 2018 r. – bez uwzględnienia „zatrudniania na czarno”). Już co piąty emeryt musi dorabiać. Liczba ta lawinowo rośnie.
Liberalna narracja – w odniesieniu do wysokości emerytur – koncentruje się przede wszystkim na problemie wieku emerytalnego (60 lat dla kobiet i 65 dla mężczyzn). Rozwiązanie ma być proste – aby mieć wyższe emerytury, trzeba dłużej pracować. Oznaczałoby to nic innego jak zapędzenie wszystkich pracujących do pracy nawet do 67 roku życia, najlepiej do utraty tchu. Tymczasem niskie emerytury to efekt sytuacji na rynku pracy przez ostatnie trzy dekady: wysokiego przez większość tego okresu bezrobocia, zbyt niskich wynagrodzeń, śmieciowych umów, od których odprowadzano niewielkie składki lub wcale. W konsekwencji emerytury spadają relatywnie najbardziej tym grupom pracowników, które najdłużej funkcjonowały na potransformacyjnym rynku pracy.
Viva seniorzy
Dzisiaj emeryci i renciści to ogromna „rezerwowa armia pracy”, która jednocześnie najczęściej zajmuje specyficzny segment rynku pracy. Wystarczy powiedzieć, iż według niektórych danych na umowę o pracę pracuje tylko 40% z nich. Nie dla wszystkich grup kontynuacja pracy w „swoim” zawodzie jest możliwa – z uwagi na wiek i warunki zdrowotne (np. budownictwo). Portiernia jest to jedno z tych stanowisk, które – realnie rzecz biorąc – często nie wymaga wyjątkowej sprawności fizycznej. Firmy ochroniarskie od lat wykorzystują seniorów, a korzysta na tym – poprzez outsourcing – nie tylko sektor prywatny, ale, jak się okazuje, także publiczny. Na outsourcingu oszczędzają samorządy, instytucje państwowe, uniwersytety, media publiczne itd.
W segmencie rynku pracy, gdzie funkcjonują osoby starsze, o pracę wcale nie jest łatwo. Niskie wynagrodzenia są regułą, „umowy śmieciowe” codziennością, a łamanie praw pracowniczych nagminne. Tymczasem w Poznaniu – czytamy na stronach miasta – najstarsi mieszkańcy „mogą za darmo korzystać z pomocy kosmetyczki, która zadba o paznokcie u ich stóp. Środki na ten cel zapewnił samorząd miasta. (…) Mobilna pielęgnacja paznokci u stóp to kolejna udostępniona w stolicy Wielkopolski usługa w ramach pakietu Poznań Viva Senior. Mogą z niej skorzystać poznaniacy, którzy ukończyli 80 lat i znajdują się w trudnej sytuacji życiowej”. Zamiast walki z wyzyskiem lokalna władza oferuje seniorom i seniorkom pedicure. I to pod warunkiem, że dożyją w nędzy do osiemdziesiątki.