Nie da się też nie wspomnieć o ważnej roli SDF w pokonaniu DAESH (Państwa Islamskiego). To właśnie ofensywa Kurdów i ich sojuszników zmusiła terrorystów do przejścia w paniczną defensywę. Mimo przewagi militarnej zostali oni szybko zepchnięci na południe, a gdy upadła stolica ISIS, Rakka, przestali stanowić większe zagrożenie. Na chwilę obecną wielu muzułmańskich ekstremistów znajduje się w więzieniach na terenie północnej Syrii, gdzie czekają na swoją własną Norymbergę. Warto dodać, że duży udział w tym sukcesie należy do żołnierek YPJ, wojskowej formacji kobiecej utworzonej jako człon SDF - co trzeci bojownik walczący przeciwko ISIS był kobietą. Rożawie zawdzięczamy więc w znacznej mierze to, że możemy czuć się bezpiecznie na europejskich ulicach, gdzie nie wybuchają już bomby religijnych fanatyków.
Znaczną siłę SDF stanowią bojownicy kurdyjscy, co na pewno musi być bardzo niewygodne dla tureckiego rządu, który od lat stara się pozbyć tej mniejszości. W Turcji zakazane są piosenki kurdyjskie, rozmowy w tym języku, literatura i przekazy. Za samo okazanie sympatii dla Kurdów można zostać skazanym na wiele lat więzienia. Nie dziwi więc nikogo, że rząd, dokonujący tego rodzaju czystek etnicznych, obawia się nadziei, jaką dla tureckich Kurdów reprezentuje Rożawa.
Pół roku temu wspierani przez Turcję dżihadyści (w tym wielu byłych terrorystów z państwa islamskiego) wdarli się do jednego z kantonów Rożawy - Efrin. Zdobyli to terytorium, a od tamtego czasu z tego kiedyś stabilnego i rozwijającego się terenu przedostają się historie o porwaniach kobiet, dzieci, dżihadystycznym terrorze, wyzysku i kontrolujących miasto gangach. To właśnie tych ludzi wspiera Turcja i jej tyran, Recep Erdogan, któremu światopoglądowo bez dwóch zdań bliżej do Al-Kaidy niż jakichkolwiek humanistycznych wartości. Człowiek, który cofnął Turcję kulturowo i światopoglądowo o dekady, wciąż jest traktowany przez przywódców państw NATO czy też przez ONZ jako partner do rozmowy. W ostatnim miesiącu przedstawił właśnie przed ONZ-tem swoje plany dotyczące czystek etnicznych i depopulacji północnej Syrii - jego wystąpienie odbiło się bez większego echa.
Planem prezydenta Turcji jest utworzenia na granicy syryjsko-tureckiej 30-kilometrowego pasa buforowego. Mają go zasiedlić syryjscy uchodźcy, głównie z okolic Aleppo jak i samego Aleppo.
Od dłuższego czasu jednym z ważniejszych sojuszników Rożawy i SDF są Stany Zjednoczone, które wspierały je w ich walce przeciwko DAESH. I to właśnie USA prowadziły mediacje pomiędzy Turcją a Rożawą, gdy ta pierwsza groziła wojną. Pod wpływem porozumienia ze Stanami Rożawa zdecydowała się wycofać część swoich jednostek i umocnień z regionu przygranicznego, w zamian Stany obiecały, że nie dopuszczą do napaści Turcji. Najwyraźniej jednak prezydent USA, Donald Trump, został przekonany przez Erdogana do złamania swojej obietnicy. Tym samym podważając rzetelność wszystkich sojuszy, które zawiązały Stany Zjednoczone. Na początku października ogłosił, że amerykańscy żołnierze opuszczają swoje pozycje w Syrii i nie będą ingerować w wojnę, którą wywoła Turcja.
W tym czasie tureckie samoloty zaczynają bombardować cywilne pozycje, między innymi obozy uchodźców czy sierocińce. Częstym celem są też więzienia, w których przetrzymywani są terroryści państwa islamskiego - zamieszanie ma im pomóc w ucieczce. W różnych punktach budzą się “śpiące” komórki państwa islamskiego, w koordynacji z wojskiem tureckim dokonują zamachów terrorystycznych. Erdogan cynicznie nazywa wojnę “operacja wiosna pokoju”. W międzyczasie tureckie służby aresztują Kurdów na terenie Turcji za okazywanie solidarności z Rożawą w mediach społecznościowych. Tureccy żołnierze robią sobie zdjęcia, na których mają na czołach te same opaski, co jeszcze niedawno terroryści z ISIS. Giną cywile.
Na reakcje Europy turecki tyran ma gotową odpowiedź. Jeśli Europa będzie ingerować w jego wojnę, wyrzuci ze swojego kraju 3,6 miliona uchodźców, dotąd traktowanych jak bydło, będących w Turcji praktycznie darmową siłą roboczą. Co więcej, twierdzi, że w ramach ustaleń NATO, kraje sojusznicze powinny mu pomóc. Tymczasem pytany o powody swojej decyzji Donald Trump, odpowiada, że… nie jest Kurdom nic winny, bo nie pomogli w lądowaniu w Normandii. Ani ogólnie w II wojnie światowej. A zagrożenie terrorystyczne? Prezydent USA twierdzi, że jeśli Turcja uwolni terrorystów, ci i tak pojadą do Europy, więc jego kraj nie będzie zagrożony. Na chwilę obecną reszta świata robi tyle, co nic.
Te informacje, mimo że przytłaczające, powinny pozwolić nam zrozumieć, że prawicowy populizm dotyczący islamskiego terroryzmu nie jest niczym innym niż grą polityczną. Powinny nas też zmobilizować do działań, sprzeciwianiu się tej wojnie i wywieraniu nacisku, wszelkimi możliwymi środkami, zarówno na polityków jak i na opinię publiczną. Do zaznaczenia swojej solidarności z bohaterami, których ciężka praca i poświęcenie mogą zostać zmarnowane w imię przepychania się imperiów i robienia biznesu. Ta sytuacja jeszcze raz pokazuje, że stabilny Bliski Wschód nie jest na rękę kapitalizmowi i światowym potęgom militarnym.