Deportacja
Wydarzenia z końca 1938, które chcę tu zrelacjonować i skomentować, stały się niejako preludium do zagłady Żydów w ogarniętej antysemityzmem Europie. Żaden z autorytarnych reżimów, w tym przedwojenne władze polskie, nie chciały tolerować ich na swoim terenie. Zmierzano do zmniejszenia liczby Żydów w Rzeczpospolitej, a także pozbawienia obywatelstwa polskiego Żydów pochodzących z ziem polskich, a przebywających w tym czasie poza krajem, głównie na terenie Niemiec. Pochodzili oni przeważnie z Galicji. We wrześniu 1938 r. polski rząd wydał dekret, na mocy którego obywatele Rzeczpospolitej mieszkający na stałe poza jej granicami, mieli obowiązek potwierdzić swoje obywatelstwo. W wyniku braku potwierdzenia miało zostać im ono zabrane. Wielu polskich Żydów, mieszkających w Niemczech, nie zareagowało na ten wymóg. Miało to skutkować utratą obywatelstwa polskiego od dnia 1 listopada 1938 r. Z kolei władze niemieckie nie chcąc posiadać na swoim terytorium kilkunastu tysięcy żydowskich bezpaństwowców, postanowiły w tajemnicy przed sąsiadem, przymusowo deportować ich do Polski. Ochrona tych ludzi przed statusem bezpaństwowców, była oficjalną wykładnią nazistowskiej propagandy, kiedy komentowała ona wydarzenie, które mały wkrótce nastąpić. W dniach 28 i 29 października 1938 r. Niemcy deportowali w kilku miejscach przez polską granicę 17 tys. polskich Żydów („Polenaktion”).
Rankiem z dworca granicznego ze Zbąszynka zadzwoniono na dworzec po przeciwnej, polskiej stronie, w starym Zbąszyniu z zapytaniem, czy Polacy mogliby przyjąć pociąg specjalny. Oczywiście – nadeszło w odpowiedzi – pociąg może wjechać. Peron był wolny. Na peronie zebrali się polscy celnicy i policjanci, w celu przeprowadzenia stosownych kontroli. Wkrótce pociąg nadjechał. A w środku siedzieli Żydzi. Nic innego nie było w środku. Tylko sami Żydzi, a do tego jeszcze Żydzi z polskim obywatelstwem, którzy mieszkali w Niemczech. Ich obywatelstwo miało jednak wygasnąć już następnego dnia. **
Ponad 6 tys. z nich trafiło właśnie do przygranicznego Zbąszynia. Niektóre opracowania wspominają nawet o 10 tys. osób, które znalazły się wtedy w tym mieście. Być może wynika to z faktu, że Niemcy wypędzali też Żydów w okolicach pobliskiego Trzciela (Tirschtiegel) i niektórzy historycy sumują te liczby. W samym Zbąszyniu w ciągu 28 i 29 października 1938 roku zarejestrowano 6.074 wypędzonych. Tych, którzy przybyli koleją przetrzymywano w wagonach, przepędzonych piechotą przez granicę, kierowano do opuszczonych koszar kawalerii i budynków dworcowych. Przez pierwsze dwa dni Żydzi – po rejestracji – mogli swobodnie wyjechać do krewnych w głębi Polski. Uczyniło tak 2.336 osób.
Jednak 31 października o godz. 15:30 drogi wyjazdowe ze Zbąszynia i dworzec zostały obstawione posterunkami policji, a rząd ogłosił Zbąszyń miastem zamkniętym i zakazał Żydom wyjazdów. Wielu z nich opuszczało miasto wbrew postanowieniom władz polskich, korzystając z pomocy mieszkańców. Nielegalnym szmuglem przez blokady zajmował się m.in. nieżyjący już dziś mieszkaniec Zbąszynia Aleksander Dura. Według świadków przemycił kilkadziesiąt osób. Wydostanie się poza blokadę Zbąszynia nie było gwarancją sukcesu. Lotne patrole polskiej policji wyławiały uciekinierów nawet w Poznaniu, m.in. na lotnisku czy dworcu kolejowym. Tak więc Zbąszyń stał się czymś w rodzaju obozu internowania, w którym przetrzymywano obywateli polskich, którzy nie popełnili żadnych wykroczeń poza jednym – byli Żydami. Rząd miał nadzieję, że Żydzi wrócą do Rzeszy. Obóz w Zbąszyniu był swoistego rodzaju kartą przetargową w negocjacjach z Niemcami. *
Tymczasem sytuacja w mieście była coraz bardziej tragiczna. Przetrzymywanych kwaterowano w budynkach dworca, koszarach, młynie Grzybowskiego, w budynku byłego gimnazjum na Pl. Wolności, miejskiej sali gimnastycznej, strzelnicy, synagodze. Około 700 osób znalazło schronienie w domach prywatnych. Wydatnej pomocy wypędzonym udzielił powstały Żydowski Komitet Pomocy Wysiedlonym. Kierowali nim przybyli z Warszawy Emanuel Ringelblum i Yitzak Gitterman. Komitet wspierany przez Joint Distribution Committee miał swoją siedzibę w willi przy ul. 17 Stycznia 1920 nr 37. W pierwszych dniach również i miejscowa ludność, często bezinteresownie, udzielała pomocy pozostawionym samym sobie Żydom. Wsparcie to miało charakter prywatny i indywidualny. Dodatkowo na terenie kraju utworzono kilkaset komitetów pomocy, których zadaniem było zbieranie funduszy. Sama pomoc państwa była symboliczna, co przyczyniło się do tragicznej sytuacji przetrzymywanych.
Kryształowa noc
7 listopada 1938 r. Żydzi wysłali do Ministerstwa Spraw Zagranicznych i prezydenta Ignacego Mościckiego jednobrzmiące listy, w których m.in. pisali: Od 10 dni znajdujemy się w straszliwych, niemożliwych do zniesienia warunkach, osadzeni w starych, drewnianych stajniach o przeciekających dachach. Jesteśmy wraz z dziećmi, starcami i kobietami narażeni na dotkliwe zimno i pozbawieni najprymitywniejszych potrzeb (woda, oświetlenie itp.). [...] W każdej chwili grozi nam wybuch epidemii, która w panujących warunkach może spowodować katastrofę. Zamknięci w barakach i pozbawieni wolności osobistej, nie mamy możliwości komunikowania się ze światem zewnętrznym. [...] W imię naszych praw [...] błagamy cię panie prezydencie o litość nad nami.
Świadkowie relacjonowali: „Od czasu do czasu niemiecka policja prowadziła dochodzenie w sprawie polskich Żydów, którzy nie zostali na czas zarejestrowani. Ponieważ termin określony w ustawie już minął i Polska wzbraniała się, by ich przyjąć, byli oni po prostu wypędzani przez zieloną granicę, a potem Polacy odsyłali ich z powrotem. Ci biedni ludzie byli dręczeni i przeganiano ich tam i z powrotem. Często nie wytrzymywali takiego traktowania i umierali. Kilkoro pochowano w Heidemühle koło Pszczewa ....**
Te tragiczne przeżycia zostały opisane i wysłane do Paryża przez Sendela Grynszpana. W stolicy Francji przebywał jego syn Herszel, który w odruchu bezsilnej wściekłości 7 listopada 1938 r. śmiertelnie postrzelił radcę ambasady niemieckiej Ernsta von Ratha. Wydarzenie to posłużyło nazistom jako pretekst do zorganizowania na terenie całej Rzeszy antyżydowskich pogromów znanych jako „Noc Kryształowa” (Kristallnacht). W ich wyniku w nocy z 9 na 10 listopada 1938 r. zniszczono kilkaset synagog oraz wiele żydowskich domów i sklepów. Był to niewątpliwie najsłynniejszy przedwojenny akt przemocy wobec Żydów, a zarazem zapowiedź tragedii, jaka rozegrała się kilka lat później.
Ostatni statek
Jak dalej czytamy w opracowaniach - od początku 1939 r. sytuacja nieco się unormowała. 24 stycznia 1939 r. dobiegły końca negocjacje polsko-niemieckie. Niemcy pozwolili niektórym deportowanym powrócić do Rzeszy, aby ci mogli zakończyć swoje sprawy, Polacy zaś zgodzili się przyjmować stopniowo wypędzonych. Najczęściej stawianym warunkiem opuszczenia Zbąszynia był fakt posiadania rodziny w głębi kraju. Wcześniej krewni przetrzymywanych musieli zadeklarować chęć udzielenia pomocy danej osobie. Część zatrzymanych nie chciała pod żadnym pozorem zostawać w Polsce i marzyła tylko o wyjeździe do innych krajów, najlepiej poza Europę. Akcje antysemickie hitlerowskich Niemiec, antysemityzm w Polsce, jak i natężenie wrogich postaw w innych krajach, wzmagały w środowiskach żydowskich poczucie osamotnienia, osaczenia i fizycznego zagrożenia. Prasa żydowska pełna była relacji o ekscesach antysemickich. Rozprawiano o tym na ulicach. Państwowi funkcjonariusze prowadzili ulicami Niemiec pierwsze zastępy Żydów do obozu koncentracyjnego w Dachau, gdzie do tej pory katowano opozycjonistów lewicowych, związkowców, nieprawomyślnych artystów. Narastający lęk zmieniał perspektywę patrzenia na życie, a także paraliżował. Szczególnie wobec zamykania się kolejnych możliwości, także emigracji.
Od 1937 roku władze brytyjskie wprowadziły drastyczne ograniczenia dla osób chcących imigrować do Palestyny. Zwołana z inicjatywy USA w czerwcu 1938 konferencja w Evian-les-Bains, w dużym stopniu zamykająca granice wielu państw europejskich, Ameryki i Australii przed imigrantami żydowskimi, była dodatkowym sygnałem obojętności społeczności międzynarodowej wobec uchodźców zagrożonych nazizmem. ***
Z czasem życie przetrzymywanych w Zbąszyniu unormowało się na tyle, że pomyślano o wznowieniu życia religijnego. W związku z tym, że w zbąszyńskiej synagodze mieszkało około 100 deportowanych, wynajęto restaurację przy pl. Wolności. Pikanterii wydarzeniu dodawał fakt, że właścicielem obiektu był Niemiec. Tak więc wynajęta od Niemca restauracja pełniła przez kilka miesięcy funkcję tymczasowej synagogi, co wywołało wielkie zaskoczenie i zdziwienie mieszkańców miasta. Innym wydarzeniem mającym cechy normalności był towarzyski mecz piłkarski rozegrany 4 grudnia 1938 r. pomiędzy miejscowym klubem „Obra” a klubem „Maccabi” złożonym przez deportowanych do Zbąszynia Żydów. Żydzi wygrali 3:2, co było sporym zaskoczeniem w mieście i pociągnęło za sobą antysemickie wypowiedzi w lokalnej prasie. Być może dlatego więcej meczów już się nie rozegrano.
Stopniowo, od lutego 1939 r. liczba przetrzymywanych Żydów zmniejszała się. W czerwcu 1939 r. w Zbąszyniu przebywało jeszcze ok. 2.800 zatrzymanych. Oficjalnie obóz dla Żydów został rozwiązany na kilka dni przed wybuchem II wojny światowej. Wtedy też pozwolono wyjechać z miasta wszystkim przetrzymywanym tam Żydom. Nie wszyscy zdołali jednak opuścić miasto i dostali się w ręce nazistów. Deportowano ich do gett i obozów na terenie okupowanej Polski. W 1941 r. Niemcy utworzyli w Zbąszyniu obóz pracy, w którym przytrzymywano Żydów z Generalnej Guberni. Większość z nich zmarła z wycieńczenia lub została zamordowana. *
„Czasem walizka nie jest symbolem podróży”
Czasem jest to wszystko co masz, wszystko co pozwolili ci zabrać, gdy przyszli nad ranem i wyrzucili z domu. Co możesz spakować do jednej walizki, żeby zachować tożsamość, historię życia, godność? Ile to już razy, niewyobrażalne zło zaczynało się od wyrzucenia ludzi z domu i jednej walizki w rękach wygnańców. Jedna z największych lekcji historii zawiera się w takim jej zapamiętaniu, aby umieć rozpoznać jej powracające cykle, a gdy łączą się one z cierpieniem, potrafić się im przeciwstawić. *****
Wysiadam na dworcu i gdybym nie przyjechał specjalnie w tym celu to bym, jak większość podróżnych, przemknął bokiem, omijając nie pasujące do skali miasteczka spore budynki dworcowe, które wraz z całą infrastrukturą zdołałyby obsłużyć ruch w mieście 50 razy większym niż obecny Zbąszyń.
Te cztery zabytkowe perony, których mogła by pozazdrościć Zbąszyniowi każda większa aglomeracja, stały się jesienią 1938 roku areną dramatu. Był to moment który zapisać powinien Zbąszyń wielkimi zgłoskami w dziejach Polski. O tym powinno uczyć się w szkołach, kształtując następne pokolenia i wydobywając z naszej historii to, co uczłowiecza, a nie to, co budzi nienawiść, ksenofobie, poczucie krzywd i rewanżyzm narodowy. Ale może właśnie to zaburzyło by status quo i byłoby przyczynkiem do zadania niewygodnych pytań o to, jak rozumiemy polskość? Jaką obecnie popieramy politykę UE odnośnie uchodźców? Jak wyglądają warunki w ośrodkach izolacji dla uchodźców? Czy tragedia która się rozegrała na ówczesnej granicy II RP nauczyła nas czegoś? Czy tak naprawdę różnimy się czymkolwiek od maszerujących w brunatnych koszulach bojówkarzy, bezdusznych urzędników wykonujących polecenia wynikające z przepisów, albo polityków rozgrywających swe partie ludzkimi losami?
Gdy piszę te słowa na peronie dworca w Zbąszyniu, w większości ośrodków dla uchodźców w Polsce trwa strajk głodowy przetrzymywanych. Dochodzą z nich informacje, że próbuje się go złamać biciem, izolatkami i rażeniem prądem. Na granicach całej strefy Shengen pogranicznicy i Frontex broni granic otwierając nieraz ogień z broni do ludzi przemycanych łodziami z Afryki i Azji Mniejszej. Na granicy z Turcją powstaje mur i pole minowe mające odgrodzić Europę. Kolejny dzień przetrzymywani są w więzieniach izraelskich ludzie płynący statkami Flotylli Wolności do izolowanej Gazy. Zastali zatrzymani bezprawnie na wodach międzynarodowych.
Czyściciele czyszczą kamienice z lokatorów, a urzędnicy miejscy zsyłają biedaków do kontenerów nie bacząc na to czy są starcami, inwalidami, kobietami w ciąży, rodzicami z dziećmi. Eksmisje trwają! Masz wybór: kontener, albo bruk.
Czy na pewno chcemy pamiętać o przyzwoitości ludzkiej? Tej zwykłej, najzwyczajniejszej, którą wbrew duchowi swoich czasów okazali Zbąszynianie. Czy chcemy wyciągać lekcje z historii i przeciwstawiać się złu? Prawda boli, a trudno być bohaterem na co dzień bez machania szabelką w czapce z orzełkiem w koronie... bezduszność państwa, instytucji miejskich, dyktat własności prywatnej, ksenofobia, „my – oni”. Czy zapukają nad ranem do twoich drzwi? Masz przygotowaną walizkę?
Poza jednym wzruszającym napisem umieszczonym na dworcu, nie znajdziemy w Zbąszyniu zbyt wielu śladów tamtej tragedii. Można za to obejrzeć pomnik Karolka, jak to w roku 1960 wiosłował na szlaku Obry. Taaaa ...! Też ci powód . No właściwie do czego? Nie umiem sobie na to odpowiedzieć. Kult jednostki?
Owszem ludzie pytani wiedzą o co chodzi. Raz na 5 lat organizowane są przez gminę obchody rocznicowe. Jest nawet projekt na coś w rodzaju pomnika w kształcie walizki, ale kasy nie ma. Ale w temat angażuje się coraz więcej stowarzyszeń, prywatnych ludzi, trochę tak, jak w 1938.
Może w tym wszystkim chodzi też o to, że w temat umoczony był aparat państwowy II RP i że ludzie zdali egzamin, ale nie państwo? Może kolejny raz trudno jest mówić o tym, że idee endeckie i narodowe tak mocno w tych latach wpływały na politykę państwa, zwłaszcza tu – w Wielkopolsce. To co myśleli Polacy na temat Żydów, nie odbiegało zbytnio od tego, co myślano po stronie naszej zachodniej granicy? Może lepiej to przemilczeć. Bo co będzie można powiedzieć przy kawałku tortu na imieninach u Ciotki, gdy kolejny raz usłyszy się historię jak to śp. Wuja, będąc w wojsku przed wojną, obcinał Żydom brody bagnetem, a śp. Dziadek za młodu nawet został zawinięty na komisariat za bicie Żydów na poznańskim dworcu, zamiast być obecny w tym samym czasie na chrzcie swej córki? Może to byli „ci Żydzi”, ze Zbąszynia? Może pod paznokciami mamy tego rodzinnego brudu zbyt wiele, aby pamiętać o tym, że istnieli? Może dlatego łatwiej nam żyć w, zafundowanym przez Stalina, homogenicznym państwie jednego narodu?
Epilog
Na początku lipca 2012 odwiedził Zbąszyń Allan Reich, reżyser z Londynu wraz z operatorem Bjornem Ventrisem. Rozpoczęli wstępne zdjęcia do filmu dokumentalnego: „Ostatni okręt do wolności”. Ojciec Allana i najbliższa rodzina przebywali w Zbąszyniu jako wypędzeni z Niemiec polscy Żydzi - od października 1938 do sierpnia 1939 roku. Kanwą opowieści filmowej będzie pamiętnik żyjącej jeszcze dziś pielęgniarki, która towarzyszyła dzieciom żydowskim w ich podróży ze Zbąszynia, przez Gdańsk, do Anglii - ostatnim transportem morskim przed wybuchem II wojny światowej. Dzięki poszukiwaniom Fundacji TRES w IPN, wiemy już gdzie w Zbąszyniu mieszkała rodzina Reichów. Niezwykle symbolicznie okazało się, że nad wejściem do domu, od strony ulicy, widnieje dekoracja przedstawiająca okręt na wzburzonym morzu. Podczas kolejnej wizyty filmowców, zaplanowanych na jesień tego roku, towarzyszyć im będzie amerykańska pisarka Nicolle Krauss, autorka „Wielkiego domu” – powieści wydanej po polsku w 2011 roku. Jedna z bohaterek książki wspomina pobyt w Zbąszyniu.
W swych poszukiwaniach filmowcy z Anglii natrafili na bardzo interesujące archiwalne zdjęcia sali gimnastycznej w Zbąszyniu zaadaptowanej jako tymczasowe lokum dla setek dzieci żydowskich. Dotarli też do starszych dziś ludzi, którzy jako dzieci przebywali w Zbąszyniu. W filmie usłyszymy ich wspomnienia. *****
Przypisy:
* http://www.sztetl.org.pl/pl/article/zbaszyn/5,historia/?action=view
** K. Hielscher, Żydowska tragedia. „Polscy Żydzi” jesienią 1938 roku w Zbąszyniu, Herne 1989
*** Historia Żydów w Polsce - krótki wykład. Część XXV,Czas przełomu – wobec nadciągającej Zagłady Artykuły tworzy zespół Wirtualnego Sztetla na podstawie materiałów zgromadzonych przez Stowarzyszenie Żydowski Instytut Historyczny w Polsce na potrzeby Wystawy Głównej Muzeum Historii Żydów Polskich.
**** fragment ten pochodzi z baneru pamiątkowego z dworca w Zbąszyniu
***** www.zbaszyn1938.pl