Właśnie od sprostowania informacji o zakończeniu kryzysu na polsko-białoruskiej granicy rozpoczęło się spotkanie. Aleksandra Chrzanowska, która pracuje w Stowarzyszeniu Interwencji Prawnej i związana jest z Grupą Granica, podkreśliła, że liczba osób, które nadal starają się przedostać przez granicę, tylko nieznacznie się zmniejszyła. Główne zainteresowanie tą sprawą mediów, opinii publicznej i władz przypadło na początek 2022 roku i miejscowość Usnarz. Jednak wprowadzenie stanu wyjątkowego, łączącego się głównie z brakiem możliwości relacjonowania wydarzeń na granicy przez media i utrudnieniami w niesieniu pomocy, w ogóle nie rozwiązało kryzysu humanitarnego. Po prostu go ukryło, zmniejszyło zainteresowanie nim i pozwoliło wdrożyć rozwiązania pozorne w postaci kuriozalnej, drogiej i nieskutecznej przeszkody z zasieków i słupów, swoistego muru mającego rzekomo chronić granicę.
Ruch uchodźców na granicy szybko wykazał nieskuteczność owej przeszkody, dość łatwo forsowanej różnymi metodami. Jej istnienie zapewne naraża na dodatkowe niebezpieczeństwo, może skutkować kontuzjami przy jej pokonywaniu czy wybieraniem bardzie ryzykownych tras przez tereny podmokłe. Entuzjaści budowy tego rodzaju przeszkód na granicy, zdają się jednak nie rozumieć, że przedostanie się do Europy poprzez polsko-białoruską granicę jest i tak zdecydowanie bezpieczniejsze niż inne trasy, choćby drogą morską, gdzie ryzyko śmierci jest wielokrotnie większe. Osobnym tematem jest też brak zrozumienia, że osoby, które próbują się dostać do Europy uciekają z rejonów, gdzie grozi im śmiertelne niebezpieczeństwo – stąd ich determinacja, by podejmować wielokrotne nawet próby. Do miejsc które opuścili nie ma dla nich powrotu. W tym miejscu dyskusji duże znaczenie miał głos aktywistek: Agaty Ferenc (Fundacja Ocalenie) i Katarzyny Pietrzykowskiej ( No Borders Team ). Obie starały się nakreślić, jak wygląda bezpośrednia pomoc wolontariuszy i aktywistów dla osób, którym udaje się sforsować granicę. W głównej mierze są one niestety narażone na brutalność ze strony różnych formacji mundurowych. Często nie można nawet określić, czy ma się do czynienia ze strażą graniczną czy z wojskiem, tak w każdym razie było w czasie trwania stanu wyjątkowego. Uzbrojone formacje patrolowały rejon przygraniczny z dużą dozą poczucia wszechwładzy i bezkarności. O ich postawie sporo mówiła Agata Ferenc, która została zatrzymana, wraz z innymi aktywistami, przez jeden z takich patroli . I choć po czasie sąd uznał, że zatrzymanie było legalne, ale przeprowadzone nieprawidłowo, samo zachowanie służb bardzo wiele mówi o tym, jak wygląda polityka graniczna.
Oczywiście przedstawiciele służb mundurowych zupełnie nie znają przepisów prawa, czy to przysługujących uchodźcom czy to mających zastosowanie w warunkach stanu wyjątkowego, wobec obywateli RP chcących udzielić im pomocy. Warto pamiętać, że rosnący bilans ofiar śmiertelnych w pasie granicznym, powinien jasno wskazywać, że jest to pomoc niezbędna, ratująca życie. Działania mundurowych niestety utrudniają lub wręcz uniemożliwiają taką pomoc, a ich główne tłumaczenie sprowadza się do tego, że „wykonują rozkazy” i działają w fałszywym przekonaniu, że to oni „mają prawo”. Konsekwencję tego typu buty i arogancji są niestety, jak wiemy, straszne. Co ważne spotkanie ze służbami granicznymi kończy się często nielegalnymi wypchnięciami – tzw. push back – na teren Białorusi. Wielokrotnie pogranicznicy z obu stron zawracają te same grupy i osoby, narażając je na śmiertelne niebezpieczeństwo, stosując wobec nich groźby i przemoc. I ponownie dzieje się to w całkowitym poczuciu bezkarności przedstawicieli owych formacji, w oficjalnej narracji stara się wręcz utrzymywać przekonanie, że mamy do czynienia z „obroną granicy”, działaniami niezbędnymi i potrzebnymi.
W rządowej narracji osoby, które starają się pomagać uchodźcom prezentuje się jako „pożytecznych idiotów”, „pomocników Kremla”, „szkodzących”. Znamienne jest, że w momencie wybuchu wojny w Ukrainie ci sami aktywiści i aktywistki, po udaniu się na granicę polsko-ukraińską, spotykali się z zupełnie inną reakcją służb. Tu pomoc i wsparcie było traktowane jako oczywistość. Do dziś taka dysproporcja w reakcjach na uchodźców z różnych rejonów się utrzymuje. Uciekający choćby z obszaru Syrii, także byli narażeni na śmierć pod bombami zrzucanymi prawdopodobnie z tych samych rosyjskich samolotów (władze rosyjskie wspierają i wspierały militarnie działania syryjskiego dyktatora Baszara al-Asada). Trudno tę dysproporcję wyjaśnić inaczej niż utrwalanym rasizmem. Różnice sprowadzają się również do tego, co dzieje się z osobami, którym udaje się przekroczyć granicę. Jedni mogą liczyć, przynajmniej na razie, na przychylne traktowanie, możliwość wynajmu mieszkania i podjęcia pracy, inne grupy narodowościowe i etniczne trafiają do zamkniętych ośrodków dla uchodźców i warunków parawięziennych. To skandaliczne warunki w owych ośrodkach skutkują coraz silniejszymi protestami przetrzymywanych tam osób, łącznie z najdramatyczniejszymi formami protestów w postaci strajków głodowych.
Omówienie całego spektrum polityki migracyjnej, zajęłoby na spotkaniu zbyt wiele czasu. Potrzebny był pewien moment refleksji, by pokazać, że polityka wobec uchodźców to nie tylko problem czasu obecnego, ale również minionego. Właśnie dlatego ważnym głosem w całym spotkaniu, i też w końcu istotną części pomysłu na nie i na towarzyszącą mu wystawę, było przywołanie historycznego obozu z Zbąszyniu. „28 października 1938 r. w odległości kilometra od polsko-niemieckiej granicy pod Zbąszyniem patrolujący teren polscy policjanci natknęli się na ponad 650-osobową grupę osób przekraczających ,,zieloną granicę”: przerażonych, zmęczonych ludzi z walizkami i małymi dziećmi na rękach.”. Tak zaczyna się historia polskiego obozu przejściowego w Zbąszyniu dla uchodźców z obszaru III Rzeszy, którzy znaleźli się na terenie ówczesnej Polski. Ową historię naświetlił Wojciech Olejniczak (Fundacja TRES / Zbąszyń). Obóz funkcjonujący niemal do września 1939 r., zgromadził ludność pochodzenia żydowskiego, w części mającą nawet podwójne obywatelstwo (tym drugim było polskie). Na co warto zwrócić uwagę, a co jeszcze rzadziej jest przypominane niż samo istnienie owego obozu, skandaliczne warunki jakie w nim panowały, brutalność służb granicznych i nieudolność urzędników, to tło historyczne.
Zaledwie kilka miesięcy wcześniej rada miasta niewielkiego Zbąszynia, w którym zamieszkiwało jedynie kilka żydowskich rodzin, wprowadziła zakaz wstępu na miejską plażę przy jeziorze Błędno dla osób pochodzenia żydowskiego. Ten smutny i zapomniany epizod nie przeszkadza jednak w budowaniu propagandowych narracji. W ich ramach niemal wszyscy mieszkańcy Polski zachowywali się szlachetnie i heroicznie, szczególnie niosąc pomoc swoim niedawnym żydowskim sąsiadom, jak i tym zwożonym z całej Europy do obozów i gett przez okupanta.
Rys historyczny uświadamia, że dziś wsparcie uchodźców nie wymaga już heroizmu i nie niesie ze sobą, na szczęście, takiego ryzyka. A jednak wprowadzenie stanu wyjątkowego na polsko-białoruskiej granicy, skutecznie zmniejszyło zainteresowanie mającą tam miejsce sytuacją. Dziś docierają do nas jedynie informacje o kolejnych ofiarach śmiertelnych znalezionych w przygranicznych lasach. Znacznie mniej rezonują nawet informacje dotyczące tego, że ofiary te mogłyby zostać uratowane, gdyby nie brak działania lub opieszałość w działaniu służb granicznych. Wywołało to dość długą dyskusję o indywidualnej odpowiedzialności samych funkcjonariuszy, o tym jak reagować i działać, by złamać to złowrogie tłumaczenie o „wykonywaniu rozkazów”. Nawet prawo zezwala na odmowę wykonywania rozkazów, które skutkują popełnieniem przestępstwa. Nie sposób uznać, że nieudzielanie pomocy ( i/lub uniemożliwienie jej udzielenia ) osobom znajdującym się w niebezpieczeństwie, utraty zdrowia lub życia takowym przestępstwem nie jest.
Swoistym zakończeniem spotkania była podjęta przez Marka Dulskiego (Pomagamy Sportowo, Stowarzyszenie Lepszy Świat) próba porównania działań, jakie są i były podejmowane na rzecz uchodźców w innych rejonach Europy, gównie w obozach dla uchodźców w Grecji i we Włoszech. Pozwoliło to podkreślić, że niestety w całej Unii Europejskiej formułuje się zupełnie nieskuteczną politykę uszczelniania granic, co nie tamuje ruchu migracyjnego, a jedynie czyni go bardziej niebezpiecznym. Europejska forteca w obliczy narastających globalnych problemów, kryzysu klimatycznego czy kolejnych konfliktów zbrojnych, nadal będzie rejonem, w którym osoby, wobec ryzyka utraty życia, będą szukać ochrony. Nie jest możliwe, by w ciągu jednego spotkania znaleźć rozwiązanie tak złożonego i wieloaspektowego problemu. Zwrócono jednak uwagę na to, jak ważna jest w tym momencie także ponadnarodowa wymiana doświadczeń pomiędzy grupami czy stowarzyszeniami działającymi na rzecz osób uchodźczych, a tej niestety brakuje lub jest niewystarczająca.
Tamtego wieczora rozeszliśmy się ze sporą dawką informacji, ale też silnym poczuciem, że osoby, które przekraczają granicę są na różnych etapach narażone na uprawomocnianą przemoc. Fatalnie wyglądają też działania nawet wobec na pozór akceptowanych uchodźców z Ukrainy. Przykładem może być tu choćby konflikt, jaki miał niedawno miejsce w związku z pobytem uchodźców w poznańskim hotelu Ikar . W momencie domagania się zabezpieczenia fundamentalnych potrzeb, jak choćby dachu nad głową, reakcją właściwych władz jest najczęściej – w najlepszym wypadku – obojętne milczenie i bezradne rozkładanie rąk, ale też niestety coraz częściej buta zmieszana z arogancją („goście powinni umieć się zachować”), a nawet groźbami (zakończenia udzielania pomocy, braku alternatywy wobec formułowanych rozwiązań). Najmocniej jednak widać brak pomysłu na długofalowe rozwiązania, brak chęci przewidywania skutków konkretnych działań. „Jakoś to będzie” nie może być odpowiedzią na napływające grupy uchodźców, które wymagają pomocy długoterminowej, a nie jedynie doraźnej.
Ważne jest jednak, by również z uwagi na wszelkie przykre konkluzje dyskusji o migracjach i polityce wobec migrantów, nie zaprzestawać działań, współpracy, wymiany informacji i doświadczeń. Poczucie, że na dziś opinia publiczna zapomniała o tym, co dzieje się na granicy nie może skutkować brakiem wspólnych działań, które mogłyby przypomnieć nam o istocie i wadze mających tam miejsce zdarzeń. To jedynie ułatwia przemilczanie lub utrwalanie fałszywych obrazów, służących utrzymaniu obecnej, przesiąkniętej przemocą polityki granicznej. Nie będzie na to naszej zgody.
Zapraszamy na spotkanie 18 marca o godz. 18:00 Teatr 8 dnia - #solidarnie_z_ludźmi_w_drodze