Protest odbywał się z powodu absurdalnej decyzji sądu poprzedzonej zażaleniem prokuratury. Członkini kolektywu “Stop Bzdurom” trafiła do aresztu na dwa miesiące w związku z zarzutem zniszczenia mienia wartości kilku tysięcy złotych. Sprawa dotyczy zatrzymania i dewastacji „prowokacji na kółkach”, czyli samochodu fundacji “Pro- Prawo do Życia”(sic!), który propagował fałszywe i obraźliwe informacje na temat środowisk LGBT+. Forma piątkowego protestu polegała głównie na biernym oporze w postaci sittingu i tańca. Policja do rozpędzenia protestujących użyła pałek. W sieci krążą relacje z tego wydarzenia, na których widać uciekające, leżące lub stojące osoby - przepychane, bite i dociskane do ziemi przez policję.
Nie jest to pierwszy raz, kiedy funkcjonariusze decydują się na tego typu środki wobec pokojowo protestujących osób. Jest to natomiast pierwszy od dawna tak duży pokaz siły i instrumentalizacji prawa przez policjantów. Dają nam jasny przekaz - każdy przejaw nieposłuszeństwa będzie kończyć się bólem, a następnie postawieniem zarzutów. Ucierpią nie tylko ci, którzy wyrażają swój sprzeciw, ale też przechodnie czy przypadkowe osoby, tak aby każdy wiedział, iż należy trzymać się z dala od nich i sprawy, o którą walczą!
Każda władza potrzebuje kozła ofiarnego, a im trudniej jest się przy tej władzy utrzymać, tym wyrazistszy musi on być. Ma odwracać uwagę od spraw podstawowych dla naszego bytowania, od tego jak bardzo niesprawiedliwy jest system, w którym żyjemy. Tym kozłem zostały teraz osoby LGBT+. Są one - tak jak 5 lat temu uchodźcy - demonizowane, poniżane, odczłowieczane, przedstawiane jako zagrożenie dla „normalnych” obywateli. Dzięki tego typu zabiegom, przemoc do jakiej dopuścili się w piątek policjanci jest przez wielu postrzegana jako konieczna, jako sposób ochrony społeczeństwa przed “Wielkim Złem” czyhającym na sacrum tradycyjnego modelu rodziny i polskie dzieci. W ten sposób usprawiedliwia się rażące nadużycia, a nawet bezrefleksyjnie im przyklaskuje.
Rząd uczy się nas kontrolować - zabiegi, jakie stosuje są znane od dawna i działają zarówno w autorytarnych jak i “demokratycznych” krajach o większej tradycji sprzeciwu społecznego. Władza wykorzystuje do tego nas samych, zagłuszając głosy sprzeciwu i silnie antagonizując społeczeństwo. Liczy też na to, że zamkniemy się w łatwych do pacyfikacji „grupach jednej sprawy” i nawołując na przykład do poszanowania praw osób ze środowisk LGBT+ nie dostrzeżemy niesprawiedliwości dotykających innych grup. Mogą to być mniejszości, takie jak białoruska, która w przededniu kolejnych "wygranych" przez Łukaszenkę wyborów domaga się także w Polsce wsparcia i solidarności; pracownice i pracownicy z Ukrainy, wobec których często nie ma zastosowania zarówno polski kodeks pracy, godziwe płace czy przynależny każdemu człowiekowi szacunek; "Janusze", „Grażyny”, „Sebiksy i Dżesiki", wobec których formułuje się cały wachlarz klasowych uprzedzeń i oskarżeń o socjalną roszczeniowość oraz wiele innych grup. Podzielonymi łatwiej jest rządzić i podzielonych łatwiej represjonować. Nie pozwólmy więc, aby dalej nas dzielono.
Nigdy nie będzie naszej zgody na policyjne represje wymierzone w społeczeństwo walczące o swoje elementarne prawa.
Byliśmy, jesteśmy, będziemy.
Niech płoną znicze...