I niejako na poparcie słów pisarki wystarczy przytoczyć przykład nie tych tysięcy wpisów wolontariuszek i wolontariuszy, alarmujących o większą pomoc państwa, zaangażowanie urzędników, realne wsparcie. Tu wystarczy przykład wpisu z oficjalnego fanpage Wielkopolskiego Urzędu Wojewódzkiego w Poznaniu. Urząd zwrócił się z apelem do mieszkańców o przynoszenie do punktu pomocowego, zorganizowanego w poznańskiej Arenie, wszelkiej ilości: "sztućców jednorazowych, kubków do wydawania napojów ciepłych, talerzy, misek do wydawania posiłków (każdy rodzaj), opakowań (na dania, na zupy).". Czy to jeszcze państwo z kartonu, czy już tylko z jednorazowych opakowań?
W zasadzie mamy do czynienia z analogiczną sytuacją jak na początku pandemii COVID-19. Rząd nie potrafił zabezpieczyć podstawowych środków ochrony nawet dla pracowniczek i pracowników ochrony zdrowia, brakowało wszystkiego, do tego stopnia, że ponownie to obywatelska aktywność ratowała sytuację. Organizowano zrzutki na sprzęt medyczny, zajmowano się dowożeniem wody i jedzenia dla przemęczonych pracowników/niczek szpitali, szyto maseczki. Musiało minąć sporo czasu, aby władze uznały, że sytuacja jest poważna. W tak zwanym miedzy czasie, mieliśmy afery z zakupami niesprawnych respiratorów, czy z propagandowym sprowadzaniem samolotów transportowych z maseczkami, które nie spełniały standardów. Cały czas zawodził też przekaz informacji. Rząd wprowadzał z pełną niekonsekwencją jedne restrykcje, inne łagodził, nie chcąc narażać się najwyraźniej własnemu elektoratowi przepełnionemu wiarą w teorie spiskowe i lekceważącemu pandemię, sam podtrzymywał absurdalne teorie, nie radził sobie nawet na polu podawania liczby zakażonych, wielokrotnie ogłaszał koniec zagrożenia, by później ponownie informować o wzroście zachorowań.
Jednocześnie władza absolutnie nie zapomniała o własnych potrzebach. Były minister zdrowia Łukasz Szumowski nie musiał obawiać się konsekwencji mimo zamieszania i afer, jakie towarzyszyły jego urzędowaniu. Ludzie pokroju Jacka Sasina czy Daniela Obajtka wykazujący się nieudolnością, stający się symbolami cwaniactwa, mogli spać spokojnie. Zresztą podobnie jak Mateusz Morawiecki zdecydowanie najbardziej zajęty zakupami i sprzedażą działek. Do tego dochodzi wykorzystywanie programu Pegasus do podsłuchiwania przeciwników politycznych, zaostrzona ustawa antyaborcyjna i jeśli ktoś nie pamięta to chęć wykorzystania pandemii do ograniczania prawa do zgromadzeń i protestów. Nie zapominano oczywiście o doposażeniu i dofinansowaniu służb mundurowych, bo widać bezpieczeństwo najważniejsze, szkoda, że chodziło tu głównie o bezpieczeństwo władzy. Zbudowano dodatkową zaporę dokoła budynku Sejmu, obecność radiowozów w okolicy willi na Żoliborzu to również nowy standard.
Ktoś może uznać, że tak jak pandemia była sytuacją nagłą tak wojna zwyczajnie zaskoczyła. Jednak takie myślenie jest z gruntu fałszywe. Pomijając fakt, że wiele analiz wskazywało na ryzyko globalnej pandemii - właśnie jako efekt globalizacji, ale także działań człowieka w zakresie degradacji środowiska naturalnego i przemysłowej produkcji żywności - sam czas na przygotowanie się do wystąpienia pierwszego przypadku COVID -19 był dość długi, ostrzeżenia o wybuchu epidemii w Chinach i nieuchronność jej przemieszczania się, nie powinny zaskoczyć rządzących. A jednak.
Konflikt i wojna na Ukrainie nie są również sytuacją nową. Jeśli jego eskalacja mogła być nie dla każdego jasna, to działania zbrojne trwają w tym rejonie od blisko ośmiu lat. Informacje wywiadowcze, przekazywane przez sojuszników również dawały czas na przygotowania. A jednak.
Co zamiast przygotowania się na falę uchodźców zajmowało władzę? Szczucie na uchodźców. Retoryka uderzająca w osoby uciekające przed wojną, szukające schronienia w miarę dostatniej i bezpiecznej Europie, towarzyszyła rządom Prawa i Sprawiedliwości od dawna. Przed "hordami barbarzyńców" dybiących na nasze "bogactwa" miały nas oczywiście uchronić rządy PiSu. Kiedy latem 2021 roku okazało się, że owe dzikie hordy to uciekających przed działaniami zbrojnymi m.in w Afganistanie czy Syrii rząd ponownie uderzył w znaną retorykę ochrony przed niebezpieczeństwem.
Nie miało znaczenia niesienie pomocy, przestrzeganie międzynarodowych konwencji - ważniejsze stało się przepychanie uchodźców między Polskimi a Białoruskimi pogranicznikami. Zrobiono wszystko, łącznie z wprowadzeniem w rejonie przygranicznym stale przedłużanego stanu wyjątkowego, by utrudnić działania pomocowe wolontariuszy, a nawet relacjonowanie sytuacji przez media. Uruchomiono całą machinę propagandową, by utrwalić obraz o złych uchodźcach, którym nie należy pomagać, bo - są za młodzi, zbyt dobrze ubrani, nie uciekają przed "prawdziwą wojną" (a nawet jeśli to nie powinni uciekać tylko walczyć), stanowią element wojny hybrydowej prowadzonej przez władzę Białorusi i Rosji, są nam obcy kulturowo, a więc niebezpieczni (islamofobiia dodatkowo wzmocniona zwykłym rasizmem).
Władzy kolejny raz udało się wygrać - bo mimo akcji wspierających, protestów i całego zaangażowania chcących pomagać uchodźcom grup i organizacji - retoryka ochrony granicy została przeforsowana. Na tyle skutecznie, że Polska jest w trakcie budowy muru na granicy, kuriozalnej, drogiej zapory, niosącej nie tylko druzgoczące skutki wobec ludzi szukających schronienia i w tym celu chcących przekroczyć granicę, ale także dla zwierząt i przyrody (postępująca wycinka pod samą budowę, jak i bariera dla zwierząt). Działania władzy na granicy kosztowały życie przynajmniej kilkudziesięciu osób, o których wiemy, w tym dzieci.
Kryzys migracyjny pozwolił obnażyć również fatalne warunki, jakie panują w ośrodkach dla uchodźców. Zamknięte ośrodki, bliższe w swojej formie więzieniom niż miejscom mającym zapewnić pomoc i schronienie dla osób, które już uciekły z miejsc zagrażających ich zdrowiu i życiu. Izolacja, słabe wyżywienie, brak perspektyw i wielomiesięczne oczekiwanie pełne niepewności. A to wszystko w państwie, które usiłuje pozować na państwo europejskie, cywilizowane i dostatnie.
W takiej właśnie atmosferze do Polski trafia już ponad 1,7 miliona uchodźców z Ukrainy. Olbrzymia fala pomocy, z jaką się spotykają to ponownie nie działanie państwa, ale oddolny obywatelski akt solidarności. Niestety jest on zrywany przez tych, którzy w fali uciekających poszukują osób niepasujących do wzorca etnicznego. Wychodzi na to, że jeśli uciekasz przed działaniami wojennymi np w Syrii gdzie bomby zrzucane są także przez Rosyjskie samoloty, to mimo wszystko nie zasługujesz na taką samą pomoc i wsparcie jak mieszkanki i mieszkańcy choćby Charkowa. Do pierwszych prób szczucia na uchodźców zachęcali choćby politycy Konfederacji w tym Krzysztof Bosak apelujący o zwracanie uwagi czy osoby na granicy na pewno uciekają z Ukrainy. Rozpowszechniane fake newsy o fali przestępczości w Przemyślu poskutkowały atakami grup młodych mężczyzn na osoby o odmiennym kolorze skóry, na szczęście dość szybko powstrzymane. Naiwnością byłoby uznać takie sytuacje, za odosobnione przypadki, a nie efekt wcześniejszej propagandy, od lat podsycanego nacjonalizmu, ksenofobii i antyuchodźczej retoryki.
W obecnej sytuacji docierają również pierwsze sygnały o antyrosyjskich incydentach. Oczywistym jest, że wojna napastnicza rozpętana przez Władimira Putina jasno wykazuje, kogo należy uznać za wroga i w jaką stronę kierować sympatię. A jednak informacje o szykanach, jakie spotykają osoby rosyjskojęzyczne (bo nawet kraj pochodzenia nie ma większego znaczenia, za identyfikację odmienności wystarczy język) w tym dzieci w wieku szkolnym, powinien budzić obawy. Szczególnie w momencie gdy jesteśmy zupełnie na początku drogi, kiedy nie okrzepły nawet pierwsze emocje. Co będzie za pół roku czy rok? Znaczące jest również to, jak łatwo przychodzi bezrefleksyjne podgrzewanie nastrojów. Dla polityka opozycji Grzegorza Ganowicza - przewodniczącego Rady Miasta Poznania i członka Platformy Obywatelskiej - istotne w dobie kryzysu migracyjnego staje się usunięcie gwiazdy z pomnika z obeliska upamiejętniającego poległych w trakcie wyzwalania Poznania i zdobywania Cytadeli żołnierzy Armii Radzieckiej. Pomijając już fakt, że sporą część żołnierzy Związku Radzieckiego stanowili mieszkańcy ówczesnej Ukrainy (nawet dziadek obecnego prezydenta Ukrainy - Zełenskiego walczył w Armi Czerwonej) czy faktycznie jest to działanie najistotniejsze, ważniejsze od przygotowania wsparcia i pomocy dla uchodźców? W tej materii próżno szukać inicjatywy Ganowcza I pozostałej elity rządzącej Poznaniem. Podobnie jak pojawiające się pomysły na likwidację funkcjonującego w Poznaniu Konsulatu Federacji Rosyjskiej to pomysły zgoła absurdalne. W putinowskiej Rosji są osoby, które mimo represji protestują przeciwko wojnie, sama Rosja nie zniknie z mapy nawt jeśli będziemy starali się wymazywać albo pisać na nowo historię burząc jedne pomniki, a może stawiając nowe.
Kolejny kryzys unaocznia braki w wielu obszarach - tanie mieszkania komunalne, zaplecze socjalne i pomocowe, edukacja, praca czy opieka zdrowotna - właśnie stają przed wielkim wyzwaniem, a urzędnicy i odpowiedzialni za ich stan politycy najwyraźniej tego faktu nie dostrzegają, licząc chyba na to, że “samo się zrobi”. Ofiarami brutalnej konfrontacji z takim stanem rzeczy najwyraźniej mają stać sie i przybywający uchodźćy, a razem z nimi my wszyscy. Największym niebezpieczeństwem jest właśnie to, że nie bedziemy dostrzegać wspólnoty ogólnoludzkich interesów i potrzeb. Czy w momencie pojawienia się poważniejszych problemów damy sobie wmówić, że winę ponoszą nowo przybyli, czy raczej uznamy, że to wieloletnie zaniedbania lub inercja ze strony klasy politycznej? Wzmocnienie walki o poprawę bytu jest ważniejsze niż puste gesty, bo nakładki z flagą na portalu społecznościowym nie zapewnią stałego dachu nad głową, stabilnej pracy za godziwe wynagrodzenie, przystępnej i taniej komunikacji miejskiej, miejsca w żłobkach i szkołach, pomocy socjalnej, psychologicznej, zdrowotnej. Rząd już dziś przy okazji ustawy przygotowanej celem pomocy uchodźcom z Ukrainy w specjalnej ustawie usiłował przeforsować korzystną dla własnych funkcjonariuszy poprawkę gwarantującą bezkarność urzędnikom za zmarnowanie publicznych środków w trakcie np.: wojny wypowiedzianej Rzeczypospolitej, stanu wyjątkowego, czy stanu zagrożenia epidemiologicznego. Poprawka na szczęście wykreślona, ale takie i inne działania polityków powinny raczej umocnić nas w przekonaniu, że tylko wspólnym działaniem i pomocą wzajemną, możemy przeciwstawiać się kolejnemu, być może mocnejzemu niż poprzednie, kryzysowi. Podzielone społeczeństwo to takie, którym łatwiej manipulować i rządzić, naprawdę nie są do tego potrzebne słynne "rosyjskie trolle". Zdecydowanie łatwo przychodzi to rodzimej klasie politycznej, już dziś utrwala ona obraz "dobrych" i "złych" uchodźców, tych, którym można i należy pomagać i tych, od których należy oddzielać się murem. Konsekwencję życia za murami niestety możemy odczuć boleśnie wszyscy, choć najmniej zawsze dotyka ona rządzących w pałacach.