Poniżej przedstawiamy wam wywiad z Weroniką jedną z uczestniczek tego protestu
Na początek powiedz coś o sobie – co studiujesz, w jakim trybie i na którym roku. Jaka jest twoja aktualna sytuacja mieszkaniowa
Studiowałam etnologię w trybie dziennym, zakończyłam studia na etapie trzeciego roku. Obecnie, od pół roku mieszkam na Rozbracie.
Sukces strajku zawsze ma wiele matek i ojców. Powiedz jak ty, przyłączyłaś się do strajku okupacyjnego, jak z twojej perspektywy wyglądał jego początek
Uczestniczyłam w konferencji na temat różnych obliczy wyzysku i gdy po wykładzie Katarzyny Rakowskiej [Wykład “Wyzysk w pracy” w ramach Konferencji “Oblicza wyzysku] wszyscy wyszli na schody przed Jowitą, aby zaprotestować przeciwko sprzedaży tego akademika, ja zostałam w środku. Po kilku minutach cała grupa wróciła do środka z uśmiechami na twarzach i okazało się, że zostajemy jeszcze na kolejny zaplanowany wykład. Atmosfera była napięta, nie wiedzieliśmy jeszcze jaka będzie reakcja ze strony władz, pracownicy, którzy byli na recepcji też nie do końca wiedzieli, co z nami zrobić. Próbowali nas namówić, żebyśmy przestali i po prostu sobie poszli. Rozmawiałam też z jedną Panią, która usilnie próbowała nas przekonać, żebyśmy robili to gdzieś indziej, bo ona potrzebuje sali na egzamin dla “poważnych ludzi”, co miało podkreślić, że nasz protest to dziecinada. Niestety nie mogła się bardziej mylić. Pojawił się u nas także kanclerz - [Dr Marcin Wysocki]. Szybko wypracowaliśmy krótkie postulaty, które mogliśmy mu przedstawić [ 1) Żądamy konkretnego planu remontu DS Jowita i przywrócenia budynku do funkcji publicznego, taniego akademika. 2)Żądamy konkretnego planu rozwoju zasobu mieszkalnego uniwersytetu. 3)Żądamy publicznych stołówek i pokoi socjalnych na wydziałach]. Dla mnie był to początek wszystkiego, bo mieliśmy coś konkretnego, o co walczymy.
Co najlepiej zapamiętałaś z dni strajkowych, jakie zdarzenie najmocniej utkwiło ci w pamięci
Myślę, że nie było jednego takiego momentu, protest w Jowicie to był ciągły proces, gdzie dostosowaliśmy przestrzeń do naszych potrzeb, prowadziliśmy długie, często burzliwe dyskusje, które jednak miały nas do czegoś doprowadzić. Studiowałam antropologię, więc zwracałam uwagę na wiele rzeczy, ale gdybym miała wybrać jeden moment to byłby to ten, kiedy wyszedł od nas minister [Minister Nauki Dariusz Wieczore] i zaczęliśmy krzyczeć hasło “uniwersytet dobrem wspólnym” i zobaczyłam łzy w oczach ludzi, którzy potem zaczęli się ściskać z radości. Po tym wyszliśmy na schody Jowity, już praktycznie bez żadnych mediów, bo te potulnie pobiegły za ministrem i świtą akademicką. Za moimi plecami ludzie bili łyżkami w garnki i miskę, wystukując rytmy samby, a my krzyczeliśmy, że jowita zostaje, że to nasz dom. Byłam świadoma tego, że to dopiero początek walki, bo teraz trzeba będzie przypilnować władze, żeby Jowita faktycznie pozostała tanim, publicznym akademikiem, ale poczucia tej wspólnoty, solidarności nigdy nie zapomnę.
Wtedy padło też bardzo ważne hasło: Rozbrat z Jowitą Jowita z Rozbratem. Jest to parafraza hasła: Rozbrat z Cegielskim Cegielski z Rozbratem, które towarzyszyło protestom pracowników Cegielskiego na początku lat 2000. Z tego narodziła się Inicjatywa Pracownicza, która czynnie wspierała okupację. Rozbrat także bardzo nam pomagał, jest to kolejna rzecz, o której nie zapomnę: wielość środowisk i inicjatyw zaangażowanych w cały protest. Rektor Kaniewska próbowała deprecjonować naszą obecność w Jowicie poprzez argument, że nie są to tylko studenci albo nie tylko studenci z UAM, a dla mnie właśnie siła tego protestu leżała w wielości i wspólnym celu. Rektor [prof dr.hab. Bogumiła Kaniewska] i kanclerz [Dr Marcin Wysocki] nigdy nie będą w stanie tego zrozumieć…
W trakcie okupacji odbywały się liczne spotkania i wykłady – opowiedz coś o nich, szukaliście osób chętnych do prowadzenia wykładów czy może same się zgłaszały, jak to wyglądało od tzw zaplecza?
Bardzo szybko wyklarował się pomysł, aby ten protest nie był wyłącznie bezczynnym siedzeniem w Jowicie, ale aktywnym zdobywaniem wiedzy i kontynuacją konferencji. Przyjął on formę teach-in, wykłady i warsztaty prowadziły osoby, które przyjechały na konferencję, ale też szybko zaczęliśmy zapraszać kolejne. Pisaliśmy maile, pytaliśmy naszych wykładowców, czy chcieliby jakoś się włączyć lub chociażby przenieść część zajęć z budynków wydziałowych do Jowity. Część wykładowców nam odmówiła, mówiąc, że popierają nasz protest, ale ze względów logistycznych zajęcia w akademików byłyby zbyt dużym przedsięwzięciem. Powstała jednak cała lista pomysłów na to, co możemy jeszcze zorganizować, i kiedy dostaliśmy już deklarację o zachowaniu Jowity postanowiliśmy zostać do niedzieli, żeby wszystkie wykłady i koncerty mogły się odbyć i żebyśmy mogli to zakończyć na własnych zasadach.
Jowita to nie jedyny akademik, któremu groziło zamknięcie, są przynajmniej jeszcze dwa akademiki w samym Poznaniu, których likwidację ogłoszono chyba też nie przypadkowo w trakcie strajku. Czy dostawaliście jakieś sygnały czy z innych miast, czy z innych uniwersytetów na temat planów likwidacyjnych zasobów lokalowych uniwersytetów
Jeśli chodzi o ogłoszenie związane z akademikami Uniwersytetu Przyrodniczego odbieram to jako zwykłą złośliwość, która miała stworzyć narrację, że walka o Jowitę jest niewystarczająca. Ale zaprosiliśmy tamtejszych studentów do nas, bo będziemy walczyć o akademiki dla wszystkich studentów. Podczas panelu o outsourcingu na uczelni , który przygotował student socjologii w Warszawy, zeszliśmy na temat zamkniętych akademików i klubów studenckich w stolicy. W czasach transformacji uczelnie masowo pozbywały się budynków lub doprowadzały je do tragicznego stanu, aby uzasadnić ich sprzedaż, co także chciano zrobić z Jowitą. Temat zamkniętych lub obecnie zamykanych akademików bulwersuje bardzo wielu studentów, co było słychać podczas rozmów w Jowicie i myślę, że władze uniwersytecie muszą przygotować się na kolejne protesty lub co najmniej być bardziej ostrożne w wyprzedawaniu dobra wspólnego, bo nikt im już tego tak łatwo nie odpuści.
Jakie perspektywy działań środowisk akademickich widzisz w przyszłości, widać zaangażowanie z innych miast i ośrodków akademickich? Czy na razie powinniśmy się cieszyć jedynie z „wygranej Jowity” i nie popadać w przesadny optymizm?
Jeśli studenci i ogólnie środowisko akademickie chce coś zmienić potrzebuje się oddolnie organizować i budować więzi, które są podstawą tego mitycznego środowiska akademickiego, którego moim zdaniem tak naprawdę w tym momencie nie ma. Podczas okupacji pisali do nas i przyjeżdżali studenci z innych miast z prośbami o wsparcie lub o porady jak mają zacząć coś takiego w swoich miastach. Było to bardzo budujące, bo jeśli osoby z Wrocławia dowiedziały się o Jowicie o godzinie 12:00, a o 15:00 były już w pociągu do Poznania, to znaczy, że są naprawdę zdeterminowane i że im zależy. Myślę, że najważniejszy jest właśnie ten czas po zakończeniu okupacji, to teraz można zbudować się prawdziwy ruch studencki. Co do reszty osób związanych z uniwersytetem nie jestem pewna. Lubią opowiadać o protestach, mitologizować i romantyzować je, ale jeśli, poza komisjami związkowymi na uczelniach, nie byli oni w stanie pokazać nam szerszego wsparcia, to czarno to widzę.
Jeśli chodzi o wygraną, to jest to dopiero sam początek. Ja i wiele innych osób zdajemy sobie sprawę z tego, że przed nami jeszcze dużo pracy. Nasze postulaty były szersze niż sama Jowita. Chcemy akademików dla wszystkich studentów w całej Polsce, gdzie ceny będą regulowane i nie będą zależały od stanu akademika, chcemy tanich, publicznych stołówek dla wszystkich.