W poprzednim artykule trochę przesadziłem. Nie przy charakterystyce formacji państwowej „Ukraina”, oczywiście że nie. To takie same bagno, być może nawet gorsze niż wiele innych tego typu formacji, które nie powinny istnieć. Darujcie sobie na starcie porównania moich słów z putinowską retoryką.
Marzy mi się upadek wszystkich bez wyjątku represyjnych systemów państwowych, a nie flaga jednego imperium powiewającą nad światem. Obecnie często można napotkać hasło Russia delenda est – Rosja musi być zniszczona. Stanowczo oświadczam, że to samo odnosi się do Ukrainy, Ameryki i każdego innego więzienia dla jednostki, pod jakąkolwiek flagą.
Moja retoryka może się wydać małostkowa, mało konstruktywna i negatywna, gdyż oparta została dotychczas na samej krytyce. Mogę zapewnić, że każdy wiersz z argumentami „przeciw” wojnie i udziałowi w niej wyrasta z tego pozytywnego „za”, które jest ważnym konstruktywnym początkiem działań własnych i zbiorowych.
A wy, moi drodzy czytelnicy, chcielibyście się dowiedzieć co można zrobić, czyż nie?
Gwoli sprawiedliwość należy wyznać jeszcze jedną prawdę (a prawda bywa gorzka). Ruch anarchistyczny jako taki był całkowicie nieprzygotowany na wydarzenia, które miały miejsce w Ukrainie.
Bez względu na to, do jakiego nurtu należycie, czy reprezentujecie jakąś organizację, czy też występujecie we własnym imieniu, czy jesteście częścią rozgałęzionej struktury solidarności, być może nawet oddziałów anarchistycznych, jedno jest jasne – ruch anarchistyczny nie sprostał wyzwaniom wojennym. Wszystkie bez wyjątku kolektywy i stowarzyszenia, zaprzysięgli indywidualiści i freakowaci downshifterzy, nauczyli się pisać górnolotne frazesy, tworzyły (zasadniczo marginalne) zasoby informacyjne, rysowały znakomite plakaty, tworzyły niezwykle wymyślne hasła, a niektórzy nawet doskonale nauczyli się walczyć z policją i mieszać wyborne koktajle Mołotowa.
Przez całe 2 miesiące toczącej się wojny nikt nie wymyślił, jak możemy przeciwstawić się militarnej agresji oznaczającej starcia regularnych wojsk, stan wojennym i wzrost nacjonalizmu do skrajnie prymitywnego poziomu.
Jednym z głównych wskaźników naszej słabości jest fakt, że ogromna liczba anarchistów różnych barw całkowicie uległa państwowej, nacjonalistycznej retoryce i wstąpiła w szeregi regularnych jednostek wojskowych armii ukraińskiej. Jednocześnie ogromna część z nich przejęła także retorykę i poglądy broniącej się strony konfliktu.
Całkowity brak autonomii, aż do utraty własnych ram ideologicznych i światopoglądowych, jest wynikiem słabości i nieprzygotowania anarchizmu jako idei oraz anarchistek i anarchistów jako nosicieli tej idei.
Ale dość już narzekań, przejdźmy do rzeczy!
Pierwszym krokiem na drodze do wyzdrowienia jest rozpoznanie i uświadomienie sobie choroby. Anarchiści muszą przyznać, że cała ta solidarność, którą wielu wyobraża sobie jako prawdziwą walkę z niesprawiedliwością, jest znacznie skuteczniej realizowana przez państwa, a obecna działalność anarchistów nie jest czymś, co można by przeciwstawić kolumnom sprzętu wojskowego ani nawet temu, że towarzysze w pobliżu nagle krzykną „chwała Ukrainie”.
Nasze koncerty, akcje solidarnościowe, setki artykułów na stronach internetowych, gorące dyskusje o tym, kto jest anarchistą, a kto nie, tysiące manifestacji z pięknymi transparentami nie przygotowały nas na ataki rakietowe i bombowe. Tylko nieliczni z nas trzymali broń w rękach, chociażby ćwiczyli na strzelnicy. Być może ktoś trenował walkę nożem lub studiował materiały wybuchowe. W ramach ruchu ludzie ci byli postrzegani jako przygłupy opętane ideą przemocy.
Stąd pierwsza, najważniejsza rada: wyhodujmy sobie zęby. Raca na liberalnym wiecu nie jest radykalizmem ani wskaźnikiem „uzębienia” ruchu. Natomiast przyswojenie sobie rudymentów wojskowego rzemiosła, choćby pobieżna znajomość konstrukcji karabinu maszynowego, wiedza jak prawidłowo z niego strzelać w różnych pozycjach – to już ważna zaleta.
W wolnym czasie zaczęliśmy angażować się w taktyczne gry airsoftowe, omawiać wybrane schematy starć miejskich i terenowych. Okazało się, że osoba, która choć raz w życiu wystrzeliła z prawdziwej broni, nie mówiąc o tych, którzy służyli w wojsku, ma ogromną przewagę nad tymi, którzy nigdy nie słyszeli o niczym wojskowym czy taktycznym. Ludziom dosłownie tłumaczyć trzeba było, z której strony chwycić broń.
Jakie wnioski można wyciągnąć z powyższych rozważań?
Przygotujcie się! Regularne szkolenie z towarzyszami broni, zrozumienie budowy nowoczesnej broni, składu i wielkości armii, przybliżona orientacja w procesach i metodach prowadzenia współczesnych wojen może dosłownie uratować życie Wasze i waszych bliskich. O ile oczywiście nie chcecie zdać tych procesów na łaskę państwa i struktur władzy.
W dzisiejszym świecie mamy możliwość zorganizowania się ze znajomymi, zakupu niezbędnej repliki broni i trenowania podstawowych elementów walki na poligonach i w lasach. Zbierzcie swój zespół, wyjdźcie czasem postrzelać z prawdziwej broni, utrzymujcie dobrą kondycję fizyczną, szukajcie godnych zaufania instruktorów, nawiązujcie kontakty z lokalnymi organizacjami publicznymi, aby w razie potrzeby mieć wszystkie niezbędne kontakty i dostęp do zasobów.
Świetną pomocą byłoby stworzenie chociażby małego arsenału strzeleckiego w celu zaopatrzenia w broń siebie i grupy najbliższych współtowarzyszy.
Ale co z tymi, którzy wciąż tkwią w teatrze działań wojennych lub tam się wybierają?
Lepiej nie jechać. Jak opisano powyżej i w ramach poprzedniego artykułu, to wszystko grozi całkowitą utratą autonomii i podmiotowości, nawet jeśli w oddziale jest was kilkadziesiąt osób. Pamiętać należy, że bronić będziecie państwa, które regularnie prześladuje wolnościowców i posyła ich na pożarcie lewiatanom, takim jak Białoruś czy Rosja. Jeśli już tam jesteście i macie ukraińskie obywatelstwo, to sprawa wygląda problematycznie. Represyjny system zabrania opuszczania kraju i zobowiązuje do spłacenia jakiegoś mitycznego długu wobec gówna zwanego „ojczyzną”. Dezercja w takim kontekście powinna być postrzegana z szacunkiem jako rzecz godna podziwu, szczególnie jeżeli przy okazji udało się uspołecznić kilka sztuk broni strzeleckiej. Jest to jednak również niezwykle niebezpieczne w sytuacji eskalacji działań wojennych i wzmożonej pracy służb specjalnych Ukrainy.
Przede wszystkim radzę przeżyć. Brzmi to dziwnie i banalnie, ale jest to najbardziej perspektywiczna opcja dla całego ruchu anarchistycznego, jaka pozostała na tym świecie. Nie warto brać udziału w samobójczych lub synonimicznych „bohaterskich” zadaniach, a jeśli zostaniecie na nie wysłani, przejdźcie do opcji „dezercja”.
Dlaczego przetrwanie jest ważne? Przede wszystkim dlatego, że teraz to wy będziecie nosicielem wyjątkowego doświadczenia, które jest niezwykle potrzebne tam, gdzie wojna jeszcze się nie zaczęła, ale w lada chwila może się rozpętać.
Jak najlepiej sformować patrol, zorganizować dyżur, pilnować obiektu, poruszać się po okolicy z bronią i w ogóle w co się do tego ubrać. Wasi koledzy bojownicy o lepszy świat na razie tego nie wiedzą. Oni tam pakują paczki do Ukrainy i w najlepszym razie strzelają się plastikowymi kulkami, dość chaotycznie i nieudolnie.
Przy tworzeniu jednostki bojowej zdolnej do działania w warunkach kryzysowych, oddziału, przyda się doświadczenie fachowca, zwłaszcza jeśli zostało przywiezione z terenu bezpośrednich działań wojennych. Nie próbujcie tam bohatersko umrzeć za integralność kraju, niebiesko-żółte płótno, albo za coś tam jeszcze innego. Spróbujcie wydostać się stamtąd tak szybko, jak to możliwe, w momencie, w którym zrozumiecie, że nie nauczycie się tam już więcej niczego pożytecznego.
W sumie to wszystko. I oczywiście te wskazówki dotyczą tylko tych z nas, którzy w jakiś sposób wyobrażają siebie w roli aktywnych uczestników działań wojennych, kryzysów i innych ekstremalnych procesów. Ci, którzy nie chcą mieć z tym nic wspólnego i wolą kontemplować bieg wydarzeń trzymając w ręce szklaneczkę ulubionego trunku, niech wypiją za nasze zdrowie!
Spróbujcie nie walczyć i nie chorować.